viginti

1.3K 204 48
                                    

Yuta i Sicheng zostali zmienieni przez jakichś młodszych chłopaków około czwartej nad ranem. Nieśpiesznie opuścili wartownię i ruszyli w stronę obozu. Powieki mieli ociężałe, a każdy następny krok wymagał coraz więcej wysiłku. Powłóczyli nogami, przez co leśna ściółka szeleściła w irytujący sposób. Ten dzień był bardzo wymagający, ogrom zdarzeń wręcz przygniatał, więc jedyne, o czym teraz marzyli, to ciepły śpiwór i brudna kanadyjka.

Przeszli pod szlabanem, rzucając ciche „Cześć" do Donghyuka, przysypiającego na warcie. Obok niego siedział jeszcze jeden chłopak, tylko ten był zawinięty w koc i już całkowicie odpłynął, więc Yuta nie mógł dojrzeć jego twarzy. Zresztą, w tym momencie niespecjalnie go to obchodziło.

Gdy wreszcie dotarli do namiotu, Sicheng od razu padł na swoją kanadyjkę i owinął się śpiworem. Yuta dołączył do niego, zaraz jak tylko ściągnął brudną koszulkę i rzucił ją w kąt namiotu.

~
— Wstawać! — krzyknął Taeyong, wchodząc do namiotu. — Wstawać! Dałem wam pospać, wystarczy. Zaraz dziesiąta. Pamiętajcie, dziś dzień bez koszulki!

Sicheng delikatnie otworzył oczy, zamykając je zaraz przez rażące światło. Szturchnął łokciem Yutę, który tylko mruknął pod nosem i przysunął się bliżej do niego.

— Macie dwie godziny, żeby się spakować i złożyć namiot. Potem idziemy nad jezioro — Taeyong pokręcił głową i wyszedł z namiotu.

Chińczyk jeszcze raz spróbował otworzyć oczy. Światło prześwitujące przez dach nie było aż tak mocne, jednak zajęło mu to chwilę nim się do niego przyzwyczaił. Ponawiał próby jeszcze kilka razy, aż jego oczy przestały piec.

— Yuta, wstawaj — szepnął.

Chłopak tylko pokręcił głową i uśmiechnął się pod nosem.

— Yuta! — mruknął Sicheng, już bardziej surowym tonem.

Na twarzy Japończyka pojawił się lekki uśmiech.

— Nie wstanę, póki nie dostanę zachęty.

— Jakiej?

Usta uformowane w zgrabny dzióbek miały starczyć za odpowiedź.

Sicheng zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową. Pomysłowość jego chłopaka była nie do opisania. Chińczyk zbliżył się do niego, szybko cmoknął w usta, a potem delikatnie szturchnął, przez co Yuta bezwładnie zsunął się z łóżka.

— Au! Sicheng! — krzyknął poszkodowany, natychmiast podnosząc się na nogi.

— Ups — winowajca parsknął śmiechem. — A teraz chodźmy to spakować i zbierajmy się nad jezioro.


~

„Wyjście nad jezioro" okazało się jeszcze bardziej umowne, niż Taeyong podejrzewał. Donghyuk, Mark i Taeil razem z młodszą drużyną poszli przygotować pułapkę na druhów. Czerwonowłosy przestrzegł ich tylko, że nie bierze na siebie odpowiedzialności za głupie pomysły, czym chłopcy wcale się nie przejęli.  Jaehyun i Youngho poszli pożegnać się z dziewczynami, a reszta bez słowa rozeszła się po obozie. Skończyło się na tym, że nad jezioro udali się jedynie Chittaphon, Taeyong, Yuta i Sicheng.

Yuta i Taeyong od razu wskoczyli do chłodnej wody, a Taj zaciągnął ze sobą Chińczyka na molo.

— Nie chcesz pływać? — spytał zdziwiony Sicheng.

— Nie chce być mokry — odpowiedział Chittaphon, siadając na skraju drewnianego pomostu. I dodał, wzruszając ramionami — I tak nas zmoczą.

Poklepał miejsce obok siebie, zachęcając Chińczyka by do niego dołączenia. Obaj zamoczyli stopy w wodzie. Pomost był porośnięty zielonkawymi glonami, które powoli wiły się na palach z ciemnego drewna. Gdzieniegdzie brakowało deski, a konstrukcja okazała się chybotliwa. Zresztą, cały pomost był spróchniały.

camp → yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz