quinque

1.8K 295 118
                                    

Gdy zbiórka się skończyła, Yuta i Sicheng szybko ewakuowali się do namiotu, aby nie musieć sprzątać po ognisku, choć ciemnowłosy dobrze wiedział, że i tak zajmie się tym Mark i Taeil, którzy wcześniej podpadli Taeyongowi. Sichengowi nie dane było dowiedzieć się co takiego przeskrobali, gdyż Yuta zrobił z tego tajemnicę. Była to długa historia, której nawet sam do końca nie rozumiał, choć był jej naocznym świadkiem.

Blondyn szybko położył się spać. Yuta poszedł sprawdzić, czy ognisko zostało dobrze zgaszone i czy w miejscu gdzie się paliło panował porządek. Po nich mógł się spodziewać wszystkiego, nawet tego, że ognisko nie zostanie ugaszone, aż do świtu.Wstąpił, że druh (bądź ktokolwiek inny) pofatygował się, aby to sprawdzić. Jednak, gdy nie zauważył niczego, co odbiegało by od normy, to wrócił namiotu i od razu padł ze zmęczenia na swój materac. Spojrzał zmęczonym wzrokiem na blondyna, który głęboko oddychał. Patrząc na chłopaka, jego powieki stały się cięższe, a on sam odpłynął.

Rankiem Yuta powiedział, że musi jeszcze sprawdzić maszt, a dokładnie zmienić liny na nowsze, aby stał się bezpieczniejszy i łatwiejszy w obsłudze. Chińczyk ochoczo zgodził się pomóc, choć wiedział, że te umiejętności nigdy nie przydadzą mu się w życiu. Podążył za chłopakiem, który zaprowadził go do pala, na którym powiewała szaro-czarna płachta. Yuta spojrzał na konstrukcje, głośno wzdychając. Wzruszył ramionami, lekko kręcąc głową. Pociągnął za sznur, aby ściągnąć flagę, a potem zsunął całą linę. Przełożył nowy sznur przez ramię, a potem oplótł nogami pal, który imitował maszt. Podciągnął się wyżej, wypuszczając ze swoich płuc całe powietrze. Chwilę później znajdował się już dwa metry nad ziemią.

— Jak będę spadać to mnie złap — roześmiał się Yuta, jednak Sicheng potraktował go całkowicie poważnie. Zaczęło go zastanawiać, jakim cudem da radę złapać chłopaka. Geniuszem z fizyki nie był, ale jakoś udało mu się wyliczyć, że lżejszy od niego Yuta, podczas spadania będzie ważyć więcej.

Blondyn przyglądał mu się uważnie, jak pokonuje kolejne wysokości bez najmniejszego strachu, czy też trudu. Zazdrościł mu odwagi, pewności siebie i sprawności fizycznej. Zaczynał uważać go za chodzący ideał. Chciałby być taki jak on - mądry, gadatliwy, interesujący z dużą ilościom znajomych.

— Sicheng! — usłyszał za sobą głos. Odwrócił głowę, szukając wzrokiem osoby, która go zawołała. — Mam do ciebie bojową misję — uśmiechnął się Taeyong. 

 Sekundę później czerownowłosy stał tuż obok niego, głupio się szczerząc.  

— Yuta! Tylko uważaj, a nie, jak ostatnim razem — zaśmiał się, przestrzegając chłopaka. — Nie będę tym razem zbierać cię z podłogi. Wracając do tematu — chrząknął, przenosząc wzrok na blondyna. — Słyszałem, że dobrze rysujesz, a pojutrze musimy zakraść się do czerwonych. Jednak kompletnie nie znamy układu ich obozu, bo przenieśli się do nowego miejsca. Razem z zielonymi chcemy przeprowadzić tam akcję, jednak powinniśmy być obeznani w terenie — zaczął. 

 Sicheng z każdym słowem otwierał oczy jeszcze bardziej, nie wierząc w to co mówi do niego czerwonowłosy. Ma iść na zwiady? Spodziewał się, że w końcu dostanie jakieś pożyteczniejsze zajęcie, ale wątpił, że w trzeci dzień! Przecież on sobie nie poradzi, nawet jeśli chodzi o prostą komunikacje. 

— Jestem już umówiony z jednym z zielonych. Powinien być tu za chwilę. Wytłumaczy ci co i jak. Potem razem będziecie odwzorowywać obóz, przerysowując go na kartkę. Musicie zachować, jak najwięcej szczegółów.

— Nie uważasz, że Sichengowi będzie ciężko się porozumiewać? Wiesz...w stresującej sytuacji nawet nam się język plącze, a koreański nie jest jego ojczystym języ-- — nie dokończył Yuta, który bardzo nie chciał, aby blondyn odszedł. Bardzo polubił jego towarzystwo. Fakt, że blondyn jest jeszcze nie do końca pewny i lekko uzależniony od niego przez barierę językową nawet mu się podobał. Mimo to wiedział, że gdyby Sicheng mówił dobrze po koreańsku, to i tak by się z nim przyjaźnił. 

camp → yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz