2.

1.1K 98 10
                                    

Ciszę przerwał ostry dźwięk budzika oraz podążający za nim jęk niezadowolenia. Spod kołdry powoli wychynęła ręka, przez chwilę macała szafkę nocną, po czym natrafiła na guzik wyłączający tę piekielną maszynę. Po tym ręka znów opadła, a postać pod kołdrą przez dłuższą chwilę tkwiła w bezruchu, mamrocząc coś o niesprawiedliwości czy też niemoralności wstawania tak wcześnie rano. Jednak chyba w końcu stwierdziła, że czas wstać, bo spod przykrycia wychyliła się kolejna część ciała. A była to głowa zwieńczona jednym, wielkim, blond kołtunem. Spod krzaczastych brwi spoglądały zaspane, niemożliwie zielone oczy.
- suis-je?- wymamrotał po francusku, rozglądając się po pokoju. Po chwili wstał, ale przez zawroty głowy musiał się czegoś złapać, bo by upadł. Artur potarł skronie, próbując odgonić budzący się ból. Nagle zadzwonił telefon. Anglia niemrawo pomacał szafkę nocną, próbując go znaleźć, a pulsujący ból nie dawał mu myśleć jasno. W końcu udało mu się natrafić na źródło głośnego dźwięku, powodującego objawy migreny.
- Sacrebleu, kto dzwoni tak wcześnie?- wymamrotał, odbierając.
- Dzień dobry, Anglio- po drugiej stronie słuchawki odezwał się niezbyt zadowolony głos Prus.
- Gilbert, o czym ty mówisz, to ja, Francis- powiedział głośno. Jednak natychmiastowo zasłonił sobie usta, zdając sobie sprawę z tego, że brzmi dokładnie jak Artur.
- W takim razie radzę spojrzeć w lustro- głos Prus był zimny i oschły, a po tych słowach po prostu się rozłączy z ciężkim westchnieniem. Jednak Francis nie miał czasu przejmować się dziwnym zachowaniem przyjaciela, bardziej przejmował się swoją migreną i szukaniem lustra. Gdy nareszcie je znalazł, zamarł w przerażeniu. Niepewnie dotknął tafli, po czym zdruzgotany powoli osunął się na kolana. Ból głowy nagle ulotnił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pozwalając nacji poskładać wszystko w logiczną całość. Francis jeszcze raz spojrzał na swoje zielone, rozszerzone ze strachu oczy. Wtedy też w jego głowie zaświtała pewna myśl. Skoro on jest w ciele Artura, to czy Artur był..... w jego ciele?

Artur powoli otworzył oczy i uśmiechnął się lekko. To było miłe, że nie obudził go drażniący uszy dźwięk budzika ani jego poranna migrena. Powoli wyciągnął rękę do stolika nocnego, by wyłączyć złośliwe urządzenie, zanim postanowi zniszczyć jego dobry humor, ale jego dłoń natrafiła tylko na kieliszek do wina. Zdziwiony Artur podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał po pokoju. To nie był jego dom. To nie był jego pokój. To nie było jego łóżko. To było mieszkanie Francisa. Wystraszony szybko spojrzał na miejsce obok niego na łóżku. Było puste... Nagle Artur poczuł, że coś łaskocze go w szyję i między łopatkami. Gdy do tego sięgnął, jego dłoń natrafiła na luźno związane włosy. Długie włosy. Mężczyzna momentalnie zerwał się z łóżka i popędził do łazienki. Nie, nie, nie, to nie może być prawda. To jest niemożliwe. Jednak jego odbicie doszczętnie zniszczyło resztki nadziei, które jeszcze miał. Z lustra spoglądała na niego wystraszona twarz Francisa. Powoli cofnął się i usiadł na krawędzi wanny, kryjąc twarz w dłoniach. Jak to w ogóle mogło się stać? Nic wczoraj nie pił, nie czarował, nie zamienił się w Anioła Brytanii... Co mogło to spowodować? Powoli, w zamyśleniu, przejechał palcami po zaroście. To było dziwne. Nic ostatnio nie robili. Nic, co by wykraczało poza normę. Chyba? Artur od razu spoliczkował się za brudne myśli, po czym zwalił wszystko na fakt, że jest teraz w ciele Francji. Nagle coś mu zaświtało w głowie, ale zanim myśl uformowała się całkowicie, rozmyślenia przerwał przeraźliwie głośny dzwonek do telefonu. Anglia wziął telefon i ze złością spojrzał na nazwę wyświetlającą się nad jego numerem.
- Słu...- zaczął Artur, ale jego wypowiedź szybko została przerwana.
- ARTUR, MASZ MI TO WSZYSTKO WYTŁUMACZYĆ TERAZ, ZARAZ, NATYCHMIAST- z głośnika ryknął jego własny głos, sprawiając, że Artur odsunął od siebie telefon na wyciągnięcie ręki. Zaraz za tymi słowami poleciała wiązanka francuskich przekleństw.
- Francis, uspokój się- Artur skrzywił się, słysząc głos Francisa wydobywający się z jego własnych ust i to jeszcze z tym tandetnym, francuskim akcentem. Najprawdopodobniej ich ciała były zbyt przyzwyczajone do starego sposobu mówienia, by teraz zmieniać przyzwyczajenia językowe. Nawet gdy Francis mamrotał po francusku, słowa były przesiąknięte brytyjskim akcentem.
- Francis- powtórzył Anglik, tym razem głośniej. Bezsensowna paplanina od razu ustała.
- Artur, jeśli to twoja sprawka, przysięgam na....- tym razem Brytyjczyk zdążył przerwać Francuzowi zanim ten znów się rozkręcił.
- To nie moja wina i nie, nie wiem, dlaczego to się stało- powiedział sucho Artur, krzywiąc się lekko.
- W takim razie kto jak nie ty?- zapytał Francis, powoli się uspokajając.
- Już mówiłem, że nie wiem. O ile dobrze pamiętam Rumunia gdzieś posiał wszystkie swoje magiczne przedmioty i księgi, a Norwegia po ostatnim wypadku z Danią i Szwecją odpuścił sobie czary na dłuższy czas- Anglia uśmiechnął się, wspominając jak to wraz z Lukasem zaczarowali księgi Vlada, by stały się niewidzialne. Rumunia chyba dalej ich nie odnalazł. A ta sprawa z Danią i Szwecją..... to była katastrofa. Nic dziwnego, że Norwegia potrzebował po tym dłuższego odpoczynku. Nagle w umyśle Angli pojawiła się pewna, niepokojąca myśl. Miał jednak nadzieję, że to nie jest prawdą.
- Powiedz mi, czy ktoś do mnie próbował się dodzwonić?- zapytał, nerwowo przełykając ślinę.
- Oui, Prusy- odparł Francis, jakby to było całkiem normalne. Ale nie było, bo jedyną osobą z braci Beilschmidt, która do Artura kiedykolwiek raczyła zadzwonić, był Niemcy. Anglia miał wielką nadzieję, że się mylił. Ale to go tylko utwierdziło w tym przekonaniu.
- Francis, zadzwoń do chłopców i powiedz, że mają przyjechać do mnie do domu do Londynu, niezależnie od tego w jakim stanie teraz są. Ja oddzwonię do Prus i sam przylecę- Brytyjczyk rozłączył się zanim Francuz mógł cokolwiek odpowiedzieć. Nie miał ochoty słuchać jego bezsensownych pytań. Znalezienie książki telefonicznej nie należało do łatwych zadań, ale na pewno było łatwiejsze niż rozszyfrowanie hasła do telefonu. W końcu udało mu się wydobyć do Prus i szybko go wklepał do "połączeń alarmowych".
- Ja?- po drugiej stronie telefonu odezwał się oschły głos byłej nacji, co tylko utwierdziło Artura w jego przekonaniu.
- Rozumiem, że rozmawiam z Ludwigiem Beilschmidt- Anglia pytająco uniósł jedną brew.
- Ja, ich bin- padła krótka odpowiedź, a zaraz za nią proste stwierdzenie.- Więc ty musisz być Wielką Brytanią, a nie Francją-

- Zgadza się

Ty chyba żartujeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz