SAM'S P.O.V.
Po powrocie z kolejnej walki rzuciłem się na łóżko. Brak snu przez ostatni tydzień dawał mi się już wystarczająco we znaki żeby nie kontaktować. Równie dobrze mogło by mnie teraz coś zabić, a ja bym tego pewnie nie zauważył. Po chwili poczułem materac uginający się pod ciężarem brata.
-Nieźle - poczułem znajome ciepło dłoni na plecach.
-Mhm... - wymruczałem w półśnie.
- Powracamy do wprawy sprzed śmierci Gabriela - szepnął jakby sam do siebie.
Popatrzyłem w jego stronę zmieszany. Dlaczego musiał znowu o tym wspomnieć? Zawsze, gdy próbuję zapomnieć, on na każdym kroku robi wszystko, by do tego nie doszło.
Zdenerwowany napływem myśli wstałem z łóżka.
-A ty gdzie? - zawołał zdezorientowany Dean.
Nie dostał jednak mojej odpowiedzi.
Oparłem się o mur i wygrzebałem z kieszeni reszty drobnych, by po chwili wrzucić je do automatu i kliknąć odpowiedni numerek.
Puszka napoju wylądowała na dnie urządzenia z głośnym stuknięciem.Obejrzałem się dookoła i sprawdziłem okolice. Byłem wyczulony na wszystko po jego odejściu.
Te słowa tłumiły się w moim umyśle jak coś niemożliwego.
Anioły zabijające Anioły. Do czego doszło w tym wszechświecie?Pomijając już, że moim przyjacielem był sam Archanioł.
No właśnie był.
Zginął w walce, zaskoczony od tyłu. Widziałem to. Widziałem wszystko. Mogłem cokolwiek zrobić, ale zawaliłem.Moja pięść zaliczyła głośne spotkanie ze ścianą.
-Sam? - usłyszałem głos brata.
Odwróciłem głowę, by spojrzeć w jego kierunku.
Nie miałem ochoty na tłumaczenie się, czy czułe słówka. Zresztą to chyba rodzinne.
-Wiem, że to dla Ciebie trudne... - zaczął szukając odpowiednich słów.
-Dean, odpuść - odparłem beznamiętnie.
- Dobrze... - odpowiedział po chwili i westchnął - ale pamiętaj, że zawsze jestem z tobą.
Patrzył na mnie przez chwilę, jakby próbując znaleźć jeszcze odpowiednie słowa, ale po upływie kilku sekund skinął głową i wrócił do motelu.
Szedłem pustą ścieżką, którą o tej porze oświetlały już tylko pojedyncze lampy niedaleko drogi. Przypominałem sobie wszystkie te momenty, analizując je w kółko od nowa.
Gabriel był moim przyjacielem.
Owszem, czasem był dupkiem, ale potrafił też znaleźć chwilę, by mnie wysłuchać, zrozumieć i pomóc, gdy inni odwracali się ode mnie.Wtedy tego nie rozumiałem i choć to szalone to uważam, że mogłem coś do niego czuć, ale co to za różnica?
On był Archaniołem, a ja zwykłym człowiekiem, w dodatku znajdującym się na liście Króla Piekieł.
Kiedy Gabriel umarł byłem załamany jak wszyscy. Nie mogłem dać tego po sobie poznać, ale czułem wielką pustkę, wręcz nie do opisania i nie mogłem nic z tym zrobić.
Przeczytałem tysiące książek, ale na nic mi się to nie zdało. Gabriel pozostał i pozostanie martwy.
Często rozmyślałem, gdzie teraz jest? Może cierpi w piekle? A może jest w swoim własnym Niebie, szczęśliwy tam u góry?