-Nie moja wina, że Cas stał się jebaną dziwką Crowley'a! - wrzasnął Dean.
-Dobra, uspokój się, wiesz że może nas podsłuchiwać - szepnął Sam.
-Przecież nie wyjdzie mi z tyłka!
-Dean... - chłopak nagle usłyszał głos za swoimi plecami.
-Cas, wyjdź z mojego tyłka! - krzyknął zdenerwowany.
-Dean, ja nigdy nie byłem.. - Castiel urwał widząc wymowną minę Sama.
-No tak, w końcu jestem tylko gościem w głupim płaszczu. - pomyślał i mentalnie przewrócił oczami.
Ludzkie zachowanie go interesowało, ale jednak często także brzydziło.
Przystawił dwa palce do czoła chłopaka i w ułamku sekundy znaleźli się w innym miejscu.
-Cas? Co do.. - urwał Dean.
-Musimy porozmawiać - odparł Anioł - sami.
-Nie możesz mnie tak po prostu przenosić z miejsca na miejsce. Nie jestem twoją.. - Castiel najchętniej dawno by go zniszczył. Tyle dla nich zrobił, a oni nie darzyli go ani gramem szacunku.
Aroganckie dupki myślące, że będą żyć wiecznie. Oh poczekaj, paru z nich już chyba wystarczająco posmakowało życia(a raczej nieżycia) tam na dole. Najwidoczniej nie wystarczająco.
Jednak coś nie pozwalało upadłemu Aniołowi zlikwidować braci Winchester. Tylko co?
-Dean, obiecuję Ci, że wytłumaczę wszystko, gdy tylko będę mógł, ale musisz współpracować. Musimy zniszczyć tego, który zrzucił przed laty Lucyfera do piekieł. To ważne.
-O nie, nie my. Ty musisz. Ta cała wasza dziecinna bitwa domowa to nie nasza sprawa, Cas. Już dużo zdziałaliśmy. Bachory muszą się pogodzić.
Anioł uderzył pięścią w mur budynku pozostawiając trwały ślad na co Dean wzdrygnął się mimowolnie.
-Nie pytam Cię o zdanie, Dean. Proszę Cię tylko, byś mnie wchodził mi w drogę. Nie chcę robić Ci krzywdy.
-Wiesz co Cas? Wal się - powiedział chłopak, lecz Anioł już zniknął.
-I co zostawisz mnie tu? Może jakaś niebiańska taksówka, huh? - wrzasnął w kierunku nieba.
W ułamku sekundy poczuł zapach alkoholu i głos Sama z pokoju obok. Znajdował się w domu.
-Bobby? Sam?
-Więc? - zaczął Bobby pytająco.
-Więc co? - spytał Dean.
-Jak tam Anielskie Star Warsy?
-To co zawsze. Gadka o zniszczeniu Archanioła. Nic dalej nie wiemy.
Mężczyzna przy stole upił kolejny łyk piwa.
-To dlaczego Cię przeniósł?
Dean spojrzał w pustą ścianę.-Nie mam pojęcia.
-Powinienem był już dawno ich zabić - syknął Crowley.
-Wiesz, że jeżeli spadnie im włos z głowy to pożałujesz - odparł Anioł z powagą w głosie.
-Masz zamiar chronić ich do końca życia? - zaśmiał się król niejakich Piekieł. - Czyli jakieś dwa dni swoją drogą - dodał.
-Są moimi przyjaciółmi - rzekł sam lekko wątpiąc we własne słowa.
-Przyjaciółmi? Castiel sprzedaliby Cię za puszkę piwa - zadrwił. - pomyśl, tylko nam przeszkadzają. Razem moglibyśmy tyle osiągnąć.
-Włos z głowy - szepnął anioł wymownie przejeżdżając palcem po szyi.
