Na początku był chaos.
Praca pozwalała mi zapomnieć o bólu i stracie, a przynajmniej przez jakiś czas tak mi się wydawało.
Walka, krew, adrenalina. To wszystko przestawało wystarczać, by zająć mój umysł. Te obrazy powracały do mojej pamięci w każdej minucie mojej egzystencji.Zaczęło się od koszmarów.
Nocnych mar przedstawiających śmierć Gabriela i wszystkie opcje, których nie wykorzystałem.
Koszmary, z których budzisz się że łzami w oczach, powstrzymując płacz i krzyk, gdy twój brat pyta, czy wszystko dobrze.
Koszmary, które nigdy się nie kończą.
Koszmary, które powoli wkradają się do twojej rzeczywistości aż przestajesz odróżniać ją od fikcji.
Koszmary, które stały się rzeczywistością.Później były głosy.
Po zapadnięciu zmroku, w każdym kącie pokoju, kuchni, czy łazienki.
Głosy uświadamiające mi moją bezwartościowość, moją bezlitosność, pustkę.
Miałem tyle szans, by go uratować i nie zrobiłem nic. Przełożyłem marne nadzieje i strach nad jego życie. Byłem nikim. Marnym pyłem spod buta samego Lucyfera. Dzieckiem ubrudzonym krwią demona. Mężczyzną, który zniszczył każdego kto potrafił go kochać.
Przestałem w końcu wiedzieć czym lub kim jestem. Gardziłem sobą.Ostatnim etapem były omamy wzrokowe.
Gabriel stojący przede mną z wielką plamą krwi na koszulce.
Pamiętam każdy detal jego oczu i łez.
Pamiętam codziennie słyszane slowa: "Dlaczego, Sam?", gdy ja nie znałem odpowiedzi.
Pamiętam strach i niepewność, gdy mogłem tyle zdziałać.Zacząłem walkę o życie, walkę o dzień.
Wiedziałem, że wszystko znika wraz z powrotem porannego światła.
Głosy cichną, a mary znikają w kącie pokoju aż do kolejnego wieczora.
Każdej nocy mówiłem sobie, że jeszcze tylko parę godzin, jeszcze tylko parę dni, tygodni, miesięcy.
Jestem Winchesterem, nie mogę się poddać.Lecz skończyłem tutaj, stojąc z nabitym pistoletem w pustym pokoju.
Znowu widzę jego łzy.
- Dlaczego, Sammy? - słyszę.
Podchodzę bliżej zakrwawionej postaci i przystawiam pistolet do własnej skroni.
- Już niedługo, Gabriel. - mówię. - już niedługo Cię znajdę, obiecuję.
Dean wrócił do bunkra, lecz jego kroki ucichły w odgłosie strzału.
Słyszę swoje imię.
- Już niedługo - słyszę własny szept.