9.Sabrifer

487 23 0
                                        

Uczucia nigdy nie były mocną stroną Sama. Całe życie w trasie i próbie dożycia kolejnego dnia były równe z przelotnymi związkami i pozostawianiu co najwyżej złamanych serc, czy żałosnych, miłosnych liścików. Odczuwał poczucie winy za to wszystko, ale po jakimś czasie stało się to mu obojętne, kolejna codzienność, z którą trzeba się kiedyś zmierzyć.
Uniwersytet i związek z Jess były jego nową szansą. Czuł, że tu jest jego miejsce, nowa przyszłość, chociaż w głębi wiedział, że życie to nie bajka, nie mogło być tak pięknie.
Wspólne wyjścia, obiady, pocałunki i spędzone chwilę były odskocznią od dawnej rzeczywistości, sensem życia, nową nadzieją. Wszystko zdawało się być perfekcyjne. Aż nadto. Aż do feralnego dnia.
Tydzień przed zdarzeniem zmieniającym jego życie w popiół miewał ten sam koszmar. To co zabrało mu jego matkę, koszmar sprzed lat, to wszystko miało mieć miejsce z jego ukochaną. Jego serce w zderzeniu z kolejną, powracającą rzeczywistością rozpadło się na kawałki,jednak nic z tym nie zrobił.

Potem wszystko działo się tak szybko. Dzień za dniem, wyprawa z Deanem i nagle "poof" jedyna pozostała mu radość w życiu, iskierka nadziei na normalne życie, o ile takowe w ogóle istniało, znika. Wszystko przepada.
Pozostaje mu tylko wyruszenie z jego bratem w kolejną, niekończącą się podróż z wiarą w "lepsze jutro" i próbą poradzenia sobie z ciążącym poczuciem winy.

Brzmi dość ckliwie? No cóż, wracając do uczuć. Nigdy nie był w nich dobry, to było dla niego coś nowego. Mimo całej tej historii, aktualnie miał za sobą już za sobą związek z kobietą, która przez rok od głupiej historii z psem okazała się wybranką życia, która musiał opuścić przez powrót braciszka z wyrzutami. Kolejne poczucie winy i tylko krzyk, złość i wyśmianie przez niego. Był martwy w środku dosłownie i w przenośni,nie dając tego po sobie poznać.

Gdy Lucyfer i Gabriel stanęli przed sobą z zamiarem oficjalnej walki, mającej na celu rozwiązać wszystko, gdy Gabriel poświęcił wszystko, by im pomóc,Sam nie wiedział co robić.
Gabriel na początku ich znajomości wydawał się zadufanym w sobie, zbyt pewnym siebie idiotą, lecz później zmienił się. Kochał jego poczucie humoru, pomimo którego umiał znaleźć czas na poważne rozmowy na osobności, ale i zwykłe, proste, miłe słowa w trudnych chwilach. Winił się za zakochanie w Aniele i to nie zwykłym, bo Archaniele samego Boga. Było to niemożliwe, on- zabójca, grzesznik i ludzkie wcielenie zła i tak perfekcyjny Archanioł jak Gabriel. To się nie łączyło.
Jednak odwzajemnił on jego uczucia. Czas spędzony z nim Sam uważał za jeden z lepszych w swoim życiu, nawet przy Jess nie odczuwał tych samych emocji, co przy Archaniele. I nie chodziło tu o wygląd, bo wiedział, że naczynie jest tylko skórą i górą kości, ale jego charakter. Potrafił go pocieszyć zwykłym objęciem jego rąk, wyciszyć i zrozumieć jak nikt inny. Czuł w nim wsparcie jakiego mu brakowało.
Lucyfer zdawać by się mogło był jego przeciwieństwem. Największe zło na świecie i Archanioł?
Sam zetknął się już chyba ze wszystkim w życiu, a to był dopiero początek.
Lucyfer, mimo całego bałaganu, który zrobił na Ziemii, potrafił być czuły i miły. Jeden dotyk jego dłoni wystarczył, by poczuć lekkość i błogość jakiej doświadczał Sam.
Na początku stawiał opór, ale po pewnym czasie dał swoim emocjom przejąć inicjatywę i tak o to oglądał seriale pod ciepłym kocem z największym złem świata obejmującym go ciepło i szepczącym miłe, słodkie słowa do jego ucha.
Czuł, że to szaleństwo, ale nie miał pojęcia co miał począć. Iść za głosem serca? No te najwyraźniej nie umiała się także zdecydować patrząc na rozwój sytuacji.

Stał, więc za drzwiami przysłuchując się rozmowie Lucyfera z Gabrielem.
-Bracie, wiesz, że nie chce tego robić. - zaczął Gabriel. - Ty jedyny zawsze mnie rozumiałeś. Nie trzymaliśmy się po żadnej ze stron tego dziecinnego konfliktu.
-Nie musisz niczego robić. - stwierdził Lucyfer.
-Gdy powiedziałem Ci o moim uczuciu do Sama Winchestera nie wyśmiałeś mnie. Wyciągnąłeś ciepłą dłoń wsparcia i zrozumienia. Dlaczego, więc teraz to robisz? - kontynuował Gabriel.
-Obydwoje jesteśmy Archaniołami, pierwszymi stworzeniami naszego Ojca. Zawsze odróżnialiśmy się od innych i za to też Cię szanowałem. - Lucyfer zaczął kręcić koło wokół pokoju, w którym się znajdowali. - i zrozumiałem twe uczucie do tego człowieka bez zadawania pytań, lecz gdy go ujrzałem, nie mogłem się powstrzymać, więc jeżeli chcesz to tak rozwiązać, zapytaj go, którego z nas woli.
-Pierwszy raz w życiu rozwiązanie bez walki? Jestem pod wrażeniem. - odpowiedział Gabriel z sarkazmem.
-Zmieniłem się.
-Kosztem moich uczuć?
-Jesteśmy cholernymi Archaniołami, nie powinniśmy mieć uczuć, Gabriel! - Lucyfer zmienił swój ton głosu. - Chcesz walczyć o jakiegoś zwykłego człowieka?

Sam Nie wiedział co mam robić. Słyszał każde ich słowo, a przez jego głowę przechodziło tysiące różnych myśli. Jedno złe słowo i straciłby wszystko. Nigdy nie spodziewał się, że będzie prowadził walkę na słowa, albo tym bardziej, że będzie jej rozwiązaniem.

-On nie jest zwykłym człowiekiem! - wrzasnął Gabriel.
-O mój.. Wiem, że nie jest, ale próbuję sobie, nam wmówić, że nie powinno tak być, rozumiesz?! Ten cały bajzel? To nie powinno mieć miejsca! Jesteśmy Archanio..
-Mam to gdzieś, przestań to powtarzać!

Drzwi otworzyły się z hukiem i niewidzialna siła wprosiła go do środka.
-Sammy, którego z nas wolisz? - zapytał Lucyfer.
To brzmiało tak dziecinnie. Jak dzieci walczące o zabawkę, albo kłócące się o to kto zaczął,ale Sam nie wiedział co robić. Czuł coś więcej do obu z Archaniołów i choć wydawało się to złe, nie mógł nic na to poradzić.
Stał, więc w ciszy obserwując ich przeszywający, smutny wzrok. Do czego doszło, żeby dwa Archanioły kłóciły się o jego względy? Mógł to chyba zaliczyć do jakichś sukcesów życiowych lub i odwrotnie.
-Samsquatch? - szepnął Gabriel z nadzieją.
-Ja.. Nie wiem.. - westchnął cicho Sam.
Wtem ujrzał Gabriela za Lucyferem z anielskim ostrzem w ręku. Więc tak miało się to skończyć? Jeden zabity przez drugiego dla miłości zwykłego, przemijalnego człowieka?
Lucyfer odwrócił się i wbił ostrze własnemu bratu w jego brzuch.
Po miliardach wspólnie przetrwanych lat zostało im ostatnie spojrzenie pełne bólu i niepewności.
-Przepraszam. - szepnąłem Lucyfer prawie niesłyszalnie.
Gabriel zniknął na zawsze.
Sam wybiegł z pomieszczenia zostawiając Lucyfera samego ze swoim martwym bratem i rosnącym poczuciem winy i samotności.
Ostatnią myśl przebiegła przez jego głowę :
-Co ja właśnie zrobiłem?

Destielowe SabrieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz