próbka 0.5

14.8K 736 219
                                    

      ekler z kremem.

   W pewnym momencie życia człowieka łapie przedwczesny kryzys wieku średniego. Żyłem według filozofii "jakoś to będzie" właściwie od zawsze. Jestem przystojny, zabawny, błyskotliwy i brzmię jakbym próbował stworzyć mało wiarygodny opis na Tinderze. Jackie, to znaczy moja siostra, od małego śmiała się ze mnie, że jestem w stanie wszystko ludziom sprzedać. Dosłownie. Może z tej przyczyny bezceremonialnie sprzedałem też siebie? 

    Korposzczury żyją jak zombie. My nie mamy dusz, a w naszych żyłach płynie czysta gotówka. Nasze pomysły są wyceniane na ogromne sumy, tworzymy coś, co później chłonie szary pożeracz chleba, oglądając kolejny odcinek brazylijskiej, schematycznej telenoweli przy mielonych na talerzu. Takich pasożytów natomiast są setki, setki tysięcy, jeśli nie miliony. 

    Każdy z nas otacza się reklamą. Od niemalże każdej strony jest bombardowany ciekawszym, bądź mniej tekstem kultury masowej, krzyczącym: "weź mnie, kup mnie!". Zamiast uczciwie powiedzieć: "hej, w sumie ten produkt to totalne gówno, ale powinieneś w nie zainwestować, bo potrzebuję podcierać dupę twoimi pieniędzmi", my tworzymy produkującym takie fekalia otoczkę blasku. Kąpiemy kawałek niczego w chwale, wychwytujemy logikę działania ludzkiego umysłu i sprawiamy, że niewiele zastanawiający się nad tym John Doe kiwa głową w naszym rytmie. 

    Są jednak osoby, które ciężko oszukać. Takie osoby widywały się cię niemalże od pieluchy, dzień w dzień i dzień w dzień patrzyły jak uczysz się kłamać. Albo same są lepszymi kłamcami, mniejsza. 

   Nie inna okazała się Liz Hemmings ze swoim marudnym przysposobieniem do życia. Była nieznośnie uparta w tym co mówiła. Zazwyczaj miała rację i za to nie mogłem znieść jej oceniającego wzroku, bo ja sam nienawidziłem tej racji nie mieć. Cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni jak mówią...

    Nie w tym rzecz. Mama próbowała mi kiedyś przemówić do rozsądku, sprzedać coś bodajże wartościowego. Ja sam, będąc dziewiętnastoletnim gówniakiem, a umówmy się, faceci z reguły myślą wtedy penisem, wybrałem inną ofertę. Z o wiele mniej atrakcyjną datą gwarancji. 

    Dostałem od losu tort. 

    Na pierwszy rzut oka - spory tort z kremem. 

    Piękna modelka wzięta za żonę, syn, dobrze płatna praca i drogie mieszkanie na Upper East Side. 

    Przetrzyjcie oczy, za drugim spojrzeniem łatwo dostrzec, że bita śmietana jest zważona, a wisienka robaczywa.

      Nieodpowiedzialna, zdradzająca małżonka, dorastający dzieciak uzależniony od cukru i gier, wiecznie walające się po domu klocki... Tylko praca wciąż jest dobrze płatna i przyjemna.

    Kiedy miałem dziewiętnaście lat umiałem doskonale zaprezentować siebie w samych superlatywach. Dlatego bez problemu przeleciałem Barb na jej własnej imprezie, gdzie bez większych ceregieli włamałem się z Calumem Hoodem, synem syna założyciela Hood&Dunning, gdzie zacząłem pracę po studiach.

    Ale wracając do imprezy Barb...

    Dziewięć miesięcy później miałem ochotę włamać się do własnej głowy dziewięć miesięcy wcześniej, rozumiecie, prawda? Bo prześliczna supermodelka z Alabamy okazała się matką mojego nowonarodzonego synka. Krwią i blizną walczyłem o to, by nie nazwała go Lebron, dlatego też odpuściłem Axla albo Micka. Koniec końców dzieciak został Nathanielem, a ja prawie zbankrutowałem kupując pierścionek. 

    Ślub odbył się w Hotelu Plaza, bo takie życzenie miała moja starsza o dziesięć lat ukochana. Podczas przysięgi Nate się rozpłakał. Ja przełykałem gorzkie łzy, tłumiąc wspomnienia o słodkiej wolności. 

chocolate eclairs {hemmings} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz