Właśnie wychodziłam ze szpitala. Stałam na przystanku czekając na trzech chłopaków, których poznałam w szpitalu. Knuckles, Tails i niebieski jeż, którego imienia dalej nie pamiętam...
Gdy tak dłuższą chwilę patrzyłam w przestrzeń poczułam, że ktoś puka mnie palcem w ramię.
Odwróciłam się i ujrzałam jeża i Knuckles'a, a jeszcze za nimi dość mały samolot w którym był Tails.
Miałam przy sobie jedną walizkę i torbę z kilkoma rzeczami. Jednak były one dla nie stanowczo za ciężkie.
-daj mi to,- powiedział Knuckles, wskazując na bagaże -pomogę Ci z nimi.
Wziął moje rzeczy bez najmniejszego wysiłku...
-wow!- wymknęło mi się cicho - Ale ty jesteś silny...
-Bo on jest siłaczem w naszej drużynie Amy... -Powiedział jeż patrząc na czerwonego przyjaciela.
W tym momencie Knuckles zaczął kierować się w stronę samolotu. Tails wyszedł z niego i zaczął pomagać czerwonemu przy pakowaniu moich rzeczy.
-Posłuchaj Amy...- przerwał ciszę jeż z brązową chustą- znajdę sposób na to byś znowu była taka jak dawniej. Obiecuję Ci to... - Powiedział przytulając mnie czule do siebie trzymając moją głowę i talię. Czułam się dziwnie... nie pamiętam go, a przytula mnie jakby mnie znał od zawsze-A... i mam na imię Sonic- dodał pocierając moje plecy. Uśmiechnęłam się na to gdy powiedział mi swoje imię.
-choć- przerwał uścisk przyjaciel- musimy iść.
-w porządku - powiedziałam dalej nie pewna. Nawet nie wiem czy mogę im ufać...
Kiedy byliśmy blisko samolotu uznałam, że coś jest nie tak. Chwila moment...
-bagaże są na siedzeniu... -zaczęłam niepewnie -a my gdzie będziemy?
-no jak to gdzie?-zaczął radośnie mały lis- na skrzydłach!
Dłuższą chwilę odbijały mi się te słowa jak echo u umyśle. "Czy oni oszaleli? Chcą się zabić czy co?!"
-Wy chyba oszaleliście... Mamy siedzieć na skrzydłach w czasie lotu? To dobre dla samobójców...
Wszyscy patrzyli na siebie ze zdziwieniem.
-Eh... a to dziwne... bo kiedy Tails daje nam wieść o wolnym miejscu na skrzydłach, ty zawsze byłaś pierwsza- powiedział Knuckles na co ja otworzyłam szerzej oczy... Ja to lubiłam?!
Sonic wskoczył na jedno ze skrzydeł, a po drugiej stronie był Knuckles. Dałam krok do tyłu przez myśl o wchodzeniu tam. Nagle jeż wyciągną w moją stronę rękę. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-Choć, polecimy razem jeśli nie jesteś pewna - powiedział, a ja po chwili namysłu złapałam go za rękę. Pomógł mi wskoczyć na skrzydło i sam objął mnie w talii. Muszę przyznać, że to było miłe uczucie.
Położyliśmy się na skrzydle, podczas gdy Tails odpalał silnik. Długo nie zajęło nam wzbicie się w powietrze. Mogłam usłyszeć wiwaty Knuckles'a i Sonic'a. To sprawiało im radość... w sumie... nie było źle... było wręcz fajnie.
Pozwoliłam na niewielki uśmiech co Sonic zauważył, ponieważ szturchnął mnie lekko i zmusił bym na niego spojrzała.
Ten lot był... nie najgorszy...
***
W końcu wylądowaliśmy na twardym gruncie.
Knuckles wysiadł i zabrał moje torby, a Sonic pomógł mi wysiąść. Złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie łapiąc w talii.
Lekko zarumieniona uśmiechnęłam się do jeża. Odwzajemnił uśmiech i puścił mnie z naszego uścisku.
Zaprowadzili mnie do jakiegoś domu, który... nie ukrywam jest bardzo ładny...
-to jest twój dom Amy- Powiedział Knuckles kładąc moje bagaże na podłodze.
-Zostawimy cię chwilę samą byś mogła oswoić się z całą tą sytuacją.- powiedział Tails wychodząc za drzwi. Sonic i Knuckles przytulili mnie i również poszli.
Patrząc za mój dom zaczęłam kierować się na górę by spojrzeć co tam jest.
Sypialnia, łazienka i garderoba. Był mały korytarz właśnie z tymi trzema pomieszczeniami. Było już trochę późno więc poszłam do łazienki i już tam zobaczyłam dokładnie złożoną luźną piżamę. Wzięłam szybki prysznic i od razu poszłam do sypialni.
~~~~~~~~~~GŁOSOWANIE!
Planuję one shot'a opublikować ale nwm co dać:
Shadamy
czy
Sonamy
Oki to do nexta -------->
CZYTASZ
Sonamy BOOM | Amnesia
FanfictionJa jestem Amy... Amy Rose, mieszkam w wiosce i mam 19 lat. To są jedyne informacje które pamiętam. Wiem również, że miałam wypadek, który sprawił, że wylądowałam w szpitalu. Mam amnezję ale grupa, która podaje się za moich przyjaciół próbuje mi pomó...