Rozdział 5

1K 63 97
                                    

Tchórz wiele razy umiera, nim umrze;
Człowiek waleczny kona tylko raz. 
Ze wszystkich dziwów, o jakich słyszałem, 
Najbardziej zdumiewał mnie jeden: 
Że ludzie boją się śmierci, choć wiedzą, 
Że musi nadjeść prędzej czy później.
~William Szekspir

~William Szekspir

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jason

Życie jest dla nas okropnie niemiłosierne.

Bóg nie zsyła nam ukojenia.

Zostaje ból i nic więcej.

Nie pozostaje już zupełnie, nic. 

Szekspir miał rację, we wszystkim co tworzył. Ludzie są strasznymi cieniasami. Boją się tego, co nieuniknione. Boją się śmierci. A ona zawsze nadejdzie, wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewasz.

Jednak ja, chciałbym mieć władzę nad śmiercią. Nie chcę, by ona mnie zaskoczyła... To ja chcę zaskoczyć śmierć. Nie chcę, by śmierć czyhała za rogiem, kiedy jestem szczęśliwy.

Chcę odpocząć od tego. Chcę odpocząć i trochę zasnąć.

A może, trochę umrzeć.

Gitara.

Zabawne, że to właśnie muzyka jest w stanie mnie ocalić. 

Trzymam mocno gryf i opieram się plecami o drewniane oparcie łóżka. Jest już późna godzina, Jack śpi jak zabity, a samochody na zewnątrz jakby ucichły. Wsłuchuję się w miarowy rytm nocnego miasta. Ten dźwięk wlewa się do mojego pokoju, skąpany jedynie w świetle ulicznych lamp, przez wąską szczelinę otwartych drzwi balkonowych. 

Zimne powietrze otula mnie. Łaskocze moje gołe stopy i ramiona. Działa na mnie kojąco. Dzięki tej zimnej bryzie, potrafię choć przez chwilę racjonalnie myśleć. 

Przesuwam się na prawą część łóżka, by sięgnąć po kostkę. 

Łóżko wydobywa z siebie niezadowolone skrzypienie. Stelaż delikatnie kołata pod moim materacem. A o godzinie drugiej w nocy, wydaje się to jak przeraźliwy krzyk, osoby walczącej o życie. 

Zsuwam się na podłogę. 

Przemieszczam swoje palce po gryfie. Od d-moll, po a-moll, aż natrafiam na D-durr. Nie szarpię za struny, nie muszę. Słyszę muzykę w głowie. Myślę o tym co jest za mną, myślę również o tym co zostało przede mną, a jestem niemal pewny, że nie pozostało mi już NIC.

Za każdym razem, gdy palcem ześlizguje się na inny próg lub strunę, cofam się do dnia w którym po raz pierwszy sięgnąłem po gitarę. Liczę takty, odstępstwa, liczę mój miarowy oddech, bicie serca. Z minuty na minutę melodia w mojej głowie staje się mocniejsza, bardziej bolesna i okropnie dramatyczna.

the last chanceWhere stories live. Discover now