Rozdział 22

312 26 24
                                    

Śmierć jest łatwa, prosta,
życie jest trudniejsze.
~ Stephenie Meyer


Charlotte

Człowiek przez cały okres swojego życia, napotyka na swojej drodze wiele przeszkód. Robi wtedy wszystko co w jego mocy, by rozwiązać taką sytuację pozytywnie. W takich chwilach jak ta, najważniejszą cechą ludzi jest wytrwanie. To tak jakby nasz organ psychiczny, jak trzustka dla organizmu. Niby można ją wyciąć, ale warto ją pozostawić na swoim miejscu.

Z każdą przeszkodą na jaką się natykamy nasze wytrwanie słabnie. Potykamy się i podnosimy, ale niekiedy już nie tak silni jak dawniej.

Moje wytrwanie zostało pogrzebane w czarnym worku na zwłoki. Szukam go. Pragnę go odnaleźć i otworzyć. Porwać tę pieprzoną folię.

Jednak wiem, że gdy otworze ten worek nie wyjdzie z niego jedynie wytrwanie. Uchyli się również mój świat. Świat który już dawno temu osunął się spod moich nóg. 

– Mój ojciec dał mi wiele życiowych lekcji. – Opowiada Jason podczas gdy mijamy malownicze krajobrazy żegnającej nas Wirginii Zachodniej. Nie wiem, dokąd się wybieramy. Jason ciągle mówi, że to niespodzianka. - Mówił mi również, że gdy dziewczyna jest dziwnie milcząca, coś się świeci.

Uśmiecham się pod nosem i ściskam jego dłoń, którą oparł na skrzyni biegów. W końcu odwracam wzrok od widoków.

- Ta sytuacja jest stresująca, nic więcej. 

Zgodnie z ustaleniami mojego chłopaka podróż ma trwać kilkanaście godzin.

- Nie chce psuć niespodzianki. Ale uwierz mi na słowo, bardzo ci się tam spodoba.

- Nic więcej mi nie pozostało. 

Zwinnym ruchem wychyla się z siedzenia kierowcy i sprzedaje mi soczystego buziaka. A ja zamykam się w sobie. Spoglądam na zachodzące czerwienią niebo i odliczam w myślach ile jeszcze mi zostało dni. Jak długo Bóg pozwoli mi zostać na ziemi. Czy będę cierpieć? A może umrę bezboleśnie? 

Jednak najważniejszym pytaniem jest to, jak poradzi sobie Jason? Jak pogodzi się z tak wielką stratą? Czy jego serce jest w stanie pomieścić tyle bólu i cierpienia? 

Ocieram zabłąkaną łzę. Ukradkiem spoglądam na tego cudownego faceta. Który przeszedł tak wiele. Który stracił wszystkich. Który nie miał szansy zaznać dzieciństwa, spokoju, beztroski. On nie mówi o tym, jak bardzo czuje się zraniony. Ja nie naciskam na niego, by mi się zwierzył. Jednak jego oczy to głębia duszy. Może ukrywać się pod toną czarnych ciuchów, może zgrywać z siebie ogromnego drania, może wmawiać wszystkim jak to ma na wszystko wygwizdane. Ale jego oczy pokazuje to co ma w sercu. A jest tam śmierć, utrata, dużo pustki i ogromny strach. Poniekąd rozumiem go. Też się boję, ale mój strach jest trochę inny. Nie boję się, że Jason mnie straci. Nie boję się, że ja stracę jego. Obawiam się jedynie jak bardzo złamie mu to serce. 

Przed zamknięciem oczu znów patrzę w niebo. Szukam rozwiązania, by Jason zbyt mocno nie cierpiał, szukam wyjścia z tej okropnej sytuacji. Jest z tego wyjście, oczywiście że jest. Ale jestem zbyt samolubna, by pozwolić Jasonowi odejść. 

Dlatego proszę tego tam na górze, żeby dał mu szczęście. Bez znaczenia jak umrę i co będzie po drugiej stronie. Boże daj mu wieczną i bezgraniczną miłość. 

***

Zagryzam swoją za dużą wargę pomiędzy zęby gdy przekraczamy granice stanu Kalifornia. Przymykam mocniej powieki gdy wjeżdżamy do pięknego i malowniczego Los Angeles. W końcu gdy wiem co się święci, udaję że śpię gdy tylko na horyzoncie pojawia się wielki, biały dom Jasona.

the last chanceWhere stories live. Discover now