Rozdział 8

488 60 80
                                    

Każdy gra jakąś rolę, a moja rola jest smutna.  
~ William Shakespeare

  ~ William Shakespeare

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jason

Dorosłość, nie jest niczym więcej niż odpowiadaniem za swoje złe czyny. Jesteśmy dziećmi, przez bardzo długi czas i nagle, przychodzi jeden dzień i jedna noc i już nimi nie jesteśmy, chociaż w środku nadal się tak czujemy. 

Zakuwają nas w kajdanki i już nic nie jest tak jak dawniej. 

Nie ma beztroski, miłości, dzieciństwa. Nie ma również rodziców. 

A gdy wychodzisz z tego wstrętnego miejsca oskubany z godności, dobrego wychowania i uczuć. Zostaje ci tylko nadzieja. Jednak nadzieja jest fikcją. A niektórzy ludzie, przez całe swoje życie wierzą w tą fikcje, żeby móc ignorować prawdę, której nie potrafią zaakceptować.

Rozdrażniony parkuje samochód przy barze, o którym przez wiadomość wspominał mi, Jack. Miejsce jest ciemne, brudne i hałaśliwe. Nigdy dotąd jeszcze nie odwiedziłem tej części miasta. Ledwie wiem o jej istnieniu. 

Nocne niebo i kilka dziewczyn opierających się o mur utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że powinienem wrócić do domu. Jednak Jack nalegał, bym przyszedł z nim uczcić jego sukces.

Zerkam na deskę rozdzielczą. Zegar wskazuje godzinę dziewiątą wieczorem. Mocno ściskam w dłoni pilot od samochodu i zerkam na siedzenie obok. Zamykam oczy i widzę Kristen, która uśmiechnięta od ucha do ucha i szepcze:

– Żyj Jay, na przekór wszystkim i wszystkiemu. Po prostu żyj. 

Gdy tylko uchylam powieki, dziewczyna znika, a echo jej głosu odbija się żałośnie w mojej głowie. 

– Kocham cię, Kristen – mówię do wnętrza pojazdu i wysiadam.

Z zaciśniętymi ustami podchodzę do ochroniarza, który sprawdza moje dokumenty. Następnie przybija mi pieczątkę na nadgarstek i unosi bramkę do góry. 

Wchodzę krętym korytarzem w głąb klubu. Przepycham się pomiędzy pijanymi i spoconymi ludźmi. Panuje tu tak duży tłok, aż ma się wrażenie, że tłum sam cię ponosi. 

Wspomnienia uderzają we mnie ze zdwojoną siłą, gdy spoglądam na scenę i widzę zespół, który przygotowuje się na występ.

Wykończony ciągłym natłokiem myśli, zrywam się z ostatniej lekcji. Gdy idę korytarzem do sali muzycznej, rozglądam się na boki. 

Ściągam koszulę i obwiązuje ja dookoła pasa, gdy tylko przekraczam próg klasy i siadam na stołku. Podciągam gitarę na kolana i zamykam oczy. Powracam do czasów dzieciństwa. Powracam do tego momentu, który tak bardo uwielbiam. 

Pewnie chwytam gryf, a  przed oczami stają mi te wszystkie wspólne chwile. 

And I'd give up forever to touch you
'Casue I know that you feel me somehow 
You're the closest to heven when I'll ever be
And I don't want to go home right now

the last chanceWhere stories live. Discover now