Rozdział 19

393 48 90
                                    

  Drwi z blizn,
kto nigdy nie doświadczył rany.  
~ William Shakespeare

  ~ William Shakespeare

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jason

Tępy nóż, jak ostrze strachu i niezrozumienia, wbija się pod moją skórę. Zamknięty w pułapce kłamstw i szyderstwa, oglądam zepsuty świat. Ostre światło, przyćmiewa piękno życia, odsłaniając brutalność i nienawiść. Serce, które przepełnione jest bólem, nie jest już w stanie się pozbierać, nie szuka nawet wsparcia.

Tak mija każdy dzień po dniu. Z nadzieją, że gdy nadejdzie jutro będzie o niebo lepiej. Lecz jutrzejszy dzień, ma wypisane to samo – guz mózgu. I dopiero teraz dostrzegam, że moje życie jest jak równia pochyła. Po serii wzlotów i tak czeka na ciebie upadek. Lecz to co się po nim stanie, czy wstaniesz i otrzepiesz się ze wstydu lub umrzesz, to tylko sprawka Boga. 

Wycieram czoło Cherl, mokre od potu. Głaszczę jej niesforne loki. Przyglądam się blizną, które przez ostatni czas, tak skrupulatnie ukrywała. Gdy patrzę na jej kruchą sylwetkę, zdaję sobie sprawę z tego, że Bóg bez względu na tą swoją całą miłosierność lub jej brak, dał mi szansę. Dał mi kolejną szansę, na pożegnanie, przeżycie żałoby, tak jak się należy.

Różnica między Blue, a Charlotte jest kolosalna. Moja miłość sprzed lat, odeszła niespodziewanie. Bez żadnego ostrzeżenia, czy przygotowania, umarła w moich ramionach. Nie potrafiłem się przez tą nagłą śmierć pogodzić z jej stratą. Natomiast Cherl umiera z dnia na dzień. Jest świadoma tego co się dzieje, ja również. 

Odbiera mi ją kurewski guz mózgu, który spowił jej organizm. Jak w bajce Herkules. Bogini śmierci już dawno naciągnęły jej nić. Czekają aż będą mogły ją przeciąć. Bez skrupułów odbiorą ją światu. A przecież tak nie może być. Musi żyć, pełnią życia. 

– Dużo mnie ominęło? – pyta i odwraca się w moje ramiona. Całuję jej pełne i suche usta. 

– Nie wiem, też nie oglądałem.

Muska palcami mój policzek, nos, czoło. Poprawia czarne włosy i posyła w moją stronę słaby uśmiech.

Teraz to ona kradnie mały pocałunek, jej różowe usta znów są przyciśnięte do moich.

– Jesteśmy jak stare małżeństwo. 

– Dlaczego?

– Nie potrafimy nawet wytrwać do końca filmu. – Śmieje się w głos. – Zasypiamy na piętnastej minucie. Straszne z nas staruchy. 

– I nudziarze. – Dodaję po chwili. 

Siada na moich kolanach, a jej uda przyciskają się do moich nóg. Wtula nos w szyję, a jej spokojny oddech łaskota mnie pod uchem, w najczulszym punkcie mojego ciała. Wtulam się w nią.

– Nie wiem czy to dobry pomysł. – Gdy unosi swoją głowę z niezrozumiałym wyrazem twarzy, wskazuję na brak przestrzeni miedzy nami. – Za godzinę mamy wyjść, jeżeli nadal będziesz siedzieć na mnie okrakiem, nie wyjdziemy z tego pokoju przez cały dzień. 

the last chanceWhere stories live. Discover now