Rozdział 6

591 56 86
                                    

Nasze wątpliwości są jak zdrajcy. 
Sprawiają, że tracimy dobro, 
które częstokroć moglibyśmy zyskać. 
Dlatego, że lękamy się spróbować.  
~ William Shakespeare

  ~ William Shakespeare

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Charlotte 

Bardzo dawno, dawno temu... Dokładnie w dniu gdy zmarła moja mama, a ja znalazłam ją w jej pokoju. Zawarłam pakt z Bogiem... A może z samym diabłem. 

Obiecałam mu wiarę, wielką, ogromną wiarę, w zamian za szczęśliwe życie. 

Nie udało się. I ja i Bóg nie dotrzymaliśmy słowa. On mnie zostawił, a ja zwątpiłam w jego istnienie, aż do pewnej, pamiętnej nocy...

– Wygląda to naprawdę porządnie. – Słyszę głos Taylora z mojego pokoju, gdy ja nalewam sobie szklankę wody. Zerkam na zegarek i wybałuszam oczy, gdy dostrzegam, że dochodzi godzina trzecia. 

– Mówiłam, że nie jest źle. Jest czysto i schludnie. W dodatku panuje tutaj minimalizm.

Wychodzę zza drewnianego murka i staję w progu pokoju. Chłopak schyla się nad moim łóżkiem i wkręca ostatnią śrubkę. Na środku pomieszczenia jest materac, a obok niego piętrzą się kartony i siatki z moimi rzeczami. Wielka przesuwna szafa, już stoi obok drzwi, natomiast toaletka i komoda zajmują pustą ścianę przy oknie. 

– Co się tak patrzysz? – Obraca w moją stronę głowę, a puszyste loki, spadają na jego czoło. Uśmiecha się chłopięco, ukazując swoje dołeczki. 

– Patrzę na mój pokój – mówię zgodnie z prawdą. 

Nadal się do mnie uśmiecha i siada na jeszcze zapakowanym materacu. Klepie miejsce przy sobie, bym usadowiła się przy nim i tak robię. Gdy tylko moje pośladki opadają na szeleszczącą folię, Taylor obejmuje mnie swoim ramieniem.

– Mam nadzieję, że będziesz na siebie uważać – Całuje moją skroń i mnie puszcza. – Martwię się o ciebie. 

Rozmawialiśmy już o tym, kilka dni. Opowiedziałam mu o moich współlokatorach, Jacku i Jasonie, jak się dowiedziałam. Oczywiście, tego drugiego opisałam w samych superlatywach, nie wspomniałam o jego okropnym charakterku. 

A Jack... Jest naprawdę wspaniały. Pomimo tego, że za każdym razem widzę go z inną dziewczyną. Ale dogadujemy się. Przez ostatni tydzień, pomagał mi we wszystkim. Robił ze mną zakupy i wnosił moje meble w kartonach. 

Jednak to dzisiaj jest dzień, w którym się wprowadzę. 

Naszą wymianę zdań, przerywa trzaśniecie drzwi wejściowych. Po chwili da się słyszeć przytłumione rozmowy i modlę się o to,  by to właśnie nie dzisiaj Jack, zwalał do domu swoje koleżanki.

– Twoi współlokatorzy? – pyta Taylor, a ja słyszę śmiech Jacka. 

– Jeden na pewno – przygryzam wargę. Jestem bardzo zestresowana, tym jak Taylor przyjmie tych dwóch chłopaków. Jack, to jeszcze pół biedy, ale jeśli będzie tam Jason... To spotkanie może się źle skończyć. 

the last chanceWhere stories live. Discover now