Czasami życie, nie kończy się na śmierci. Czasami życie, rozpoczyna się dopiero po niej.
Gdyby złamane serce, mogło przybrać postać ludzką, byłoby Jasonem.
Jason Wilson, to chłopak którego od początku doświadczało życie. Nigdy nie miał drogi us...
W słabym najsilniejsza jest wyobraźnia. ~ William Shakespeare
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Charlotte
Uwielbiam ten stan. Chodzę i dotykam każdej ramy oniemiała. Przyglądam się starannym wykończeniom i pewnym kreskom. Wszystko wspólnie tworzy harmonie, albo chaos. Jednak to chaos podoba mi się bardziej.
Ciemne farby kontrastują na tle białego płótna, natomiast czerwone kropki dodają wyrazistości. Kształty, kolory i machnięcia pędzlem przypominają mi odległą krainę, taką w której każdy znajdzie ukojenie, gdzie potrawy są pyszne, powietrze słodkie, a pogoda uszczęśliwiająca.
Taylor depcze mi po piętach nadzwyczaj znudzony. Ale mam to w nosie. Najważniejsze są te cuda.
Podchodzę bliżej do obrazu, który wzbudził moje kontrowersje już podczas przeglądania broszurki kilka dni temu. Wielkie litery pod obrazem tworzą napis Utopia, który ma się nijak do całej tematyki. Czarne drzewa, które pną się do góry, u szczytu przyjmują postać ludzką. Piękne twarze, identyczne twarze, patrzą na mnie zadowolone, lecz zarazem smutne. Natomiast małe wypusty roślin na dole, dają piękną poświatę. Wszystko jest skąpane w cudownym rozmyciu, idealnie charakteryzującym impresjonizm*.
– Zaczynasz zajęcia za kilka minut – przerywa mi chłopak. Zerkam na niego wściekła, lecz on posyła mi tylko przepraszające spojrzenie. Zostało mi jeszcze kilka obrazów, jednak znajdujemy się piętnaście minut drogi od kampusu. Musimy wyjechać teraz, albo opuszczę zajęcia. Mój tata nie byłby szczęśliwy, gdyby ominęły mnie wykłady.
– Jeśli dzisiaj nie pójdę na pierwsze zajęcia, ile procent szans jest na to, że powiesz o tym mojemu tacie? – robię maślane oczka, a jemu rzednie mina.
– Lotte, to nie jest dobry pomysł. Mamy pewien harmonogram dnia.
Surowo-karmelowe spojrzenie Taylor'a gania mnie. Jest mi zarazem smutno i źle, że stawiam go w takiej sytuacji. Jest moim przyjacielem od najmłodszych lat, nie powinnam robić sobie w nim wroga, zwłaszcza teraz.
– W porządku – mówię zrezygnowana i zagryzam wargę.
– Gdy będziemy wychodzić tylnymi wyjściem, zahaczymy o jeszcze jeden obraz.
Uśmiecham się promiennie i łapię go za rękę. Truchtamy, robiąc przy tym dużo hałasu i wpadamy do małej sali. Obraz wisi dosłownie na środku pokoju. Jest powieszony na grubym sznurze, od razu pod sufitem. Dynda nad podłogą, by dodać sobie więcej dramatyzmu.
– Jest wspaniały – szepczę. Złote ramki oślepiają mnie. Jednak wisielec trzymający parasol, całkowicie mną wstrząsnął. – Jest taki...
Szukam słów, lecz ich nie znajduję.
– Prawdziwy – kończy za mnie Taylor.
Kiwam głową, ponieważ zgadzam się z nim całkowicie. Od razu wracam wspomnieniem, do deszczowej nocy dwa tygodnie temu. Podczas biegu, natrafiłam na postać chłopaka próbującego skoczyć z mostu. Miał chyba omamy, mówił do siebie i w dodatku był zalany. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Wyglądał na studenta, jednak zarazem jego wyraz twarzy był stary, jak u osiemdziesięciolatka.