Rozdział 12

452 51 105
                                    

  Nasze wątpliwości są jak zdrajcy.
Sprawiają, że tracimy dobro,
które częstokroć moglibyśmy zyskać.
Dlatego, że lękamy się spróbować.  
~ William Shakespeare

  ~ William Shakespeare

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Charlotte

Gdy moja mama jeszcze żyła, ciągle powtarzała jaką wyjątkową osobą jestem. Nie wątpiła we mnie, wręcz przeciwnie pomagała budować mi moją siłę i wytrwałość. Nie kazała mi w siebie wątpić. 

Dzięki niej wyrosłam na silną kobietę.

Mama była cudowną osobą. Była jak anioł stróż. Chroniła mnie przed złem tego świata. Dzięki niej życie moje i taty wydawało się takie piękne, usłane różami. Wszystko było łatwe... Nawet po jej śmierci... 

Teraz nie potrafimy sobie poradzić z tatą sami. Jest przecież Taylor, ale i tak wszystko wydaje się piekielnie trudne. To co mnie spotkało, przybiło gwóźdź do trumny ojca. Wydaje mi się, że się poddał, chociaż nie chce tego po sobie okazać. 

Zostałam mu tylko ja. A gdy mnie zabraknie... Osunie mu się ziemia spod stóp.

Jęczę pochylona nad toaletą. Wyrzucam z siebie śniadanie, lunch i obiad, litr kawy oraz te cholerną babeczkę, którą wcisnęła mi Allie. Krztuszę się. Nienawidzę wymiotować. Poza tym, czuję się jak dziecko. Jednak gdy nim byłam, w takich sytuacjach pomagała mi mama.

Teraz jestem z tym sama, obojętnie jak bardzo mój tata czuję się za mnie odpowiedzialny i wdraża w życie swój plan nadopiekuńczości, wiem że teraz nic nie jest w stanie mi pomóc.

Znów wymiotuję. Byłam pewna, że zwróciłam już wszystko. Jednak się myliłam.

Damska toaleta, na uniwersytecie nie jest tak idealnym miejscem do wyrzucania z gardła swoich wnętrzności. Jednak jestem pewna, że nie dobiegłabym do mieszkania. 

– Lotte, podać ci coś? Wodę? Tabletki? – przejęty głos Taylora, dochodzi do mnie zza drzwi. 

– Zaraz będzie lepiej, T. 

Po tych słowach zwracam kolejną porcję i opieram się o drzwi. 

Jest niedobrze. Bardzo niedobrze. Zazwyczaj takie napady miewam w nocy, lub nad ranem. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się wymiotować w dzień. Nie wiem, co to oznacza, ale jestem pewna, że Taylor powiadomił już mojego tatę, a ten zaraz umówi mnie na wizytę u najlepszego specjalisty.

– Lotte, kochanie ja wiem, że nie chcesz pogrążyć się w tym... – Słyszę jego przejęty głos i kroki. W końcu zatrzymuje się i z całej siły wali pięściami w drzwi, za którymi siedzę. – Ale to nie wygląda dobrze.

Wiem – odpowiadam w myślach. 

Wychodzę z kabiny i mijam chłopaka. Opukuje twarz i usta bieżącą wodą w umywalce. Spoglądam na swoje odbicie. Czeka mnie jeszcze wykład z kultury i egzamin ze sztuki. 

the last chanceWhere stories live. Discover now