5

612 72 34
                                    

POV Rye

Cały dzień minął nam spokojnie, graliśmy z Cobban'em w fife, opróżniliśmy większość jego lodówki. Dawno się tak dobrze nie czułem, było genialnie, jak za starych, dobrych czasów. Jedynym co mi wtedy przeszkadzało to była nieustanna padaczka mojego telefony od niezliczonej ilości różnych powiadomień i nie tylko. Nie wiedziałem i w sumie nie chciałem wiedzieć kto namiętnie próbuje się do mnie dodzwonić, obstawiałem Gibsona albo moją matkę, problem a raczej odpowiedź była taka, że ani z jednym ani z drugim nie chciałem zamienić najmniejszego słowa. Wyłączyłem telefon, nie chciałem mieć z nikim kontaktu tym bardziej, że masa powiadomień zaczęła działać mi powoli na nerwy.Wieczorem postanowiliśmy zamówić pizzę, może nawet dwie albo trzy. 

Resztę dnia, a raczej jego końca skończyliśmy na oglądaniu meczu. Siedziałem wpatrzony i skupiony na grze piłkarzy, kiedy coś mnie tknęło i wziąłem telefon w dłoń. Gapiłem się w niego jakbym widział tą rzecz pierwszy raz w życiu po czym po prostu  go włączyłem. Powiadomień  było multum, tak jak i nieodebranych połączeń, tak jak myślałem- Brooklyn, i niezapisany numer kobiety, która i tak nie jest już moją matką. Drugi numer postanowiłem zignorować ale nadal w głowie miałem te piękne oczy i delikatne usta, które czułem na moim obojczyku. Mikey nie odrywał wzroku od plazmy, póki nie zobaczył mojej miny..

- Rye co się stało? Nasi prowadzą nie cieszysz się?

- Coo? A tak! Cieszę się, nawet bardzo- mój ton głosu robił się coraz bardziej cichy i niewyraźny a on nie był głupi i od razu wziął spawy w swoje ręce.

- Rye- spojrzał na numer i jego nazwę- ty dalej o nim myślisz? Popatrz co Ci  się przez niego stało..

- To nie jest jego wina Mikk, on nie wiedział, był pewien, że będziemy sami.. - w moich oczach pojawiły się łzy i automatycznie przytuliłem się do przyjaciela bo wiedziałem, że on mnie zrozumie i chociaż minimalnie pocieszy.

- Rye?

- Tak?- odpowiedziałem chłopakowi szlochem i otarłem już płynące łzy z oczu.

- Kochasz go?

- Niestety ale tak..

Chłopak nic już nie powiedział tylko mocno przytulił i pozwolił mi się wypłakać w jego ulubioną bluzę. Siedzieliśmy w ciszy już dłuższy czas, zamiast cieszyć się z wygranej naszej drużyny.. 

- Przepraszam, że zrobiłem Ci stypę z tego wieczoru- powiedziałem wstając do siadu i ocierając dłońmi całą moją twarz.

Chłopak poklepał mnie tylko po plecach i powiedział;

- Przestań, nie mów tak, od tego jestem, zawsze i o każdej porze- uśmiechnął się, wstał z kanapy i zaczął sprzątać wszystkie rzeczy ze stolika.

- Daj pomogę.. - przerwał mi łapiąc mnie za ramiona

- Dam sobie radę, ty idź do mojego pokoju, wybierz sobie jakiekolwiek ciuchy, weź kąpiel i odpocznij w końcu, możesz spać na moim łóżku, w sumie gdzie  tylko chcesz, czuj się jak u siebie bracie.

Na ostatnie słowo uśmiechnąłem się i odpowiedziałem;

- Dziękuje, co ja bym bez Ciebie zrobił?

- Nie masz za co, gdybym był w takiej sytuacji też byś mi pomógł.

Przytuliłem go raz jeszcze i ruszyłem w stronę jego pokoju, który znajdował się na piętrze. Wszedłem do sypialni i od razu mój wzrok zlokalizował wielką szafę stojącą obok komody. Wybrałem jakąś kolorową koszulkę, uwielbiałem totalną mieszaninę kolorów. Otworzyłem również komodę ponieważ potrzebowałem czystych bokserek, Mikey nie obrazi się, że pożyczę sobie któreś z nich. Jak na mnie przystało, wybrałem jakiś przypałowy wzór i od razu ruszyłem w stronę łazienki. Wchodząc do środka od razu po tym jak zamknąłem za sobą drzwi zacząłem w dosłownym biegu ściągać z siebie ubrania, które wydawały mi się mega ciężkie po tym dniu który w sumie wcale nie był lepszy. Odkręciłem gorącą wodę i stojąc pod strumieniem myślałem o tym co dziś się wydarzyło, chciałem przemyśleć to jeszcze raz i odrzucić od siebie niepotrzebne i zadręczające moją głowę wspomnienia. Wszystko byłoby w porządku ale nagle w żołądku poczułem okropny ścisk. Usiadłem w brodziku i zacząłem skulać się z bólu, to było coś strasznego.. Przez chwilę ciężko było mi wziąć oddech więc  otworzyłem drzwi od kabiny.. Nadal o nim myślałem, tego nie da się od tak pozbyć! To jest za silne, pierdolone uczucie! Usłyszałem kroki na korytarzu, które zbliżały się do drzwi łazienki;

-Rye wszystko dobrze?

- Tak- odpowiedziałem z jękiem opierając głowę o ścianę.

- Rye na pewno?

- Kurwa nie..- nie mogłem go oszukiwać, to sprawiało mojemu sumieniu jeszcze większy ból.

- Wchodzę do Ciebie..

- Ale ja..- nie dokończyłem bo przyjaciel już otworzył drzwi

- Nie panikuj, tyle razy widziałem Cię bez gaci.. Co się dzieję?- Usiadł obok kabiny i oparł się o ścianę wpatrując się w sufit, żeby nie peszyć mnie bardziej.

- Nadal o nim myślę, nie zapomnę o nim za szybko, jeśli w ogóle zapomnę. Wiem, jestem beznadziejny..-patrzyłem się przed siebie bezczynnie a przyjaciel tylko westchnął.

- Rye powoli o tym wszystkim zapomnisz, to od razu nie przejdzie bo to uczucie. Rozumiem Cię i nie wiem czy aż tak, ale wyobrażam sobie jakie to musi być dla Ciebie ciężkie.. Ale teraz musisz odpocząć, proszę..

-Dobrze, tylko się ubiorę- chłopak uśmiechnął się na zgodę i zostawił mnie samego w pomieszczeniu. Wstałem i okryłem ciało ręcznikiem. Ciągnąc za mną mokry ślad na podłodze podszedłem do lustra, lecz nie miałem odwagi spojrzeć na samego siebie. Przeczesałem tylko moje włosy, otarłem ciało i włożyłem na siebie bokserki, które kolorystycznie zgrywały się z koszulką.

Poszedłem do sypialni chłopaka i od razu położyłem się do łóżka, spojrzałem jeszcze tylko na mój telefon, było przed 23 a ja czułem się mega zmęczony. Mikey otworzył drzwi i podszedł do szafy, spojrzał na mnie smutno i zapytał;

-Potrzeba Ci czegoś?

-Nie, dziękuje... Emm Mikey?

- Tak?

- Możesz ze mną spać?

- Nie wyśpisz się a musisz odpocząć, ja będę spał w salonie.

- Ale ja.. Ja chce żebyś był blisko w razie wiesz..

Chłopak uśmiechnął się i odpowiedział;

- Jasne, wezmę kąpiel i przyjdę, nie czekaj tylko kładź się spać

- obiecujesz?

- Obiecuje- zamknął za sobą drzwi

Wiedziałem, że jak będę miał go blisko to ta noc minie spokojniej. W pokoju zaczęło robić się strasznie duszno, mimo tego, że były otwarte okna. Zdjąłem koszulkę i położyłem ja obok siebie. Moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe kiedy to zadzwonił telefon, Brook.. Zastanawiałem się chwilę ale jednak postanowiłem odebrać;

- Rye, przepraszam

- Brook czy ty płaczesz? Co się dzieję?!

- Naprawdę przepraszam..- rozłączył się..

Próbowałem dzwonić lecz na marne, poczta.. W mojej głowie znowu pojawiło się milion myśli i płacząc w poduszkę zasnąłem.

Take this home (RANDY) | ZAWIESZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz