21

549 70 28
                                    

POV Rye

Dochodził wieczór, siedziałem na parapecie w moim pokoju i czekałem na to, aż Mike'y da jakikolwiek znak. Nie odpisał ani nie oddzwonił a minęło już tyle czasu od mojej wiadomości. Coraz bardziej wątpiłem w to, że uda mi się stąd uciec. W tym wszystkim zapomniałem o osobie dla której to robię i dla której wracam. Nie odezwałem się do Brooka odkąd tu jestem.. Wybrałem jego numer i czekałem, jeden sygnał, drugi.. Nie odebrał. Przez moje myśli przeszło już x myśli tych dobrych jak i tych złych. Dlaczego żaden z nich nie odbiera? Dlaczego żaden nie odzywał się przez tyle czasu. Nagle usłyszałem dzwonek i od razu wziąłem telefon w dłonie, nie musiałem nawet patrzeć kto dzwoni, bo wiedziałem że to on;

- Brook

- Rye, wszystko dobrze? Przepraszam że nie odebrałem..

- Tak dobrze Cię usłyszeć, bardzo za Tobą tęsknie Brooki, za tobą, za Mikey'm. Nie mam ochoty już tutaj być, to były najgorsze dni.

- Co się stało ? Rye..

- Pamiętasz jak pisałem wam o moim kuzynie?

- Tak, coś z nim nie tak?

- Brook, wręcz przeciwnie.. Ciężko mi o tym rozmawiać, zwłaszcza z Tobą..

- Rye przestań, spokojnie.. Przyjaźnimy się tak?

- No tak.. Ale boje się że Cię tym zranię..

- Mów na spokojnie o co chodzi.

Chciałem zacząć jakoś delikatnie, od momentu kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy ale między moimi myślami był tylko on, jego uśmiech i to ciało..

- Brooki on jest piękny, jest najsłodszym człowiekiem jakiego widziałem na tym świecie.. Jego uśmiech, te oczy, głos, po prostu chodzący anioł. Brook przepraszam ja, ja nie wiem czy mogę, po prostu mam wielki problem.. Proszę pomóż mi..

- Rye, spokojnie, powoli.. Przyjaźnimy się, możesz mi powiedzieć absolutnie wszystko.

- Jesteś tego pewien? Brook bo ja zraniłem już Andy'ego, nie chce ponownie tego zrobić i to jeszcze Tobie..- czułem jak kilka łez spływa już po moim policzku.

- Rye proszę nie płacz..

- Brook, on wyznał mi to, że mnie kocha.. Wypłakałem się jemu, tak samo jak on mnie.. Wszyscy kłamali na mój temat, nawet moja matka dlaczego tu jestem, on poznał prawdę i został przy mnie tak samo jak Wy.. Moja ciotka już mnie mierzy krzywym wzrokiem i zabroniła się mu do mnie odzywać, zbliżać bo boi się, że go skrzywdzę.. Ale on mimo wszystko starał się być przy mnie a ja go odtrącałem.. Bo cały czas myślałem, że Cię skrzywdzę, bo obiecałem, że wrócę, że Cię nie zostawię... Nie chciałem też obiecywać niczego jemu.. Najgorsze to, że coś już między nami zaszło, Andy był pijany ale następnego ranka było to samo.. Mówił mi to już kilka razy, prosił, chcę mnie tutaj zatrzymać a ja? Waham się, boję się, sam już nie wiem... Brook'i co ja mam robić..

- Rye posłuchaj, jesteśmy przyjaciółmi, nic więcej między nami nie może być sam dobrze o tym wiesz.. Przykro mi to mówić, też nie jest mi łatwo.. Ale Rye, powiedz tak szczerze? Zależy Ci na nim?

- Tak Brook..

- Kochasz go?

- Tego sam jeszcze nie wiem.. To za krótko..

- Rye szczerze?

- Jak najbardziej.. proszę

- Skoro nie chcesz go ranić to zostań.. Zostań Rye.. Skoro zależy Ci na nim to zostań inaczej zranisz go doszczętnie. Przyznał Ci się do tego, że jesteś dla niego kimś ważnym więc skoro nie chcesz dla niego źle to zostań..

- Ale Brook ja Ci obiecałem..

- Wiem, ale nie będę miał Ci tego za złe.. Chcę żebyś był szczęśliwy..

- A Ty?

- Ja będę szczęśliwy z twojego szczęścia.

- Kocham Cię Brook, dziękuje..

- Też Cię kocham Rye, bardzo, zawsze będę z Tobą..

Wyszedłem zapłakany z mojego pokoju i od razu chciałem porozmawiać z Andy'm . Otworzyłem drzwi od jego sypialni a jego tam nie było, totalnie spanikowałem.. Mój oddech przyspieszył, spokojnie.. Co ja pierdole! Jakie spokojne! Przeszukałem cały dom, nie było go w żadnym pomieszczeniu.. Cholera! Wbiegłem do korytarza jak głupi.. Wyszedł, nie było ani butów ani jego kurtki.. Wyszedł, nie wiedziałem co robić.. Gdzie jest.. Mikey! Dzwoniłem do niego, aż w końcu;

- Mikey do cholery! Telefon się odbiera!

- Wybacz, prowadzę, jestem już niedaleko, gdzie dokładnie mam jechać..

- Zaraz wyśle Ci nie wiem, lokalizację, tylko proszę pospiesz się.. Andy zniknął, nie mam pojęcia gdzie może być.. Wyszedł sam, Boże, jak sobie coś zrobi?!

- Spokojnie, zaraz będę..

Nie czekałem długo, wsiadłem i od razu jeździliśmy po mieście szukając Fovvsa.. Nerwy targały mną do reszty, czułem jak cały się trzęsę.. Mijając kolejną ulicę zobaczyłem zakapturzoną nieco niską osobę..

- Zatrzymaj się!

Wybiegłem i od razu podbiegłem to chłopaka.. Wiedziałem, że to on, złapałem go za ramię i odwróciłem w moją stronę.. Był pijany.. Był sam..

- Andy co ty robisz! Martwiłem się, dlaczego to zrobiłeś?!

- Odejdź ode mnie, zostaw mnie..- chłopak zachwiał się i a ja od razu go złapałem i przytuliłem do siebie..- skoro masz uciec to zostaw mnie i odjedź, nie wracaj, nie rań mnie już..

- Andy cii, Andy ja zostaję.. Nie wracam.. zrozumiałem to, że nie mogę ani nie chcę Cię tu zostawić bo.. Bo mi na Tobie zależy..

- Dlaczego kłamiesz..

- Nie kłamie..

Złączyłem nasze usta i wziąłem go na moje ręce. Cały drżał albo z nerwów albo z zimna.. Jego chłodne dłonie oplatały moją szyje a ja starałem się ogrzać go chociaż trochę.. Otuliłem go moimi ramionami jak tylko mogłem i zaniosłem go do auta. Usiadłem z nim z tyłu i powiedziałem do przyjaciela;

- Mikey, dziękuje za pomoc. Odwieziesz nas do domu?

- Pewnie..

- Mikey tylko, że ja zostaję.. Oddam ci za paliwo, obiecuje, jak tylko..

- Rye spokojnie, nie musisz.. Rozumiem..

- Dziękuje..

Patrzyłem tylko na Andy'ego, przytulił się do mnie a ja odwzajemniłem to i szeptałem;

- Spokojnie, nie zostawię Cię- pocałowałem go w jego lśniącą grzywkę, która opadła na jego czoło.

RANDY MOI DRODZY!🐝🌵❤❤ Next?😍😍😏





Take this home (RANDY) | ZAWIESZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz