Czwarty Liść 🍁

3.2K 125 0
                                    

Mimo okropnego zmęczenia włóczyłam się prawie całą noc. Nie mogłam tak po prostu położyć się na ziemi i iść spać, kiedy wiedziałam, że kilkaset osób mnie szuka. Ja sama też kogoś szukałam.

Felix i Daniel.

Te dwie księżniczki mi się gdzieś zgubiły i kto musiał ich szukać? Ja, bo beze mnie przecież oni tu umrą! Westchnęłam i ruszyłam dalej. Po południu odnalazłam Daniela (prawie go zabiłam, ale co tam) i potem razem szukaliśmy Feliksa, mimo że oby dwoje opadaliśmy z sił i zmęczenia. Dopiero wieczorem postanowiliśmy odpocząć. Wzięłam jako pierwsza wachtę. Oparłam się o drzewo i zaczęłam oglądać gwiazdy.

Byłam padnięta i oczywistą rzeczą było, że prawie od razu zasnęłam. To nie był twardy sen i cały czas słyszałam każdy najmniejszy dźwięk. Przy tych głośniejszych podrywałam głowę, ale znowu zasypiałam, nie widząc żadnego zagrożenia.

Kiedy księżyc był dokładnie nade mną, obudziłam Daniela, żeby to on teraz pełnił wachtę. Położyłam się na ziemi i mocniej opatuliłam się moją peleryną. Bardzo szybko zasnęłam, ale miałam wrażenie, że w jednej chwili zamknęłam oczy, a w kolejnej już je otwierałam

Obudził mnie odgłos kopyt. Pierwsze co zobaczyłam to rosa na trawie. Kolejną rzeczą była mgła tuż przy ziemi. Trzecią śpiący Daniel. Westchnęłam. Jeżeli samemu się czegoś nie zrobi, to nikt tego nie zrobi. Zerwałam się z ziemi, słysząc ponownie tętent kopyt. Wcale mi się to nie przyśniło, jak miałam nadzieję. Rozejrzałam się. Odgłos, który mnie obudził, dochodził z południowej strony. Wyjęłam miecz i spojrzałam na Daniela, który się przebudził.

— Pilnuj mojego łuku i strzał — poleciłam mu, a potem ruszyłam w odpowiednim kierunku.

Bardziej się wsłuchałam w otoczenie, co mi pozwoliło określić, że jest tylko jeden jeździec. Nie widziałam go, ani jego wierzchowca. Po prostu słyszałam kopyta. Przyśpieszyłam trochę, gdy nagle wszystko umilkło. Dosłownie. Wszystko jakby zamarło. Jak najciszej ruszyłam dalej. Starałam się mijać wszystkie gałęzie i suche liście. Ta cisza wydawała się złowroga. Wydawała się tylko czekać na mój błąd... który w końcu został popełniony. Ale nie przeze mnie tylko osobę idącą za mną. Odwróciłam się, gwałtownie unosząc miecz na wysokość głowy.

— Mogłam cię zabić, do cholery! — krzyknęłam do Daniela, zapominając, że kogoś śledziłam. — A mówią, że to blondynki są głupie — mruknęłam, odgarniając warkocz do tyłu właśnie w takim kolorze.

Opuściłam powoli broń. Westchnęłam i wznowiłam wędrówkę. Doszliśmy na jakąś polanę. Zamrugałam, widząc, co stało na środku. To był dorosły centaur. Normalny pół koń, pół człowiek. Widziałam je kilka razy, ale to było dawno temu. Stał tyłem, więc postanowiłam zrobić bardzo głupią rzecz. Pokazałam Danielowi, żeby był cicho i zaczęłam iść przez polanę z uniesionym mieczem.

Przysięgam, że nie chciałam zabić tego centaura, co najwyżej pogrozić czy coś, ale najwyraźniej czarnowłosy chłopak miał inne wrażenie, gdy nie wiadomo skąd wyskoczył. Automatycznie zaczęłam się bronić, a to przerodziło się w walkę. Brunet nie pozostawał dłużny i odpowiedział mi tym samym. Na początku nie szło mi najlepiej, ale szybko się poprawiłam. Teraz moje cięcia były bardziej precyzyjne i szybsze. Zobaczyłam kątem oka, że Daniel również z kimś walczy. I nawet całkiem nieźle mu szło.

Chciałam wykonać mój specjalny manewr, który kończył się wytrąceniem miecza przeciwnika, ale nie wiadomo skąd brunet wiedział, co chcę zrobić i udało mu się zablokować mój cios. Mój manewr był taki, że jeżeli mi się nie uda wytracić broni przeciwnikowi, to skończę na ziemi. I tak właśnie teraz się stało. Brunet przykładał miecz do mojego gardła. Miałam mało czasu, żeby coś wymyślić, dlatego użyłam całej siły, żeby podciąć go nogami. I udało się! Sama siebie tym zaskoczyłam, szczególnie że nie zostałam przy tym zraniona.

Natychmiast wstałam i teraz to ja przykładałam miecz do jego gardła. Widząc, że chce się uratować tak jak ja poprzednio, nacisnęłam trochę mocniej miecz. Syknął z bólu, a malutka stróżka krwi spłynęła na trawę.

— Bolało? — spytałam, patrząc w jego oczy. Czekoladowe. Jak moje.

Rozejrzałam się, żeby zobaczyć czy Daniel sobie poradził. No oczywiście, że nie. Czego ja się spodziewałam? Nad nim stała szatynka i celowała prosto w jego serce.

— Ej, laska. Nie pokiereszuj mojej księżniczki za bardzo — powiedziałam.

— To ty nie pokiereszuj mojej. — Wskazała brodą na bruneta, z którym walczyłam. — Jeszcze może się na coś przydać.

— Emm... Może byś pomogła? — spytał Daniel, zwracając się bezpośrednio do mnie.

— Zastanawiam się — odparłam.

— A możesz szybciej?

— Kim jesteście? — spytał brunet.

— Ludźmi — odpowiedziała za mnie szatynka. — Wybaczcie, ale kiedy był mały, spadł na kamienie.

Zaśmiałam się krótko.

— Oni tu przybyli ze mną — usłyszałam za sobą znajomy głos.

Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam uśmiechniętego Feliksa. Schowałam miecz i podeszłam do niego.

— Ty cholero. Ja ciebie do cholery szukałam po całym lesie, a ty sobie znalazłeś jakieś schronienie. I nawet nie raczyłeś zostawić żadnej wiadomości na liściu. Czegoś w rodzaju: "Spokojnie żyję" albo "Nikt mnie jeszcze nie zabił", albo...

— Ciebie też miło widzieć — powiedział i poczochrał moje włosy, które i tak na pewno już wyglądały tragicznie.

Minął mnie i pomyślał, że fajnie będzie, jak się poznamy z chłopakiem i dziewczyną, z którymi chwilę wcześniej walczyliśmy. Gdy już się z grubsza poznaliśmy — chłopak miał na imię Kaspian (brałam pod uwagę to, iż to może być mój brat, ponieważ wierzyłam, że tylko on zna moje tajne manewry, bo w końcu na nim je testowałam), a dziewczyna nazywała się Victoria (brałam pod uwagę to, że to może być moja przyjaciółka, bo miała podobną bliznę na policzku jak tamta, kiedy przez przypadek dostała kamieniem) — ruszyliśmy do ich kryjówki. Szliśmy wzdłuż rzeki kilkanaście minut, a po drodze Victoria mi tłumaczyła, dlaczego muszą się ukrywać.

— Osiem lat temu napadnięto na zamek. Po porwaniu księżniczki, królowa się podłamała i to po prostu po czterech latach ją wykończyło — mówiła. — Król popadł w depresję po stracie dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu. Jakieś pięć miesięcy temu znowu napadnięto na zamek. Straż była nieostrożna i prześlizgnięto się od sypialni króla. Nie spał, ale był zbyt wykończony, żeby walczyć i został zamordowany. Kaspian — rzuciła spojrzenie chłopakowi, które jak na mój gust było podejrzane — musiał uciekać, żeby niedługo wrócić i wszystko naprawić.

— Historia lubi się powtarzać — mruknęłam cicho. Jego imiennik (nie pamiętam który) też musiał uciekać z zamku, ale przed swoim wujem. A potem wrócił w towarzystwie dawnych władców Narnii i Aslana i zrobił mały rozpierdziel.

— Co?

— Daleko jeszcze?

— Tak właściwie to — odsunęła bluszcz z kamienia, przy którym się znalazłyśmy i pokazała ciemny korytarz — już jesteśmy.

Opowieści z Narnii. Powrót Księżniczki | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz