Siedemnasty Liść 🍁

643 39 6
                                    

Nie mogłam się skupić na tańcu. Cały czas kombinowałam, by jakoś się wyrwać z tej sali i ruszyć do Wschodniej Wieży, prosto do Złotego Pokoju.

— Wschodnia Wieża jest zamykana na klucz? — spytałam Kola, gdy uświadomiłam, że brak klucza może mi ograniczyć czas.

Chłopak zmarszczył brwi, zastanawiając się.

— Prawdopodobnie — odpowiedział, patrząc swoimi oczami prosto w moje. Nie mogłam spuścić wzroku, bo, cholera, miałam słabość do ładnych oczu, a on zdecydowanie takie miał.

— Prawdopodobnie tak czy prawdopodobnie nie? — znowu zapytałam, by się upewnić.

— Prawdopodobnie tak — odparł. — Co ty kombinujesz?

— Prawdopodobnie coś — mruknęłam. Cholera, możliwe, że wiedział, gdzie był ten klucz. Zdecydowałam, że bardzo subtelnie go o to spytam. — Gdzie może być klucz?

Obrócił mnie dookoła mojej osi, a potem znowu byłam blisko niego, wstrzymując na moment powietrze.

— Prawdopodobnie w komnacie mojego ojca.

Zmrużyłam oczy, bo te prawdopodobieństwa mnie denerwowały.

Cudownie — warknęłam.

Wiedziałam, że miałam coraz mniej czasu, żeby odnaleźć to "coś". Wiedziałam też, że musiałam to zrobić tamtego wieczoru. Wiedziałam, że muszę to zrobić natychmiast.

— Wybacz, ale muszę iść przypudrować nosek — skłamałam i odsunęłam się od chłopaka, czując wewnętrzny... żal?

Opuściłam salę bankietową.

Kiedy zobaczyłam pusty korytarz, zaczęłam przez niego biec, unosząc moją niebieską suknię do góry.

Gdybym była "tą złą", to którą komnatę bym sobie zajęła?

Pewnie największą i najbardziej bogato urządzoną.

A która taka jest?

Króla i królowej.

Zaczęłam wbiegać po schodach, a gdy usłyszałam szczęk zbroi, ponownie przylgnęłam do ściany. Zaczęłam oddychać głęboko, odpoczywając przez moment.

— A kogo my tu mamy? — usłyszałam po mojej drugiej stronie.

Spojrzałam tam przerażona i dostrzegłam faceta z licznymi bliznami na twarzy oraz krzywymi zębami, wyszczerzonymi w uśmiechu.

— Pójdziesz ze mną — oświadczył.

— Chciałbyś — mruknęłam i wybiegłam zza rogu, ale za daleko nie uciekłam, bo potknęłam się o czerwony dywan. Nienawidzę tej mojej gracji.

Odwróciłam się na plecy i zobaczyłam, jak ten facet się do mnie zbliżał. Rozglądałam się dookoła, jednocześnie cofając się tyłem jak jakaś idiotka, zamiast wstać. I gdy ten mężczyzna już się pochylał w moją stronę i nie wiadomo co chciał ze mną zrobić, usłyszałam głuche uderzenie. Facet zachwiał się i upadł na bok, jęcząc z bólu. Uniosłam wzrok i zobaczyłam Victorię z patelnią. Patrzyła ze wściekłością na leżącego.

— To jest moja przyjaciółka! Więc uważaj sobie — zagroziła, wymachując w jego stronę patelnią.

Potem podeszła do mnie, wyciągnęła rękę i szepnęła:

— Przepraszam.

Wstałam sama i ją przytuliłam.

Dobra, nigdy nie byłam zakochana, a ona jest zakochana aż w dwóch chłopakach, więc nie mogę jej mieć tego za złe. W końcu miłość nie wybiera. Może powinnam się tym nie przejmować? Przecież to nie była moja sprawa.

Opowieści z Narnii. Powrót Księżniczki | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz