— Widziałam, jak wbiegasz do kuchni, więc nie udawaj, że cię tu nie ma — powiedziała dziewczyna, gdy nadal siedziałam cicho pod stołem.
Ostatecznie postanowiłam jednak wyjść z ukrycia. Miałam już dość tego biegania, a ta laska wydawała się skłonna do negocjacji. Stała niedaleko stołu z rękami założonymi na piersi. Patrzyła na mnie z uniesionymi wysoko brwiami. Długie, kręcone, rude włosy, mimo że przewiązane wstążką, opadały na piegowatą twarz i na zielone oczy. W pasie, na zielonej, ładnie zdobionej sukience, miała biały fartuch. Na stopach dostrzegłam dwa różne buty: jeden niebieski, a drugi czarny. Sięgnęła po coś do miski i rzuciła w moją stronę. Odruchowo złapałam i przyjrzałam się bułce.
— Wyglądasz na niedożywioną — rzekła, siadając na podsunięte sobie krzesło.
W tym momencie mój brzuch zaburczał, przypominając sobie, że rano zjadłam tylko garstkę malin. Wgryzłam się w pieczywo i usiadłam na stole przodem do dziewczyny.
— Jak się tu dostałaś? Zamek jest strzeżony.
— Weslam w sciane — odpowiedziałam z pełną buzią. Rudowłosa nie pytała o szczegóły.
— Kim jesteś? I dlaczego mi pomagasz? — spytałam, gdy skończyłam jeść.
Minęła chwila, zanim mi odpowiedziała.
— Anabelle. I kto niby powiedział, że ci pomagam?
— Wystarczy, że dalej ze mną rozmawiasz — odparłam, wzruszając ramionami.
Przechyliła głowę lekko w bok, a jej włosy opadły na ramię.
— Jestem dobra i uczciwa dla ludzi, którzy na to zasługują. Ty mi jeszcze nie podpadłaś, wręcz przeciwnie, więc nie mam powodów, żeby traktować cię jak tych idiotów. — Wskazała głową na drzwi. — Oh, przepraszam. Naszą przewspaniałą straż, której nic nie umknie.
Dopiero wtedy zauważyłam, że może być w moim wieku, albo i nawet odrobinę młodsza. Przeskanowała mnie wzrokiem i spytała, czemu nie mam butów. Odparłam, że na bosaka szybciej się ucieka. Przyjrzała mi się uważniej i po niezręcznej chwili stwierdziła, że kogoś jej przypominam. Ja tylko wzruszyłam ramionami.
— Skoro się ukrywasz, to znaczy, że nie jesteś po stronie Gerarda. — To nie było pytanie, po prostu zwykłe stwierdzenie faktu. — Chodź, coś ci pokażę.
Następnie kazała mi się przebrać w sukienkę z fartuchem i wziąć tacę z herbatą i filiżankami, a sama wzięła ze smakołykami. Potem wyszłam za Anabelle z kuchni i dotarłyśmy do schodów bez jakichkolwiek komplikacji. Będąc już u szczytu, usłyszałyśmy z dołu szczęk zbroi, więc przylgnęłyśmy do ściany tak, że ci z dołu nie mogli nas dostrzec. Mój wzrok na chwilę padł na lekko zaczerwienione stopy, które już aż tak nie bolały. Ruszyłyśmy korytarzem, a kolejni mijani przez nas strażnicy nie zatrzymywali nas, najwyraźniej myśląc, że niesiemy to dla ich szefa? Króla? Nie wiedziałam, kim on był.
Mijałyśmy kolejne pomieszczenia i korytarze, aż nagle zatrzymałam się przed moim starym pokojem. Nie miałam okazji, żeby zobaczyć wnętrze, bo Anabelle pociągnęła mnie dalej.
W końcu stanęłyśmy przed wielkimi, dwuskrzydłowymi drzwiami.
— Biblioteka? — spytałam zdziwiona, nie wiedząc, co tam może być do pokazania.
Zielonooka pokiwała głową i pchnęła jedno skrzydło drzwi. Wślizgnęłam się za nią do środka. Biblioteka wyglądała tak samo jak osiem lat temu, z taką różnicą, że teraz było więcej kurzu. Dziewczyna poprowadziła mnie wzdłuż regałów; na sam kraniec biblioteki, która tak, nawiasem mówiąc, była ogromna.
CZYTASZ
Opowieści z Narnii. Powrót Księżniczki | ✔
Fanfiction[zakończone] Jeżeli jednego dnia "walczysz"ze swoim bratem na dziedzińcu zamku, w którym mieszkasz, a następnego idziesz do zwyczajnej szkoły w Londynie, to wiedz, że Twoje życie jest cholernie skomplikowane. Jak moje. Tak, jestem księżniczką. Tak...