Obudziłam się i gwałtownie usiadłam na łóżku z przyspieszonym oddechem. Tak bardzo nienawidziłam koszmarów, a szczególnie ze mną w roli głównej.
Śniła mi się matka. Mówiła, że to wszystko moja wina; to, że umarła, że szykujemy się na wojnę, bo przeze mnie ojciec umarł i teraz umrze jeszcze więcej osób. I najgorsze jest to, że miała rację. Wiele razy się zastanawiałam, co by się stało, gdybym pobiegła w drugą stronę. Może udałoby mi się dobiec do zamku. Może teraz bym spała sobie smacznie w ciepłym łóżku, żeby spóźnić się na koronację Kaspiana. Może wtedy zostałabym opieprzona przez matkę i udawała skruchę. Może próbowałabym znaleźć Kaspianowi jakąś królową. Może ludzie nie musieliby ginąć... Ale nic nie mogłam na to poradzić. Szykowaliśmy się na bitwę. A bitwa bez ofiar, to nie bitwa.
Zwlokłam się z łóżka i przetarłam twarz dłońmi. Mój brzuch zaburczał, więc postanowiła poszukać czegoś do jedzenia. Z racji tego, że było mi zimno i się nie wyspałam, owinęłam się w koc i z przymrużonymi oczami wyszłam z komnaty. Pochodnie były pozapalane, więc stwierdziłam, że jest ranek... ewentualnie popołudnie.
Mój głód przypomniał mi o słodkiej bułce, którą dała mi Anabelle. A to z kolei, że musiałam się dowiedzieć, co się z nią stało. Ledwo, co kontaktując, ruszyłam w stronę, w którą wydawało mi się, że ostatnio za jej pomocą trafiłam do zamku. Po kilku minutach stwierdziłam, że odnalezienie drogi nie będzie takie proste. Minęłam kilku ludzi, minotaura, pięciu centaurów oraz dwóch karłów i trzy myszy, które zacięcie kłóciły się, która broń jest ostrzejsza. Nikogo nie zaskoczyło, że ktoś przechodzi koło nich zawinięty w koc jak w naleśnik i trzyma pochodnię.
Wchodziłam w różne uliczki, modląc się, by to była dobra droga. Naprawdę zależało mi na życiu tej dziewczyny i nie chciałam, by coś się jej stało. Chciałam tam się dostać i się udało! Jedyna rzeczy, która mi wyszła w życiu.
Weszłam po schodach do kamiennego wejścia i popchnęłam ścianę. Nic się nie stało. Zaczęłam pchać ją trochę mocniej. Nie poruszyła się nawet o milimetr. Odłożyłam pochodnię oraz koc i zeszłam ze schodów, by wziąć porządny rozbieg. Odbiłam się od kamienia i zleciałam ze schodów. Leżałam tak chwilę, wpatrując się w przejście i mając nadzieję, że pod innym kątem uda mi się coś wymyślić. Przymknęłam oczy i zaczęłam się zastanawiać czy lepiej nie zawrócić i jak cywilizowany człowiek dostać się do środka przez mur.
W końcu wstałam i stanęłam przed drzwiami. Popchnęłam je jeszcze raz, a po kolejnej nieudanej próbie, wsadziłam palce w szczeliny między kamieniami i pociągnęłam ścianę w moją stronę. Przesunęła się. Opuściłam ręce i spojrzałam zirytowana na przejście.
Wyjrzałam na korytarz i powoli wyszłam. Objęłam się rękoma, bo wcale nie było tak ciepło, a koc został za zamykającą się właśnie ścianą. Szybko do niej podeszłam, żeby spróbować zatrzymać ją przed całkowitym zamknięciem, niestety zbyt wolno. Westchnęłam i postanowiłam powołać się na moje szczęście.
Najpierw postanowiłam odwiedzić kuchnię. Z jednej strony dlatego, że byłam głodna, a z drugiej dlatego, że to tam ostatnio spotkałam Anabelle. Weszłam do środka jakby do swojego pokoju i uświadomiłam sobie, że nie przewidziałam jednej, małej, dość istotnej rzeczy.
Mianowicie, że to była kuchnia królewska, w której pracuje kilkanaście ludzi.
— Ty musisz być Rachel — powiedział mężczyzna, który, jak się domyśliłam, był głównym kucharzem. Zmarszczyłam brwi.
— Em... Tak... oczywiście — odparłam.
— To cudownie. Sabrino — zwrócił się do blondynki, która stała niedaleko. — Wyjaśnisz jej wszystko?
— Nie ma sprawy — odpowiedziała z uśmiechem Sabrina, odrywając się od swojej pracy.
Podeszła do mnie i pociągnęła mnie za rękę, by wyprowadzić mnie z kuchni. Za sobą usłyszałam dziewczęcy głos pełen wyrzutu:
— To musi być ta, która znudziła się księciu. Tylko dlaczego przysłali ją do nas?
— Nie wiem. Uch, jak on w ogóle mógł na nią spojrzeć — dopowiedziała inna.
— Dobrze wiecie, że ma słabość do pięknych blondynek. — To powiedział jakiś chłopak.
— Może powinnam się przefarbować — powiedziała znowu ta pierwsza dziewczyna. Ledwo ją zrozumiałam, bo coraz bardziej oddalałyśmy się od wejścia do kuchni. — Na pewno byłabym lepsza od niej...
— Nie przejmuj się nimi — mruknęła dziewczyna idąca koło mnie. — Nie wiedzą jeszcze, kim jesteś.
Ciągle się uśmiechała. Przyjrzałam jej się. Była niższa ode mnie i wyglądała na młodszą. Mogła mieć z szesnaście, może siedemnaście lat. Ubrana była w ciemną sukienkę, a w pasie miała zawiązany biały fartuch. Twarz Sabriny była naprawdę piękna. Ciemnoczerwone, pełne usta rozciągnięte w uśmiechu, dobrze odznaczające się na bladej cerze, mały nosek z ledwo widocznymi piegami oraz niesamowicie ciemne oczy, których kolor był zbliżony do czarnego... Jasne, lekko kręcone włosy miała zebrane i przewiązane wstążką na karku.
Przyznam szczerze, że tak zawsze wyobrażałam sobie ideał dziewczyny. Przy niej poczułam się trochę mniej pewnie i, cholera, ta laska obniżyła moją samoocenę o jakieś pięćdziesiąt procent.
— Co masz na myśli? — spytałam niepewnie.
Rozejrzała się szybko po korytarzu i pociągnęła mnie na jego koniec. Z prawej strony znajdowały się drzwi, za którymi bardzo kręcone schody prowadziły w dół. Sabrina wzięła pochodnię i ruszyła po schodach. Nie miałam innego wyboru jak iść za nią.
— Praktycznie nikt nie wie o tym miejscu. To są lochy, ale dla specjalnych ludzi. Chociaż jako księżniczka powinnaś to wiedzieć...
Skąd oni wszyscy to wiedzieli?! Powiedziałam jednej osobie. W sumie to nawet nie powiedziałam, a sama się domyśliła. A tu nagle kolejna osoba, której nie znam, wie kim jestem!
— Po co tam idziemy? — zadałam kolejne pytanie.
— Anabelle. Coś mówi ci to imię?
Spojrzała na mnie przez ramię.
Byłam zaskoczona, słysząc to imię z ust dziewczyny. Byłam też zdziwiona, że Sabrina mi pomagała i wiedziała, gdzie chcę się dostać. W ogóle nie spodziewałam się, że trzy osoby w zamku są po naszej stronie... możliwe, że jest ich więcej. Spytałam o to czarnooką, ale ona pokręciła głową, mówiąc, że w miasteczku, poza murami zamku, są ludzie, którzy gotowi są stanąć po stronie Kaspiana.
— I twojej, oczywiście — dodała.
Znalazłyśmy się już na dole, gdzie czekały na nas kolejne drzwi. Podeszłam do nich i nacisnęłam klamkę, próbujące je otworzyć, z marnym skutkiem. Siłowałam tak się przez chwilę, aż dziewczyna nie powiedziała, żebym się uspokoiła. Spojrzałam na nią, a ona podniosła czarny klucz na wysokość moich oczu. Przesunęłam się, a Sabrina przekręciła klucz w zamku. Otworzyła drzwi, a w środku zastałyśmy tylko ciemność.
CZYTASZ
Opowieści z Narnii. Powrót Księżniczki | ✔
Fanfiction[zakończone] Jeżeli jednego dnia "walczysz"ze swoim bratem na dziedzińcu zamku, w którym mieszkasz, a następnego idziesz do zwyczajnej szkoły w Londynie, to wiedz, że Twoje życie jest cholernie skomplikowane. Jak moje. Tak, jestem księżniczką. Tak...