— Czekaj... Co? — To było moje pierwsze pytanie, po tym jak dziewczyny spróbowały wyjaśnić mi, co się wydarzyło.
— Nie mogli cię wybudzić — odpowiedziała cierpliwie Evie. — Tak jak mnie i Vicki. Podobno zostałyśmy związane ze sobą jakąś przestarzałą klątwą. Gdy jedna umiera, reszta też.
— Więc... Która z nas umierała?
Evelyn i Victoria spojrzały na mnie z uniesionymi brwiami.
— Oh. Czyli, że ja.
— Miałaś najpoważniejsze rany i straciłaś dużo krwi — poinformowała mnie Vicki, patrząc na mnie tak, jakbym znów miała umrzeć. — Cud, że jednak żyjesz.
Nie odpowiedziałam i zamiast tego rozejrzałam się po pomieszczeniu. To drzewo miało ogromne korzenie.
— To fajnie, ale trzeba jakoś odbić zamek. Jak wielkie są straty? Gdzie reszta ludzi? — Wskazałam głową na około setkę naszych sojuszników. Wszyscy uwijali się i w pospiechu podawali sobie nawzajem czyste bandaże, różnego rodzaju maści i zioła lecznicze.
Evie spuściła wzrok.
— To wszyscy, którzy zostali — szepnęła.
— Oh. — Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się winna, bo w końcu to ja nie otworzyłam przejścia na czas. Ale nie wiedziałam, że będą aż tak wielkie konsekwencje. I to wszystko, żeby dostać głupią kartkę, która nic mi nie podpowiedziała.
Czułam się żałośnie. Jeszcze nigdy nie byłam tak zraniona. Nie fizycznie, tylko psychicznie. Tyle osób zostało zamordowanych... i to wszystko przeze mnie. Próbowałam sobie wmówić, że to wcale nie była moja wina, że skąd niby miałam wiedzieć, że to tak się skończy? Jednak nic nie mogło zmienić prawdy. To była moja wina. Tylko i wyłącznie moja. Na sumieniu miałam setki żyć.
Z trudem brałam każdy kolejny oddech. Nie mogłam wśród nich przebywać. Zeskoczyłam z łóżka i jak najszybciej ruszyłam do wyjścia, przepychając się przez tłum.
— Adri! — usłyszałam wołające mnie trzy głosy na raz. Victorii, Daniela i Kaspiana. Najbardziej problematyczna trójka w Narnii.
— Nie. Rozwiążcie swoje problemy sami. Ja muszę pobyć sama. Sama.
Miałam przyspieszony oddech jakbym przebiegła maraton.
Wyszłam spod korzeni, a światło mnie oślepiło. Zmrużyłam oczy, czując się jak jakiś wampir. Zaczęłam iść, nie wiedząc dokąd. Dalej miałam suknię z balu, ale teraz była poplamiona moją krwią i była tak ociupinkę podarta. Rozpuszczone włosy miałam sklejone od krwi. Czułam, jak łzy spływają mi po policzkach, słyszałam mój urywany oddech. Straciłam orientację, ale chociaż byłam sama tak, jak tego chciałam. Trafiłam na strumień, w którym się położyłam, bo zapach krwi i potu, dodatkowo mnie przytłaczał i jak najprędzej chciałam się pozbyć tego zapachu. Zaczęłam wpatrywać się w korony drzew i spróbowałam nieco się uspokoić. Unormować oddech, ponieważ przez tak szybkie oddychanie, zaczęło mi się kręcić w głowie. Wszystko mnie bolało. Zanurzyłam głowę pod wodę i chciałam odetchnąć najgłębiej, jak potrafiłam. No dalej, niech ta woda zaleje mi płuca, uniemożliwi oddychanie, aż w końcu zabije.
— Do cholery, co ty robisz?
Ktoś wyciągnął mnie gwałtownie z wody, a ja zaczęłam kaszleć, żeby pozbyć się wody z płuc. Taki naturalny odruch, bo moje ciało nie chciało mi pozwolić umrzeć. Kol najwyraźniej tez nie miał zamiaru pozwolić mi w spokoju umrzeć.
— Zostaw mnie! — wrzasnęłam i spróbowałam się od niego odsunąć, ale on mocno trzymał mnie za ręce.
— Po to, żebyś mogła się zabić? Możesz o tym, zapomnieć.
CZYTASZ
Opowieści z Narnii. Powrót Księżniczki | ✔
Fanfiction[zakończone] Jeżeli jednego dnia "walczysz"ze swoim bratem na dziedzińcu zamku, w którym mieszkasz, a następnego idziesz do zwyczajnej szkoły w Londynie, to wiedz, że Twoje życie jest cholernie skomplikowane. Jak moje. Tak, jestem księżniczką. Tak...