Obudziłam się w łóżku, które zostało mi przydzielone. Nie pamiętałam, jak się w nim znalazłam. W ogóle mało pamiętałam, ale z czasem zaczęło mi się wszystko przypominać. Po tym jak poprosiłam Kola, żeby mnie stamtąd zabrał, wziął mnie na ręce i zaczął iść, jakbym nic nie ważyła. Byłam tak wyczerpana, że się w niego wtuliłam i zasnęłam. Przemyślałam to sobie kilka razy i stwierdziłam, że nigdy bym się tak nie zachowała, gdybym nie była jakaś wielce załamana. A to znaczyło, że coś się stało. Nagle w uszach usłyszałam znowu krzyk mojej matki. Dostałam gęsiej skórki i już wiedziałam, co było przyczyną mojego zachowania.
Usiadłam na łóżku, przeciągając dłońmi po twarzy. Poza mną nie było nikogo w pomieszczeniu. Nie wiedziałam, gdzie podziały się Vicki i Evie. Może to i lepiej. Potrzebowałam chwili dla siebie.
W nogach znalazłam skotłowane ubrania, które pewnie wcześniej były ładnie poskładane. Postanowiłam się przebrać, bo nadal miałam na sobie fioletową suknię, którą dała mi Anabelle. Przypomniało mi się, że założyłam ją po to, żeby razem z dziewczyną dostać się do biblioteki i przeraziłam się, bo nigdzie nie widziałam książki, którą stamtąd zabrałam. Rzuciłam ubrania z powrotem na łóżko i zaczęłam gorączkowo szukać książki. Sprawdziłam pod łóżkami, na stoliku, krzesłach, wszędzie. Aż w końcu przyszło mi do głowy miejsce, gdzie zawsze chowałam ważne rzeczy. Podniosłam poduszkę z mojego łóżka i odetchnęłam z ulgą, widząc brązową okładkę ze złotymi zdobieniami i równie złotym napisem Narnijskie Historie. Otworzyłam na stronie czterysta osiemdziesiątej siódmej. Wpatrywałam się uparcie w litery tworzące "Znajdź to".
Ale co takiego mam znaleźć? Zastanawiałam się, przymykając oczy.
Schowałam książkę pod z powrotem poduszkę i postanowiłam się przebrać. Zmieniłam suknię na czarne spodnie i białą, luźną koszulę. Wyglądały podobnie do tych, które miałam wcześniej. Obok mojego łóżka dostrzegłam parę czarnych, wygodnie wyglądających butów. Usiadłam na ziemi i je założyłam. Gdy sznurowałam prawego, wejście do komnaty się otworzyło i do środka weszła jakaś postać. Podniosłam wzrok znad butów i zobaczyłam mojego brata. Wróciłam spojrzeniem do sznurowadeł.
— Czego chcesz? — spytałam, gdy już zawiązałam oby dwa buty.
— Żebyś zamiast łażenia po korytarzach spała — odpowiedział, opierając się o ścianę.
Przewróciłam oczami.
— Ktoś tu się poskarżył — mruknęłam pod nosem. — Gdzie dziewczyny?
— Mogli cię złapać. — Zignorował moje pytanie. — Jesteś w Narnii dopiero od pięciu dni. Nie jesteś już księżniczką, żebyś mogła robić, co ci się podoba.
— Urodziłam się księżniczką i zawsze nią będę. I będę robiła, co mi się podoba, bo nie pozwolę, żeby jakiś zatęchły grzyb rządził Narnią. Naszym obowiązkiem jest, żeby dbać o poddanych. Jeżeli ty nie potrafisz obalić rządów Gerarda, to ja to zrobię. Korytarz jest idealnym przejściem do zamku. Możemy ich zaatakować w nocy. Ale ty czekasz. Nie wiadomo, na co!
— Jeden błąd może wskazać im, gdzie się ukrywamy. Oczywiście, że się martwię o moich poddanych, ale musimy zaczekać na odpowiednią chwilę. Mam w zamku szpiega. Za tydzień odbędzie się bal, na którym będą sprzymierzeńcy Gerarda. To będzie idealny moment do ataku. Zabijemy go i jego sojuszników. Nie będziemy mieli wrogów i wszystko będzie tak jak dawniej.
Skoro miał plan, to dlaczego się tu znalazłam? Coś miało się pójść nie tak, a ja miałam to naprawić? Tego miałam się dowiedzieć za tydzień, a nie byłam jakaś świetna w czekaniu.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem jego plan.
— Ty, Evelyn, Victoria i jeszcze jedna dziewczyna udacie się na bal i wpuścicie resztę z różnych stron. Ty zajmiesz się wejściem od korytarza. Pomścimy naszego ojca i naszą matkę — powiedział. Znowu kiwnęłam głową, analizując jego słowa. Doszłam do wniosku, że od razu widać, że jesteśmy rodzeństwem. Kieruje nami zemsta. Może to nie najlepsza motywacja, ale skuteczna. Podszedł do mnie i mnie przytulił. — Tęskniłem za tobą, siostrzyczko.
— Ja za tobą też... Ale tylko troszkę.
Odsunął się ode mnie i wskazał gestem na drzwi.
— A teraz na trening.
— Co? — spytałam zdezorientowana.
— Po ośmiu latach twoje zdolności zanikły — rzekł tonem znawcy.
— Chciałbyś — mruknęłam i sięgnęłam po pochwę z mieczem, opartą o łóżko.
Przypięłam ją sobie do pasa i ruszyłam za Kaspianem. Przeszliśmy korytarz i znaleźliśmy się w Głównej Sali. Minęliśmy stół, żeby dostać się do kolejnego korytarza, który prowadził na zewnątrz. Przebiliśmy się przez ścianę z bluszczu, a wtedy moje ciało oświetliło popołudniowe słońce i owiał wiosenny wiatr. Przymknęłam oczy z przyjemności. Wydawało mi się, że od wieków nie widziałam słońca.
— Gdzie ty mnie prowadzisz? — spytałam, ruszając dalej.
Szliśmy pod górę w głębi lasu. Było już późne popołudnie i cienie drzew były dłuższe i ciemniejsze. Nie odpowiedział, tylko szedł dalej. Zirytowało mnie to. W końcu wdrapaliśmy się na wzniesienie i po drugiej stronie zobaczyłam walczące między sobą centaury, karły, zwierzęta oraz gdzieniegdzie ludzi. Zeszliśmy na dół i Kaspian ustawił się przede mną.
— Zaczynaj — polecił.
— Sam zaczynaj — odparłam.
Wzruszył ramionami i zamachnął się mieczem. Odskoczyłam do tyłu, jednocześnie blokując cios. Pokiwał głową z uznaniem. Potem znowu się zamachnął, a ja ponownie go zablokowałam. Pokręciłam głową z politowaniem, a Kaspian się tylko uśmiechnął i w końcu zaczęliśmy walczyć na serio. Sparowałam każdy jego cios, cofając się odrobinę do tyłu, aż też zaczęłam atakować. Wychodziło mi to niezwykle płynnie. Dwa kroki do przodu, jeden do tyłu. Cięcia stały się bardziej precyzyjne. Atakowałam słabiej osłonięte miejsca, ale w ostatniej chwili odpychał mój miecz od swojego ciała.
Nie pozostawał mi dłużny, również zaczął atakować szybciej i sprawniej. Przykucnęłam, gdy jego miecz znalazł się na wysokości mojej szyi. Wskoczyłam na powaloną kłodę i przez moment nad nim górowałam. Chciał podciąć mi nogi, więc podskoczyłam, ale wylądowałam na mokrej korze i się poślizgnęłam. Uderzyłam z całej siły o ziemię, ale prawie automatycznie przeturlałam się na brzuch i wstałam, by w idealnym momencie powstrzymać cios Kaspiana. Nasze ostrza się zakleszczyły, więc starałam się wyjąć lewą ręką sztylet schowany w podwójnej pochwie. Przyłożyłam sztylet do klatki piersiowej Kaspiana i w momencie kiedy chciałam powiedzieć „ha, nie żyjesz, wygrałam" poczułam zimne ostrze na brzuchu.
Rozejrzałam się i zobaczyłam, że wszyscy nam się przyglądają. Potem zaczęli klaskać. Odsunęłam się od brata i schowałam sztylet i miecz do pochwy. Uśmiechnęłam się, ciężko oddychając. Usiadłam na kłodzie, żeby odpocząć. Felix do mnie podszedł, klaszcząc teatralnie.
— Miło widzieć, że potrafisz coś jeszcze oprócz marudzenia i gadania głupot — powiedział.
— Masz coś do moich głupot? — wydusiłam.
— Oczywiście, że nie. Uwielbiam głupie rzeczy.
Właśnie w takich momentach jak ten nie miałam wątpliwości, dlaczego akurat z nim się zaprzyjaźniłam.
CZYTASZ
Opowieści z Narnii. Powrót Księżniczki | ✔
Fanfiction[zakończone] Jeżeli jednego dnia "walczysz"ze swoim bratem na dziedzińcu zamku, w którym mieszkasz, a następnego idziesz do zwyczajnej szkoły w Londynie, to wiedz, że Twoje życie jest cholernie skomplikowane. Jak moje. Tak, jestem księżniczką. Tak...