Sabrina minęła mnie i weszła do środka. Ruszyłam za nią niechętnie. Nie bałam się tej ciemności, tylko tego, co kryła. A jeszcze wchodziłam tam z nieznajomą dziewczyną, będąc na terenie wroga. Co ja miałam wtedy w głowie? Czego się spodziewałam?
Ciemność zaczęła się powoli rozjaśniać, co było dla mnie zbawieniem, bo już kilka razy się potknęłam i prawie wywaliłam. W końcu cały korytarz rozświetliło wschodzące słońce, którego promienie wkradły się do środka przez wysoko osadzone okienko z metalowymi kratami.
A tam, pośrodku więzienia stała dziewczyna z rudymi włosami, odwrócona tyłem do nas i wpatrująca się w to okienko.
— Dwa dni — mruknęła, nie patrząc na nas. — Zmienili plany.
Anabelle dopiero teraz odwróciła się w naszą stronę. Przez moment wstrzymałam powietrze, widząc jej twarz. Oczy otaczały czarne cienie, w kąciku ust miała zaschniętą krew, kilka siniaków odznaczało się na jej jasnej cerze. Podeszła do krat jak najbliżej nas.
— Za dwa dni odbędzie się bal, nie za tydzień — kontynuowała. — Ktoś was zdradził i przekazał, co zamierzacie, więc Gerard zmienił plany. Przekaż Kaspianowi, że bal odbędzie się za dwa dni, wieczorem. Musicie być gotowi. Nie będzie czasu na próby. Sabrino — zwróciła się do czarnookiej — zaprowadź ją z powrotem do przejścia, gdy zapadnie zmrok. Nie możemy ryzykować, że ktoś dostrzeże księżniczkę w zamku. — Anabelle spojrzała prosto w moje oczy. — Jesteś naszą nadzieją. Pierwszą. I ostatnią.
Sabrina zaprowadziła mnie do miejsca, o którym nigdy nie miałam pojęcia. Przeszłyśmy przez korytarz obok celi Anabelle, przez co nikt nas nie zauważył. Cieszyłam się, że dziewczynie jednak nic nie było, ale czułam się winna, że musiała siedzieć w więzieniu i za to, że najprawdopodobniej została pobita. Powiedziała, że tylko na kilka dni została zamknięta za szwendanie się po nocach i że nic jej nie będzie, ale dla mnie to nie było wcale "nic". Zanim ruszyłam za Sabriną, zdążyłam powiedzieć rudowłosej szczere "dziękuję" i "przepraszam".
Usiadłam na podłodze w pomieszczeniu, do którego zaprowadziła mnie Sabrina i ściągnęłam buty, które poważnie zaczęły mnie irytować. Dookoła nas stały w przypadkowych miejscach kołowrotki, bo z tego, co zrozumiałam, kiedyś była tu królewska szwalnia. Tak jak wcześniej wspominałam, nie miałam pojęcia o istnieniu tego miejsca. Panował tam półmrok i ciężko było mi określić, jak duże było to pomieszczenie.
— Nie zachowujesz się jak księżniczka — szepnęła Sabrina, patrząc, jak kładę się na podłodze i układam bose stopy na krzesełku przy kołowrotku. Może to była dziwna pozycja, ale najlepsza do myślenia.
Przymknęłam oczy.
— Nikt nie oczekuje, bym zachowywała się, jak księżniczka, więc tego nie robię — mruknęłam.
To była prawda. Będąc dzieckiem, oczekiwano ode mnie, że będę księżniczką z krwi i kości. Ale tak naprawdę takie życie mi nie pasowało. Gdy tylko mogłam, wymykałam się przez dziurę w murze zamkowym, żeby dostać się do miasteczka, w którym mieszkały Evie i Vicki. Albo traciłam czas na pojedynkowanie się z Kaspianem. Na razie nikt ode mnie nie oczekiwał, że będę siedziała cicho w ogromnej sukni i tylko ładnie wyglądała. Wiedziałam, że prędzej czy później to nastąpi, ale również wiedziałam, że będę się przeciw temu buntować. Nie urodziłam się po to, żeby tylko pięknie prezentować się w towarzystwie.
— Dlaczego jesteś po naszej stronie? — spytałam, uchylając lekko powieki.
Dziewczyna westchnęła.
— Rok temu — zaczęła — Gerard zaatakował wschodnią część Narnii. Ostatnim do podbicia miasteczkiem zostało to moje. Rodzice wiedzieli, że szykuje się atak i nie chcieli się mu poddać, ale też nie chcieli, by coś mi się stało. Ukryli mnie w spiżarni. Kiedy armia Gerarda napadła na mój dom, moi rodzice im się postawili... i zapłacili za to życiem. Gdy wszystko ucichło, wyszłam z kryjówki i... — Głos jej się załamał. — Wiesz jak ciężko widzieć zmasakrowane ciała swoich rodziców? — wyszeptała. — Obiecałam sobie, że się zemszczę. I zrobię to. W odpowiednim czasie.
Kiwnęłam głową na to, że ją słucham. Straciła rodziców, to jasne, że chce się zemścić. A ja sobie obiecałam, że pomogę jej w tym. Czułam, że przez to wyznanie stałyśmy się sobie bliższe, bo w końcu moi rodzice też nie żyją.
Postanowiłam rozluźnić trochę atmosferę i zaczęłam rozmawiać z Sabriną na w miarę wesołe tematy. W końcu doszłam do wniosków, że jest miłą osobą z ogromnym poczuciem humoru, która niestety po stracie rodziców została sama.
— Myślę, że jest wystarczająco późno, by nikt nas nie zauważył — powiedziała w pewnym momencie.
Ubrałam buty i ruszyłam za nią, bo, pomimo że mieszkałam w tym zamku dziesięć lat, to aż tak dokładnie nie znałam wszystkich zakamarków. Dostałyśmy się całkowicie inaczej do korytarza, gdzie znajdowało się przejście. Na tle kamiennej ściany niczym się nie wyróżniało i przez to przeszłabym obok niego, gdyby nie Sabrina, która to przejście przede mną otworzyła.
— Nie zapomnij powiedzieć, że jest zmiana planów w związku z balem — przypomniała dziewczyna, podając mi pochodnię.
Już chciała zamknąć drzwi przejścia, ale powstrzymałam ją.
— Może pójdziesz ze mną? — spytałam. Nie chciałam, żeby została sama w zamku
Widziałam, że przez moment zawahała się, zanim odpowiedziała.
— Potrzebujecie szpiega w pałacu.
Nie zdążyłam już nic powiedzieć, kiedy jej szeroki uśmiech, zniknął za zamykającą się ścianą.
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do mojej komnaty, która znajdowała się tak bardzo daleko. Szłam już dwa razy tą drogą, więc stwierdziłam, że nie będę miała problemu ze znalezieniem wyjścia. Ta na pewno. Kręciłam się po korytarzach tak długo, że byłam absolutnie pewna, że nastał już nowy dzień. Znowu czekało mnie odsypianie całego dnia.
W pewnym momencie usłyszałam jakiś dźwięk z bocznego korytarza. Odwróciłam się w tamtą stronę, będąc gotowa na krzyki mojej matki albo nawet na coś gorszego. Ten dźwięk przypominał szuranie, które było coraz wyraźniejsze i głośniejsze. Nagle w świetle pochodni dostrzegłam szybko poruszający się gruby, długi kształt.
— O cholera — mruknęłam, gdy skapnęłam się, że to wąż, który zmierzał w moją stronę.
Zaczęłam uciekać, jak najszybciej nawet nie patrząc, gdzie biegnę. Jestem odważna w wielu sytuacjach i przy wielu istotach, ale wąż to zdecydowanie za dużo. Te jadowite zęby mnie przerażały, bo okropnie bałam się śmierci, a nawet jeżeli akurat jakiś wąż nie byłby jadowity, to znając moje szczęście i tak bym umarła.
Cóż, dzięki tej ucieczce dotarłam do mojej komnaty. Ale nie miałam zamiaru w żaden sposób być wdzięczna tej bestii. W końcu chciała mnie zejść, prawda? Ja i węże byliśmy wrogami na całe życie, a taka jednorazowa pomoc niczego nie zmieniała.
CZYTASZ
Opowieści z Narnii. Powrót Księżniczki | ✔
Fanfiction[zakończone] Jeżeli jednego dnia "walczysz"ze swoim bratem na dziedzińcu zamku, w którym mieszkasz, a następnego idziesz do zwyczajnej szkoły w Londynie, to wiedz, że Twoje życie jest cholernie skomplikowane. Jak moje. Tak, jestem księżniczką. Tak...