— No witam, witam — przywitałam się z Sabriną, która czekała na nas.
— Pamiętajcie, pochodnia na północnej wieży — przypomniał Kaspian, gdy drzwi przejścia się za nami zamykały.
Przewróciłam oczami, czego nie mógł zauważyć.
— Mam nadzieję, że jesteście gotowe — powiedziała Sabrina.
— Oczywiście — odpowiedziałam.
— Okazało się, że to ma być bal maskowy. — Wyciągnęła dłoń z czterema maskami w różnych kolorach. — Dobrze, że posiadam zdolności i niezauważenie je ukradłam.
Wzięłam od niej niebieską, pasującą mi do sukni, którą (po założeniu maski) uniosłam, by się o nią nie potknąć i ruszyłam w stronę najbliższych schodów.
Mimo że rano miałam dobry humor, w tamtym momencie prawie nic po nim nie zostało. Wszystko dlatego, że gdy przechodziliśmy przez korytarz, widziałam kątem oka, jak Victoria zbliżyła swoją rękę do dłoni Daniela, jednocześnie patrząc na Kaspiana maślanymi oczami.
Ja rozumiem, że ona jest zakochana, no ale nie może mieć ich obu ani też oby dwóch oszukiwać. Chciałam jej przez moment pomóc w podjęciu decyzji, ale to jej uczucia i nie mogę nimi manipulować. W każdym razie teoretycznie. Tak samo teoretycznie nie mogę sabotować jej związków. Nie świadczyłoby to o mnie dobrze jako o przyjaciółce, lecz to nie ja gram na uczuciach dwóch chłopaków.
Nagle usłyszałam kroki dochodzące z korytarza obok, więc przycisnęłam się do ściany, pokazując dziewczynom, by zrobiły to samo. Światło padało tak, że byłyśmy skryte w cieniu, gdy korytarzem koło nas przechodził ktoś ze straży. Na tym piętrze wolałam, by nikt nas nie widział, bo ważni goście nie przemykali się z kuchni.
Wyjrzałam za róg i widząc pusty korytarz, dałam znak dziewczynom, by się ruszyły. Przez następne minuty starałyśmy się pozostać niezauważone, ukrywając się do węższych korytarzy. Ale w końcu coś musiało pójść nie tak, bo jakby inaczej!
Byłyśmy już na piętrze i właśnie wchodziłyśmy w korytarz, na którego końcu znajdowała się sala bankietowa. Muzyka delikatnie rozbrzmiewała. Słyszałam również rozmowy i śmiechy. Rozejrzałam się dokładnie i ruszyłam w stronę zamkniętych drzwi, a Evelyn, Sabrina i Victoria podążyły za mną. Trzymałam głowę wysoko, żebym wchodząc do środka, wyglądała na pewną siebie dziewczynę urodzoną w dobrej rodzinie. I nagle, kilka metrów przed nami, z bocznego korytarza wyszedł jakiś facet, który na szczęście nie patrzył na nas. Zawróciłam gwałtownie, a moje towarzyszki już szły w drugą stronę, dostojnym krokiem.
— Drogie panie! — usłyszałam za sobą, przez co serce mi zamarło, ale powoli się odwróciłam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
— Sala bankietowa jest tutaj — skończył, wskazując dłonią na drzwi.
— Oh, dziękujemy — westchnęła Evelyn, uśmiechając się.
Ruszyłyśmy w tamtą stronę, a mężczyzna w średnim wieku wystawił ramię w moją stronę. Z ogromną niechęcią je przyjęłam, dalej się uśmiechając.
— Skąd przybywacie, jeżeli mogę spytać?
Nie, nie możesz.
Sabrina coś odpowiedziała, ale ja byłam bardziej zainteresowana tym, że z każdym krokiem drzwi były coraz bliżej i ten facet mnie puści.
W końcu mój cel został osiągnięty. Gdy ten facet przytrzymywał drzwi, ja pierwsza wślizgnęłam się do środka i wtopiłam się w tłum. Miałam szczerą nadzieję, że już go nie spotkam.
CZYTASZ
Opowieści z Narnii. Powrót Księżniczki | ✔
Fanfic[zakończone] Jeżeli jednego dnia "walczysz"ze swoim bratem na dziedzińcu zamku, w którym mieszkasz, a następnego idziesz do zwyczajnej szkoły w Londynie, to wiedz, że Twoje życie jest cholernie skomplikowane. Jak moje. Tak, jestem księżniczką. Tak...