Miasto tętniło życiem mimo późnej godziny. Wszyscy z królestwa najprawdopodobniej się tam znajdowali. Każdy chciał brać udział w święcie poświęconym zakochanym nawet jeżeli był sam. Nikt nie wydawał się smutny tego wieczoru z wyjątkiem jednej osoby, której nastrój mógłby zniszczyć wszystkim całą zabawę. Chociaż gdyby tam była to jej humor byłby całkowicie odmienny.
Oto w sypialni króla i królowej Narnii, tuż przy oknie siedziała ośmioletnia dziewczynka, spoglądająca w dół na bawiących się ludzi, których oświetlał blask księżyca oraz pochodni. Nie rozumiała, dlaczego nie mogła tam być. Jej rodzice jak i brat już spali, ale ona stała przy oknie oczarowana tańcem do muzyki, którą nawet tam słyszała.
— To jest niesprawiedliwe — powiedziała do siebie cicho, nie chcąc zbudzić rodziców. Zachwycała się sukniami i radością, jaka tam panowała, ale czuła żal, że nie może widzieć tego z bliska. Lubiła otaczać się wieloma ludźmi, ale tych, których zazwyczaj spotykała w pałacu, wydawali się nie posiadać w ogóle radości z życia, a ona właśnie tego potrzebowała najbardziej. No, oprócz czekolady.
— Kochanie, idź już spać — powiedziała jej mama, kucając przy niej. Również spojrzała za okno na tańczących wkoło ludzi.
— Ale ja nie chce — odpowiedziała dziewczynka. Kobieta uśmiechnęła się.
— Jeżeli pójdziesz teraz spać, to poproszę, żeby przygotowano twoje ulubione ciasteczka z czekoladą — szepnęła królowa, przytulając swoją małą księżniczkę. Dziewczynka zaczęła rozważać tę propozycję.
— Z podwójną czekoladą — powiedziała dziewczynka z poważnym wyrazem twarzy.
— Zgoda.
Poczułam na policzku coś mokrego. Uniosłam dłoń, by zetrzeć łzy. Kto by się spodziewał, że takie zwyczajne wspomnienie doprowadzi mnie do łez?
Powachlowałam twarz otwartą dłonią i odetchnęłam kilka razy. Nienawidziłam płakać. To była dla mnie oznaka słabości, a w takiej chwili nie mogłam pozwolić sobie na słabości.
Odwróciłam się od okna, przypominając sobie, co w ogóle robiłam w tej komnacie. Zaczęłam szukać klucza do Złotego Pokoju.
Pomieszczenie było ogromne i nie pogardziłabym pomocą, ale musiałam radzić sobie sama. Otwierałam wszystkie szafki i szafeczki, wyzwalając rzeczy na podłogę. To samo zrobiłam z ciuchami z szafy. Przeszukałam parapet, obejrzałam dokładnie stół, krzesła i drewnianą podłogę, ale nic nie znalazłam. A czas nie zwalniał. Starałam się trochę przyspieszyć, szczególnie gdy ktoś zaczął szarpać za klamkę. Ostatnim przedmiotem do sprawdzenia było ogromne królewskie łoże. Sprawdziłam pod poduszkami, pod kołdrą. Pod łóżkiem. Wytrzepałam kotary, a do moich uszu dotarł dźwięk szarpanych drzwi. Uniosłam głowę do góry, by obejrzeć baldachim, ale tam również nic nie było.
I wtedy dostrzegłam kandelabr, do którego, na sznurku, był przywiązany klucz.
A drzwi już prawie zostały wyważone.
Podsunęłam krzesło pod kandelabr i na nie stanęłam, ale okazałam się mimo wszystko za niska. Zaczęłam podskakiwać i brakowało mi dosłownie milimetrów, by go dosięgnąć. Użyłam całej swojej siły, by wybić się jak najwyżej i w końcu, po tylu próbach, udało mi się zerwać klucz.
Kolejne zdarzyły się w niezwykle krótkim czasie. Spadając, źle postawiłam nogę i upadłam razem z krzesłem na podłogę, wytwarzając niewiarygodny hałas. Dokładnie w tym samym czasie drzwi ustąpiły pod naciskiem straży i około piętnastu żołnierzy wpadło do środka, otaczając mnie, odcinając potencjalną drogę ucieczki. Wiedziałam, że będę mieć kłopoty.
Usiadłam powoli, chowając niezauważalnie klucz do buta. Ktoś podszedł do mnie z tyłu i podniósł, trzymając moje nadgarstki na plecach, ograniczając mi ruch.
— Bez żadnych sztuczek — szepnął mi do ucha, a ja chciałam coś odwarknąć, ale byłam w bardzo niekorzystnej sytuacji i nie potrzebowałam jej pogarszać.
— Przepuście mnie — usłyszałam jego głos, a po chwili Gerard stał przede mną. W półmroku wyglądał trochę inaczej, znacznie młodziej. I w jednej chwili dotarła do mnie kolejna rzecz. To on porwał mnie przed ośmiu laty z zamku. To przez niego musiałam sama uciekać przez ciemny las. To przez niego straciłam całą rodzinę... Jeszcze nigdy nie chciałam zabić kogoś tak bardzo.
Przechylił głowę, tak jakby chciał mi się przyjrzeć pod innym kątem, aż w końcu pokręcił głową z politowaniem.
— Naprawdę cię polubiłem — stwierdził, a ja zmrużyłam oczy. — Ale dla szpiegów Kaspiana nie ma litości. Chyba że — dodał w zamyśleniu — powiesz mi, gdzie się znajduje i co planuje...
Podszedł o krok bliżej. Ha, błąd!
Splunęłam mu prosto w twarz.
— Wolę umrzeć — odpowiedziałam.
Zaczął wycierać ślinę ze swojej twarzy, a gdy względnie skończył, powiedział:
— Cudownie. Jutro rano ci pasuje? — Kiwnął głową na drzwi, zanim cokolwiek odpowiedziałam. Zostałam wyprowadzona za nie, mimo mojej szarpaniny.
— Tylko zadbajcie o odpowiednie warunki. W końcu to księżniczka. — Zaśmiał się jeszcze za mną.
Zaczęłam się szarpać jeszcze mocniej, bo chciałam tam wrócić i jeszcze mu przywalić.
— A pokazać ci, co ta księżniczka potrafi?! — wrzasnęłam. — No chodź tu! Przekonajmy się, kto jest lepszy!
Nie usłyszałam na to odpowiedzi, lecz całkowicie co innego.
— Wiem, synu, że ci się podobała, no, ale sam widzisz. Nikomu w tych czasach nie można ufać.
Długo się szarpałam. Tak długo aż całkowicie opadłam z sił i byłam ciągnięta do lochów. W głowie już układałam plan ucieczki. Miałam inne rzeczy do roboty niż siedzenie w lochach i podziwianie ich architektury. Zostałam praktycznie wrzucona do środka. Gdy wstawałam, usłyszałam szczęk zamka.
— Nie musisz się przyzwyczajać. Jutro już tu nie wrócisz — rzekł strażnik i zniknął po chwili za ścianą.
— Wypuście mnie! — krzyknęłam. — Wy podludzie! Co wy sobie myślicie! To ja jestem księżniczką!
— Zamknij się tam! — usłyszałam.
— Trochę kultury, darmozjadzie! Jako księżniczka żądam... Wypuszczenia! — Miałam nadzieję, że mój tytuł coś zdziała, ale cóż. — Gdy wrócę na tron, jako pierwszy pójdziesz na szubienice! — zagroziłam, wiedząc, że i tak tego nie dotrzymam.
— Dobra, ale skończ się drzeć!
Sięgnęłam do buta, gdzie miałam przyczepiony sztylet. Nakrzyczałam się i teraz mogłam myśleć nad ucieczką. Zaczęłam szperać końcówką w otworze na klucz, oczekując kliknięcia sygnalizującego, że jednak coś w życiu mi się udało. No, ale oczywiście się nie udało. Mimo wszystko dalej próbowałam.
— Sądziłem, że zrobisz to inteligentniej.
Uniosłam głowę.
Kol opierał się o ścianę i przyglądał się moim poczynaniom. W myślach stwierdziłam, że w tym półmroku wyglądał niesamowicie przystojnie, ale szybko za to skarciłam się w myślach. Dlaczego w ogóle zwróciłam na to uwagę?
— Nie komentuj — odparłam, dalej grzebiąc sztyletem w zamku.
Nagle zamek szczęknął, a ja wyszłam na zewnątrz celi. Zatrzymałam się gwałtownie, uświadamiając sobie, że Kol stał tuż przede mną. Uniosłam wzrok i spojrzałam prosto w jego cudne orzechowe oczy...
Wcale nie są cudne.
Oczywiście, że są.
— Miałem klucz — powiedział, a ja się skapnęłam, że stoimy niewiarygodnie blisko siebie.
— Ale ja zrobiłam to inteligentniej — odpowiedziałam, mrugając jednym okiem.
Wyminęłam go i z uśmiechem ruszyłam, w stronę Wschodniej Wieży.
CZYTASZ
Opowieści z Narnii. Powrót Księżniczki | ✔
Fanfiction[zakończone] Jeżeli jednego dnia "walczysz"ze swoim bratem na dziedzińcu zamku, w którym mieszkasz, a następnego idziesz do zwyczajnej szkoły w Londynie, to wiedz, że Twoje życie jest cholernie skomplikowane. Jak moje. Tak, jestem księżniczką. Tak...