Otworzyłam oczy i od razu zostałam oślepiona białym blaskiem. Zmrużyłam je, a światło zaczęło stopniowo przygasać. Mój wzrok powoli się wyostrzał, aż w końcu zobaczyłam, gdzie się znajduję.
Sala tronowa.
Nic się nie zmieniło. Przede mną, na podwyższeniu, stały dwa trony; jeden większy, drugi odrobinę niższy. Prowadziły do nich trzy schodki ozdobione czerwonym dywanem, który zaczynał się już przy drzwiach. Wysokie okna wpuszczały wiele słonecznego światła, sprawiając, że białe płytki mieniły się wieloma kolorami. Promień słońca odbił się od czegoś i od razu przykuło to moją uwagę. Dostrzegłam koronę, która leżała u stóp tronu i wyglądała bardziej królewsko niż całe pomieszczenie.
Podeszłam do tronu, stąpając bardzo cicho po dywanie. Przykucnęłam i uniosłam koronę, którą tak często nosił mój ojciec. Była piękna. Cudnie zdobiona i było widać, że ktoś się postarał. Odłożyłam ją ostrożnie na tron.
Nagle usłyszałam melodię, która stopniowo było coraz głośniejsza i wyraźniejsza. Odwróciłam się gwałtownie, bo dźwięk dobiegał zza moich pleców. Mniej więcej na środku, między mną, a drzwiami sali tronowej, pojawił się ogromny czarny fortepian, przy którym siedziała... Moja mama?!
Odetchnęłam z zachwytem, wiedząc ją w jej ulubionej zielonej sukni z pięknie upiętymi blond włosami, których kolor odziedziczyłam. Zakryłam ręką usta. Nie mogłam uwierzyć, że tam była. Zaczęłam kierować się do niej. Po paru metrach obraz, który widziałam przede mną, zmienił się na ciemność, a muzyka przestała grać.
Potrząsnęłam głową i ruszyłam dalej, jednak owy ciemny obraz, który jakby nakładał się na ten świat, pojawił się kilka razy.
— Mamo — szepnęłam, gdy byłam już całkiem niedaleko.
Znowu ta ciemność. Tym razem była dłuższa i usłyszałam jakiś krzyk. Ale po chwili znowu wszystko wróciło do normy.
— Mamo? — powtórzyłam.
Muzyka ucichła, a moja mama spuściła głowę.
— Nie powinno cię tu być. To zbyt wcześnie — powiedziała cicho, jakby do siebie.
— Co? O czym mówisz? — spytałam.
— Twój czas jeszcze nie nadszedł — odparła smutno. — Masz przed sobą tyle lat...
— O czym ty, do cholery, mówisz?
Miałam pewne podejrzenie, do czego to zmierza, ale bym się nie obraziła, gdybym tym razem nie miała racji.
— Jesteś jeszcze tak młoda — powtórzyła, uśmiechając się nieobecnie.
Podeszłam do niej i złapałam za rękę. Była przeraźliwie zimna.
— Powiedz mi — zażądałam, patrząc jej w oczy tak różnych od moich.
— Twój czas jeszcze nie nadszedł — powtórzyła.
— Mamo, proszę.
Uniosła dłoń, tą zimną dłoń, i poklepała mnie po policzku, uśmiechając się smutno.
— Umierasz, kochanie. A twój czas jeszcze nie nadszedł.
Upadłam na kolana.
Nie. Przecież to nie może być prawda. Czuję ją, mogę dotknąć moją matkę. Czuję miękkość dywanu, zimno płytek, ciepło promieni słonecznych. Nie umieram. Nie mogę.
— Ale przecież czuje... — zaczęłam, ale głos mi się załamał.
— Jeszcze żyjesz. Ale ledwo. To zależy od ciebie czy wrócisz do świata żywych, czy pójdziesz ze mną. Szczerze mam nadzieję, że wybierzesz pierwszą opcję. Twój czas jeszcze nie nadszedł, a prędzej czy później i tak wszyscy się spotkamy. Ale do ciebie należy wybór. Jeżeli chcesz wrócić, wyjdź przez te drzwi — wskazała na nie, a ja tam spojrzałam — a jeżeli chcesz ze mną zostać, zasiądź na tronie — teraz wskazała na niego, a ja tam zerknęłam. — Wybór należy tylko do ciebie.
Wstałam i patrzyłam z jednej strony na drugą. Wybierałam między życiem a śmiercią. I to własną. Powinien być to łatwy wybór, ale wcale taki nie był.
Mogłam nie czuć już więcej bólu, mogłam żyć (jako martwa) w świecie bez głodu, bez śmierci, bez cierpienia, bez... Życia.
Mogłam też żyć. Walczyć o to, co mi się należy, odczuwać wiele sprzecznych ze sobą emocji na raz, mogłam czuć głód, mogłam czuć chłód, ból, cierpienie. Ale to dobrze, bo czym by było życie bez tego wszystkiego?
Czym by było życie bez śmierci?
Czym by była śmierć bez życia?
— Co z moimi przyjaciółmi? — spytałam. Skoro ja nie umiałam zdecydować, niech oni mi pomogą, nawet o tym nie wiedząc.
— Evelyn i Victoria również dokonują wyboru. Dokładnie tego samego, co ty.
— Ale... — Nie rozumiałam.
— Jesteście połączone ze sobą starą przysięgą. Ale nie martw się. Wybrały życie. Twój brat, Felix i Daniel są przy tobie. Ale to ty musisz wybrać, to twój wybór. To twoja historia. Twój czas, który jednak nadszedł i się kończy, więc co wybierasz?
— Ale to nie...
— Co wybierasz? — naciskała.
— Mam jeszcze tak wiele pytań...
— Jaka jest twoja odpowiedź? — Każdy wyraz mówiła bardzo dokładnie.
— Mamo...
— Wybieraj!
— Życie! — wrzasnęłam, a szyby z okien wyleciały. A to wcale nie było tak głośno. — Wybieram życie — wyszeptałam.
— I prawidłowo.
Zobaczyłam w jej oczach dumę.
Wstała i zaczęła iść w stronę tronu. Usiadła na tym większym, a koronę wsadziła na głowę.
Westchnęła iście po królewsku.
— Pozdrów wszystkich — powiedziała, a po chili dodała: — Chcę mieć ładne wnuki.
— Oczywiście. — Ukłoniłam się i odwróciłam w stronę drzwi, które się powoli otwierały, ukazując białe światło. — Przekażę Kaspianowi!
— Nie o to mi cho...
Wbiegłam w białe światło, zanim zdążyła dokończyć.
Otworzyłam oczy, gwałtownie zaczerpując powietrza. Zaczęłam oddychać szybko i płytko jakbym wynurzyła się z wody i walczyła o każdy oddech. Przyłożyłam dłonie do brzucha, sprawdzając, czy na pewno żyje. Jęknęłam z bólu, bo miałam ranę na brzuchu owiniętą bandażem. Spojrzałam na swoją rękę, która również była owinięta oraz na nogę, która nie wyglądała lepiej. Skrzywiłam się. Tylko ja mogę się tak urządzić.
Obok mojego łóżka siedział tylko Kaspian i Felix. Mój brat trzymał mnie za rękę, co trochę polepszało mi humor, bo czułam ciepło od niego bijące. Na pewno nie byłam martwa.
— Felix — wycharczałam. — Moja mama pozdrawiam.
Odkaszlnęłam.
— A ty, Kaspian. Mama chce ładne wnuki.
Uśmiechnęłam się, a Felix i Kaspian powtórzyli gest widocznie z ulgą. No ja też bym nie chciała wynosić zwłok spod drzewa.
— A teraz sio — powiedziałam, zachrypniętym głosem. — Prawie-umarlak musi się wyspać.
Położyłam się i przykryłam kocem. Nie wiedziałam, że umieranie jest takie męczące.
CZYTASZ
Opowieści z Narnii. Powrót Księżniczki | ✔
Hayran Kurgu[zakończone] Jeżeli jednego dnia "walczysz"ze swoim bratem na dziedzińcu zamku, w którym mieszkasz, a następnego idziesz do zwyczajnej szkoły w Londynie, to wiedz, że Twoje życie jest cholernie skomplikowane. Jak moje. Tak, jestem księżniczką. Tak...