Przyznam, że gdy dowiedziałam się o możliwości powrotu do Beacon Hills, nie zastanawiałam się zbyt długo. Prawdę mówiąc, już kilka godzin później byłam gotowa na wyjazd z mojego dotychczasowego domu. Nigdy nie miałam zbyt dużego powodu, by zarzucić cokolwiek miastu takiemu jak San Francisco. Natomiast po ostatniej wizycie, w na pierwszy rzut oka, normalnym miasteczku o dość kreatywnej nazwie Beacon Hills, moje postrzeganie monotonii i nudnego życia zmieniło się dość drastycznie.
Cała ta zawiła, ale mimo wszystko dość prosta historia rozpoczęła się w momencie, w którym poczułam chłodne i burzliwe powietrze. Wychodząc z lotniska, które co prawda nie znajdowało się w samym Beacon Hills, mogłam poczuć aurę tego, co czeka mnie za kilka kolejnych minut. To tak jakby wraz z minięciem znaku powitalnego wkraczało się do całkiem innej rzeczywistości.
Podróż, choć nie długa, przebiegła dość sprawnie, a przynajmniej do momentu, w którym zasiadłam do jednej z taksówek, czekających na nowych przybyłych na lotnisku. Od zewnątrz już, pojazd nie prezentował się jakoś wspaniale. Szczerze, miałam lekkie wątpliwości czy damy radę dojechać na miejsce nie gubiąc przy tym jednego z kół. Siedzenia w środku obite były sztuczną skórą, mokrą od potu poprzednich pasażerów, a wewnątrz unosił się smród papierosów i pewnie innych substancji, o których istnieniu wolałabym nie wiedzieć. Nie byłam zaskoczona, czując, jak coś tłustego przykleja się do mojej podeszwy. Mogła być to guma albo coś jeszcze bardziej obrzydliwego.
Stary, łysy mężczyzna siedzący za kierownicą, nie wyglądał jak dobry kompan do podróży. Powiedziałabym, że przypominał człowieka, na którego widok w nocy, przeszłyby mnie ciarki. Jednak w tamtym momencie wiedziałam, że i tak nie znajdę już nic lepszego, a podróż nie miała trwać na tyle długo, bym musiała interweniować. Cóż, a przynajmniej tak mi się wydawało. Niedługo po tym, ja, mój super przyjazny kierowca oraz stary gruchot, którym jechaliśmy, utknął w samym środku długiego korka, ciągnącego się przez całą ulicę. Mówiąc ogólnie, byliśmy w dupie. Dosłownie.
Widząc, jak coraz więcej kierowców pozostałych samochodów wychodzi na ulicę, by ocenić sytuację, lub po prostu zaczerpnąć świeżego powietrza, sama postanowiłam uwolnić się z zabijającego odoru. Otworzyłam drzwi i ku zdziwieniu taksówkarza wyszłam na zewnątrz. Patrząc na innych ludzi krępujących się między sobą, odetchnęłam, nabierając w płuca czyste i rześkie powietrze.
Rozglądając się po panującym gwarze, moją uwagę przykuła stojąca na dachu samochodu dziewczyna, która najwidoczniej próbowała złapać zasięg w swoim telefonie. Miała czarne, długie włosy, a jej twarz wydawała się mi znajoma.
Zanim, jednak zdążyłam zastanowić się, kim mogłaby być tamta dziewczyna, mżawka panująca na zewnątrz zaczęła z każdą sekundą zamieniać się w dość solidną ulewę. Jednak nawet to nie sprawiło, że wróciłam do środka tego okropnego pojazdu. Czułam, jak moje ubrania robią się coraz mokrzejsze, a widok przed oczami zaczął się rozmazywać.
Lubiłam deszcz, uważałam, że jest on w jakimś sposób kojący i oczyszczający; tak jakby woda spływająca po ciele zmywała z ciebie wszystkie problemy lub przewinienia. Patrząc przed siebie, na znikające we mgle pobliskie auta, starałam się skupić na własnych myślach, mając nadzieje, że deszcz spłucze wszystkie, narastające we mnie obawy.
Dlaczego w ogóle zapadła taka propozycja? Kto stwierdził, że wysłanie mnie tutaj będzie dobrym pomysłem? Scott? Mama? Nie sądzę, że ojciec byłby taki chętny, wiedząc, że naraża mnie na niebezpieczeństwo. Już raz prawie mnie tutaj zabili, ale mimo wszystko nie było żadnych przeciwwskazań, aby pozwolić mi wrócić. Nie chcę, by traktowali mnie jak kogoś, kto potrzebuje stałej kontroli, by czuć się bezpiecznie. Wiem, co potrafię i jestem w stanie poradzić sobie sama. Nie dopuszczę, by robiono ze mnie ofiarę, która nie potrafi o siebie zadbać. Chcę po prostu żyć jak normalna nastolatka, nie czując się pod ścisłą obserwacją każdego z moich bliskich.
CZYTASZ
Related | Theo Raeken | W trakcie korekty!
FanfictionRozdziały po korekcie, mają angielski tytuł! ~ Nie wiedziałam, że połączy nas cokolwiek. Sądziłam, że nie można bezpodstawnie stanąć po stronie wroga. Nie myślałam o tym, że ktoś będzie murem oddzielającym mnie od dobra. Ale teraz już wszystko wiem...