39. Bo Beacon Hills spala i zamienia w proch.

1.5K 58 15
                                    

*nie sprawdzony*

Theo

-Graj na czas.-powiedział Scott, po wytłumaczeniu mi całego bezmyślnego planu.- Wyprowadź ich stamtąd, proszę.

-Obmyślasz plan czy sprowadzasz pomoc?-spytałem, zerkając na wyświetlacz telefonu, na którym widniał numer wilkołaka.

-Oba.-przyznał, a ja nacisnąłem słuchawkę.

I w tamtym momencie, kiedy pomyślałem, co może dziać się w tamtej chwili w szpitalu, zwątpiłem, ale i tak nacisnąłem mocniej pedał gazu.
A wszystko dlatego, że zaczęło mi zależeć.
Zaczęło mi zależeć na niej...

Scarlett

-I jak?-spytałam, kiedy Liam po raz kolejny odblokował swój telefon.

-Nic.-mruknął, wracając do okienka w drzwiach, aby dalej penetrować korytarze. Odwróciłam się w momencie, kiedy ręka jednego, niejako nieprzytomnego pacjenta podniosła się, wraz z naładowaną bronią. Dunbar odwrócił się niemal zaraz po mnie, w tym samym momencie, kiedy mężczyzna nacisnął za spust. W ostatniej chwili pociągnęłam blondyna na ziemię, unikając lecącego w naszą stronę pocisku. Chłopak, bez zastanowienia ruszył do leżącego, po czym złapał go za barki i mocnym ruchem wyrzucił go poza salę. Widząc, jak mężczyzna ląduje na podłodze, wyszliśmy z pomieszczenia.

-Spokojnie.-Usłyszałam znany mi już dobrze głos Gabe'a, który stał na drugim końcu korytarza, mierząc do nas z pistoletu.- Ja chcę to zrobić.- Powoli zaczęliśmy stawiać małe kroki w tył, aby podczas wystrzału móc jak najszybciej uciec. W tamtym momencie, czyjaś jedna ręka oplotła mnie w talii, a druga złapała z kark Liam'a porywając nas w stronę zamykającej się windy. Rozległ się głośny huk, od wystrzeliwanych pocisków, kiedy te zaczęły odbijać się o metalowe drzwi windy, które zamknęły się chwilę przed wystrzałem. Poczułam przy sobie ten znajomy mi zapach, który należał tylko i wyłącznie do jednej osoby.

-Co ty tu robisz?-zdziwił się Dunbar, patrząc jak brunet ściąga czapkę ze swojej głowy.

-Sam się nad tym zastanawiam.-westchnął. Ten głos, ten piękny i twardy głos. Boże, przestań dziewczyno! Liam przyłożył ucho do zimnego metalu.

-Są tam?-odezwałam się, przez co wzrok zielonookiego skierował się na mnie, jakby zapomniał, że w ogóle stałam tam razem z nim. Blondyn kiwnął głową.

-Nie umrę za ciebie.-przyznał Raeken, patrząc na betę z odrazą.

-Ja za ciebie tym bardziej.-odburknął ten drugi.

-A ja nie mam zamiaru umierać za żadnego z was.-powiedziałam, stając między nimi.- A wiecie dlaczego? Bo nie umrzemy, a będziemy walczyć. Razem.

-Dobra.-odpowiedzieli w tym samym czasie.

-A więc walczmy.-dodał Theo, naciskając jeden z przycisków otwierający metalową powłokę.

Oczywiste było, że ich było więcej, ale jednak my przeżyliśmy więcej. Mieliśmy doświadczenie. Nie wiem nadal w jakim kontekście, ale mieliśmy, to trzeba było przyznać. Kiedy już byliśmy pewni, że ostatni mężczyzna, który podczas naszych przepychanek, naciśnie za spust, zza zakrętu wyłoniła się moja mama wraz z Nolanem, rażąc mężczyznę prądem. Podeszłam do niej szybko, aby równie sprawnie objąć ją chudymi ramionami.

-Na ziemię!-krzyknął chłopak stojący za moją mamą, próbując uniknąć strzałów Gabe'a. Schowaliśmy się za rozstawionymi po bokach stołami lekarskimi. Gdy chłopak na chwilę odwrócił się w drugą stronę, Liam naparł na niego z całej siły tak, aby ten wylądował pod ostrzałem innego strzelającego mężczyzny. Nolan zaszedł łowcę od tyłu, po czym przysadził mocno w jego łeb gaśnicą, na tyle mocno, aby ten mógł stracić przytomność. Albo umrzeć, ale nikt wtedy o tym nie myślał.

Mój wzrok skierował się na czołgającego się po podłodze Gabe'a, za którym ciągnęła droga z jego własnej krwi.

-Boli.-szeptał, kiedy oparł się o zamrażarkę (nwm jak to nazwać xd Aut.) Theo skupił swój wzrok na nastolatku, podchodząc bliżej niego. Zielonooki ukląkł przed chłopakiem, łapiąc kurczowo za jego nadgarstek, na którym po kilku sekundach zaczęły pojawiać się czarne linie.

-Nadal boli?-spytał, a Gabe jedynie zaprzeczył kiwając głową.- To dobrze.-dodał, kiedy oczy chłopaka powoli zamknęły się. Umarł.

-Zgłości się !-Głos Monroe rozbrzmiał w krótkofalówce.- Nich ktoś mi odpowie! Mówcie!-Powoli podeszłam do leżącego na podłodze urządzenia i złapałam je w obie dłonie, wysłuchując dalej nawoływań kobiety.- Co się dzieje? Nich ktoś weźmie krótkofalówkę!

-Przegrałaś.-powiedziałam, przysówając sprzęt bliżej twarzy.
Byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd.

----

(Polecam puścić piosenkę z mediów Aut. )

-Chciałeś prozmawiać.-przyznałam, patrząc na stojącego samotnie Theodora.

-Tak.-odpowiedział, skanując mnie wzrokiem.- Na początku byłaś eksperymentem, tylko chimerą, która miała mi ulec i pomóc. Nie udało się.-Zielone tęczówki patrzyły prosto w moje oczy, o równie intensywnym odcieniu.- Potem, po powrocie zobaczyłem, że nie tylko ja czułem się tak jak się czułem, że ty również czułaś to samo. Irytowałaś mnie, ale nadal czułem tą więź między nami. Po tym jednak jak zobaczyłem cię na komisariacie zwątpiłem. Myślałem, że nic nie poczuje, że wszystkie poprzednie sytuacje to tylko ta przeklęta więź.-Przerwał na chwilę, a moje ciało przeszedł dreszcz.- Do chuja.-mruknął.- Zaczęło mi zależeć, cholernie. Nie chciałem jechać i ratować szpitala, ale jak zdałem sobie sprawę, że razem z blondasem w niebezpieczeństwie jesteś również ty, zmiękłem. Zmiękam za każdym razem, kiedy chodzi o ciebie. Tylko o ciebie. Jesteś moją największą słabością, Scarlett, ale również największym skarbem, jaki udało mi się odkryć.

-Zależy ci.-szepnęłam.- I mówisz to dopiero, kiedy masz zamiar wyjechać do Nowego Yorku?!

-Skąd...?

-Oh, jakbyś nie wiedział, że Scott nie potrafi utrzymywać tajemnic.

-Ja...-zaczął Theo.

-Co, ja?-spytałam, aby po chwili jego usta wylądowały na moich. Całował powoli, jakby miał to robić ostatni raz. Tak też po części było, ale wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy.

-Kocham cię, Scarlett.-szepnął, opierając swoje czoło o moje, po czym zarzucił plecak na ramię i nie mówiąc ani słowa ruszył przed siebie ciemnym tunelem.

Przegryzłam lekko dolną wargę, patrząc na oddalającą się sylwetkę chłopaka.

Czy mi zależało? Oczywiście. Cholernie mi zależało, ale to zawsze on był odważniejszy. To on zawsze robił ten pierwszy krok. Nie bał się w prównaniu do mnie. Nie był tchórzem i nie wypłakiwał się tego samego wieczora w poduszkę. Mimo, że również cierpiał. Wiedziałam to i on też to wiedział.

Zawsze sądziłam, że nie potrafię okazywać uczuć, że nigdy nikogo nie pokocham tak, jakbym chciała. Zawsze sądziłam, że będę jedynie marnym człowiekiem.

Wszystkie założenia i plany spłonęły wraz ze wszystkim co pozostawiłam po sobie w przeszłości. Bo Beacon Hills spala i zamienia w proch.

Zamieniło w popiół mnie. Zamieni ciebie. Zamieniło i jego.

I wiem jedno, że nie żałuje.

Bo Beacon Hills mnie spaliło. Mnie. Moje ciało. Moją duszę i moją odwieczną miłość do ciebie...

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

********************

Jak się podobało ?
W końcu koniec. Ale nie ostateczny. Dziś weny więcej, więc wyszło więcej.

Dziękuje wam za wszystkie gwiazdki i komntarze, które dawały mi motywacje ❤️
Kocham was wszystkich, Fuckyourname 💕

(1065 Słów)

Related | Theo Raeken | W trakcie korekty!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz