Co kilka minut byłam przybijana w fotel. Stiles raz naciskał gaz, a raz hamował gwałtownie. Razem ze Scottem i Stilnski'm dotrzymywaliśmy towarzystwa policjantom, prowadzącym pościg na tajemniczą bestię. Bestie, która od dłuższego czasu pustoszyła Beacon Hills.
-Zgłaszam, że kieruje się na północny zachód. Widzę wielkie coś.-zakomunikowała Clarke.
-Zgłasza się dziewiątka, też coś widzę to chyba wściekłe zwierze.
-Uwierz mi, to nie jest zwierze.-przyznał jeden z komendantów.
-Tu szóstka, mamy wypadek i mnóstwo ofiar.
-Wysyłam karetki, czy widać sprawce ?-spytał inny.
-Nie , to wygląda na atak zwierzęcia.
-Przyjąłem. Jakiego ?-dopytywał.
-Do wszystkich jednostek: nie reagować.-odezwał się Stiles, biorąc do ręki krótkofalówkę.
-Stiles, wyłącz się.-nakazał szeryf Stilinski- Ogłaszam alarm, czekajcie na wsparcie. Niech nikt nie zbliża się do zwierzęcia.
-Tu piątka, widzę coś na południowej stronie.
-Podejrzany skręcił w Beach Wood.
-Do wszystkich jednostek: otrzymaliśmy zgłoszenie, ktoś widział to zwierzę na Mitchell.
-Z Beach Wood do Mitchell ?-spytał Stiles.
-Idzie do szpitala.-przyznałam.
-Tato...-zaczął chłopak, jednak przerwał mu ojciec.
-Wyłącz się.
-Tato, to coś idzie do szpitala. Słyszałeś ?-dokończył, po czym odłożył krótkofalówkę i kierował się w podane miejsce.
-Trzeba obserwować Parrish'a. Czy ktoś go widzi ?-spytał szeryf.
-Uwaga ! Widziano płonącego mężczyznę, który biegł w stronę szpitala.
-Już nie ważne.
Kilka minut później zaparkowaliśmy pod szpitalem i bez większego namysłu skierowaliśmy się do środka. Gdy tylko przekroczyliśmy próg budynku, usłyszeliśmy dźwięk przeładowywania broni. Wystraszeni odwróciliśmy się w stronę osoby. Naszym oczom ukazał się szeryf, który jedynie pokazał palcem abyśmy byli cicho i szli dalej. W budynku migały światła, stwarzając przerażający klimat. Od razu można było spostrzec ślady bestii. Niespodziewanie szpital wypełnił głośny ryk.
-Czwarte piętro.-powiedział Scott, kierując się w stronę windy. Piętro to było doszczętnie zrujnowane, a w niektórych miejscach płoną ogień. Pierwszy krok zrobił szeryf. Na początku, można by było rzec, że nikogo tam nie zastaniemy, a jednak. Chwilę później milimetry przed mężczyzną, przeleciał paląca się istota-Parrish. Gdy tylko jego ciało dotknęło betonowej ścian zgasł, a Stilinski uklęknął przed nim.
-Żyjesz ?-spytał, jednak ten nie odpowiedział- Ocknij się.-dodał, sprowadzając Jordana na ziemię. Mój wzrok momentalnie przeniósł się na Scotta. Jego mina wyrażała podejrzliwość. Zaczął kierować się powoli przed siebie, a ja z Stiles'em zaczęliśmy się kierować za nim. Nagle stanął, patrząc na zakrwawioną podłogę. Ślady. Odbite wielkie łapy, które parę metrów dalej zmieniły się w najzwyklejsze tenisówki
Chłopaki wpadli na pomysł, by wybrać się do Deaton'a po dobrą radę. Przyznaje, że niezbyt ciągnęło mnie w tamtym czasie do kliniki.
-To co wam pokaże nie powinno istnieć.-zaczął Alan, rozkładając małe, kwadratowe fotografie.- Oto jedyny dowód z czasów, w których Valack był ordynatorem w Eichen. Nie przeprowadzał niewinnych eksperymentów.-Scott wziął do ręki jedno ze zdjęć, które przedstawiające przestraszoną kobietę trzymającą się za uszy, a jej usta wyrażały przerażający ból.- Banshiee, umarła krzycząc.-wytłumaczył.
![](https://img.wattpad.com/cover/155959707-288-k384241.jpg)
CZYTASZ
Related | Theo Raeken | W trakcie korekty!
FanfictionRozdziały po korekcie, mają angielski tytuł! ~ Nie wiedziałam, że połączy nas cokolwiek. Sądziłam, że nie można bezpodstawnie stanąć po stronie wroga. Nie myślałam o tym, że ktoś będzie murem oddzielającym mnie od dobra. Ale teraz już wszystko wiem...