- Nie zmieniaj go, jest świetny. Mój ulubiony - Brooke zaśmiała się, stając w drzwiach pizzerii.- Gdzieś ty polazł, Vincent?
Mężczyzna odwrócił się w stronę uczennicy. Nie wierzył w to, co widział. Dlaczego za mną poszła? Skąd wiedziała gdzie jestem? Czy słyszała co mówiłem? Powinienem jednak oddać te pieniądze? Chce mnie zdzielić? Wyda mnie?, jego myśli nasuwały się w jednej chwili bojąc się tego, co nastanie. Przełknął ślinę chcąc coś powiedzieć, lecz jego słowa nie mogły wydostać się z jego gardła. Spuścił głowę i zacisnął dłonie w pięści.
- Co ty tu robisz? Nie powinnaś tu być! Wynoś się! Nie odpowiadam za to, co zrobię! Jestem mordercą, odejdź! - wykrzyczał gestykulując.
Brooke co prawda przestraszyła się Williama, lecz nie dała tego po sobie poznać. Westchnęła, jakby odganiając łzy, i spojrzała w jego oczy, a raczej próbowała. W końcu dotarła do sedna sprawy o pizzerii Henry'ego i nie miała zamiaru zostawiać tę sprawę samej sobie. Skoro morderca dzieci wrócił do tego miejsca, a wcześniej był na to nieprzygotowany, pewnie żałuję tego i próbuje jakoś przeprosić. Brooke wiedziała o tym i postanowiła jakoś mu pomóc, choć to nie był jej pierwotny cel, gdy tu przyszła. W trakcie szukania sklejonego mężczyzny myślała tylko o tym czy to jego sprawka, że ciągle o nim myślała. Mimo jej nowych przyjaciół, wspaniałych sąsiadów, kamratów i rodziny, to właśnie Vincent zaprzątał jej myśli. Wiedziała co zrobił. Wiedziała, że powinien za to siedzieć w kiciu albo psychiatryku. Wiedziała o tym, ale to Brooke właśnie była jego jedynym przyjacielem. W takim razie nie powinna go wydawać policji. W końcu dawno temu uznali go za zmarłego, a jego historia wydaje się zbyt podkoloryzowana. Pewnie po tym przeniosą go do jakiegoś psychiatryka. Brooke by tam nie wpuścili, nawet, gdyby nadal utrzymywała z nim nić przyjaźni. Także nie chciała, aby został w tej zniszczonej przez los pizzerii. Nie mogła go także zabrać ponownie do siebie. W szkole zastanawiała się o przemyceniu go za granicę, lecz puszczenie go samego także nie było zbyt mądre. Wyjechałaby z nim, lecz jest za młoda, ma tylko siedemnaście lat.
- Ty byłeś mordercą, Vincent. Teraz jesteś byłym mordercą, rozumiesz? Już nie mordujesz. Widzę, że jesteś już po rozpaczy nad dziećmi, nie martw się, nie jesteś sam. Zawsze mogę cię pocieszyć. Będę z tobą, nie załamuj się już - Uśmiechnęła się w jego stronę, gdy podeszła do niego, aby go przytulić.- W końcu jestem tylko małą gówniarą Brookie, która powinna być twoją jedyną przyjaciółką?
- I jesteś w tym świetna, Brookie - odpowiedział przytulając ją.- Przepraszam. Przepraszam cię.
- Za co? A, wiem, że gadałeś z Mayą. Niezły jesteś - Zaśmiała się brązowowłosa.- Dobra, powinnam ci teraz poszukać jakiegoś miejsca gdzie mógłbyś zanocować. Co powiesz na te twoje stare mieszkanie? Jeśli ktoś je wykupił, nie martw się, mam pomysł.
William rozbawiony zachichotał po czym ostatni raz spojrzał na zasłoniętą kurtynę. To miejsce nigdy nie zapomni, lecz miał nadzieję, że kiedyś w końcu odetchnie od tego wszystkiego. Po ogarnięciu swojego stanu, Afton zaprowadził Brooke pod jego stare mieszkanie, które znajdowało się naprawdę niedaleko pizzerii. Tynk odpadał, u góry słychać było rockową muzykę puszczana na całość. Dziwnym było to, że mieszkanie na dole pana Williama Aftona nadal było niezamieszkane. Drzwi były zabelkowane, lecz nadal do użytku. Brooke i Vincent postarali się jakoś ogarnąć tą kawalerkę. Było tam tylko jedno łóżko, malutka kuchnia za ścianą i łazienka na końcu. Całość wydawała się wielkości takiej, jak sypialnia państwa Braham. Tapeta schodziła, kurz miał więcej niż trzy warstwy, a z kibla wychodziły karaluchu.
- Powodzenia, przyjacielu - Brooke ze współczuciem i lekkim rozbawieniem poklepała Aftona po plecach, chcąc po tym zbiec.
- O nie, nie zostawisz mnie z tym samemu, Brookie - odpowiedział przechylając nienaturalnie głowę w jej stronę.- W końcu przyjaciele sobie pomagają!
Brooke przeklnęła po czym podwinęła rękawy. Spięła włosy w koka, czemu przyglądał się William, i z błyskiem w oku zabrała się za pracę. Domknęła drzwi, aby muzyka nie dochodziła do jej coraz wrażliwszych uszu. Po tym kazała mężczyźnie zająć się łazienką i przekąskami [podała mu swoje pieniądze, jeszcze nie wiedziała o kradzieży], a sama zabrała się za kuchnię i ,sypialnię'. Choć zeszło im na tych jesiennych porządkach wiele czasu i nerwów, widok i stan był do zniesienia. Na koniec niestety Brooke nie wytrzymałą i stała nad naprawionym kiblem przez pół godziny bojąc się o swoje życie [pająki, osy i karaluchy]. Fioletowy Pan śmiał się z niej, choć nie chciał na to patrzeć. Naprawiając kuchenkę i lodówkę, William mógł pomyśleć nad przyszłością. Chciał zacząć ponownie życie jako dobra osoba, w czym miała mu pomóc Brooke, ale z tym imieniem i wyglądem daleko przecież nie zajdzie. Jego rozmyślania zakończyły się, gdy nastolatka wyszła z łazienki. Wyglądała, jak brokuł, choć czułą się podobnie.
- Hej, Brooke - zagadnął, gdy wycierała twarz.- Skoro jestem znanym mordercą, nie powinienem mieć nowego imienia?
- Co powiesz na Vincent Smith? William Blight? Angelo Shit! To dobre! - Zaśmiała się Brookie.
- Zostanie chyba Vincent Smith. Powinienem chyba wyrobić paszport czy coś. No i podjąć pracę i inne takie - odrzekł kończąc pracę.- Ale teraz chyba będę musiał tego gnojka zabić. Nie zna się a dobrej muzyce!
- Vincent, ja wiem, że chciałeś dobrze, ale odradzam mówienia ,,zabić'' w twoim przypadku - odezwała się poważnym głosem.- Ale ci pomogę!
Po tym razem rozpoczęli luźną pogawędkę, aby dodać sobie humoru i aby zapomnieć o nieprzyjemnych sprawach. Po kwadransie Brooke postanowiła uciszyć nieprzyjemnego sąsiada sama, ponieważ wolała, aby William nie pokazywał się ludziom z kurzem i czernią na zszytej twarzy. Zapukała lecz to nic nie dało. Drzwi były otwarte, więc weszła. Zobaczyła na łóżku chłopaka w jej wieku, którego nigdy nie spotkała [że nie w szkole]. Zaczęła do niego krzyczeć, a gdy jaśnie pan postanowił ściszyć muzykę, Brooke zaczęła wygłaszać mu kazania. Po tym, gdy mu wygarnęła, odwróciła się na pięcie i rozbawiona pożegnała się z troską z Williamem po czym wybiegła do rodziców otrzepując się.
Zszokowany nastolatek upuścił chipsa po czym wybiegł za brązowowłosą. Niestety po dotarciu do głównych drzwi, stracił ją z oczu. Widział, jak żegnała się ze swoim przyjacielem. Wiedział, że nikt tam nie mieszka, najprawdopodobniej ktoś musiał w końcu wykupić to miejsce rodem z taniego horroru. Podbiegł do jeszcze otwartych drzwi i z przejęciem zaczął ogarniać jak dużo się tu zmieniło. W końcu dostrzegł mężczyznę odpoczywającego na łóżku.
- Niezła dupa, skąd ją znasz, gościu? - zapytał z podziwem w głosie.
- Nie twój interes gówniarzu - odpowiedział wstając groźnie z jednoosobowego łóżka.- Jeszcze raz tak o niej powiesz albo włączysz tą cholernie słabą muzę, a tak ci spiorę dupsko, że ci nawet Bóg nie pomoże. Wypad z mojego mieszkania!
-------------------------------
Słońce zbytnio mi przygrzało główkę i postanowiłam w końcu, aby ta dwójka zaczęła się zauważać, więc dałam jakiegoś napalonego rockendrolowca, który będzie leciał na Brookie. Możliwe, że Jack zakocha się w dziewczynie. Nie wiem tylko czy Brookie powinna mieć koszmary, czy William kogoś znowu zabije, czy stanie się takim Vincentem, jaki fanom go uważa, czy też aby Maya zamieszkała w Green Hills. Help me. T-T No i wczoraj miałam urodziny, ale kogo to obchodzi, zapomnij.
CZYTASZ
Spójrz tutaj [PurpleGuyxOC PL]
FanfictionBrooke Jennifer Braham to ciekawska szesnastolatka, która postanowiła wprowadzić się do Green Hills [nieistniejące] wraz z najbliższą rodziną. Poznaje wiele nowych przyjaciół i sąsiadów, ale wciąż utrzymuje kontakt z najlepszą przyjaciółką - Mayą An...