Przepraszam

305 29 7
                                    

    Kolejnego dnia wychodząc tylnym wyjściem [ze strony garażu] natrafiła na obcego mężczyznę, który leżał na kocu, który pozostawiła wczoraj późną nocą. Od razu zlała się rumieńcem wstydu lub wściekłości. Niespłoszona podeszła do śpiącego ciała. Do ręki wzięła jedną z metalowych rurek, i zaczęła szturchać cicho mężczyznę. Za trzecim razem metalowa rurka została jej brutalnie odebrana, a dziewczyna ze strachu upadła na podłogę i przestraszona za wsze czasy uciekła do szkoły zabierając ze sobą plecak, który jej przypadkiem upadł, będąc w szkolnym mundurku. Przeraziła się jego blizn, ponieważ on sam wyglądał jak poskładane na części ciało noszące fioletowe ubranie przypominające mundur policjanta, a oczy mężczyzny były srebrne, martwe.  

  Gdy Brooke wybiegła z domu w stronę szkoły, aby rozpocząć swój rok nauki, William wstał z podłogi. Głośno ziewnął i podrapał się po karku. Wszystko go bolało, lecz i tak wstał, rzucając w kąt koc. Szybko się ogarnął i poprawił ubranie. Sprawdził czy w domu dziewczyny nikogo nie ma. Poczekał cierpliwie za drzwiami garażu, aż jej rodzice wyjadą wraz ze swym synem do szkoły i do nowej pracy. Niezbyt się orientował co się tam u nich dzieje, ani jaką mięli pracę. Wiedział tylko tyle, że powinien podziękować Brooke i wpadać do pizzerii, aby wszystko naprawić. Jednak gdzieś w środku targały nim wiele uczuć jednocześnie. Czy na pewno robię dobrze? Czy to nie zaszło za daleko? Czy ja na prawdę się zauroczyłem w tej gówniarze? Czy znowu nie spanikuję i kogoś nie zabiję? Czy na prawdę kogoś skrzywdzę? A, pieprzyć to, myślał. Po odjeździe rodziny, William Aftom czmychnął do pokoju Brooke, wkradając się przy tym do jej domu, jak kryminalista, którym przy okazji był. Rozglądnął się ostatni raz po pokoju. Nagle telefon dziewczyny, który zostawiła, zaczął wyświetlać wiadomość dostarczoną sekundę temu. Mężczyzna uśmiechnął się cwaniacko i podniósł przedmiot do góry. Telefon nie miał hasła, więc William bez trudu mógł dostrzec wiadomość.

,,Jesteś tam, Brookie? ;-;"- 8:05

  Afton pierwszy raz miał styczność z takim telefonem, więc minęła chwila, zanim napisał wiadomość. Uwielbiał się z kimś droczyć, a dręczenie Brooke jakoś przypadło mu do gustu. Z drugiej strony chciał sobie pokazać, że nie jest pedofilem.

,,Witaj, Mayu :)''- 8:16

,,O shit. WHO ARE YOU?! Gdzie jest Brookie skurwielu!"- 8:16

,,W piekle :)"- 8:17

,,O nie. Jednak poszła do szkoły .-."- 8:18

,,No cóż, to nie zależy ode mnie. Jestem tylko gościem co zabił piątkę, jak nie więcej dzieci, który zszył ciała ze sobą, aby jego dusza wyszła z robota, który ma z pięćdziesiąt lat ;)"- 8:21

,,Uuu, niezły jesteś. WAIT, ty na serio?!"- 8:22

,,Tak ;) Miło, że opiekujesz się Brookie. Kiedyś pewnie wrócę do niej, jak załatwię swoje sprawy^^ Może kiedyś się spotkamy?"- 8:25

,,SPIERDALAJ cwelu^^"- 8:26

,,To było odważne, wiesz? :>"- 8:27

,,Człowieku mam 17 lat -.-' WAIT Nie mów, że jesteś pedofilem! Biedna Brooke!"- 8:30

,,Dobra, muszę kończyć. Powodzenia w szkole! ;>"- 8:31

  William westchnął do siebie, mówiąc przy tym ,,Co ja kurwa robię ze swoim życiem?". Odłożył telefon dziewczyny na to samo miejsce i wyszedł z jej pokoju. Poszedł do kuchni, aby się zregenerować. Odwiedził także toaletę i zabrał pieniądze od ojca Brooke. Po tym wyszedł z jej domu. Schował ręce do kieszeni. Nie bał się tego, jak ludzie zareagują na człowieka z tyloma bliznami. Oglądał jesienny krajobraz, spacerując. W końcu trafił do sklepu z telefonami. Polubił teraźniejszą technologię, jak niejeden. Postanowił kupić jeden z tańszych, po czym wyszedł. Od razu napisał sobie numer Brooke, który zapamiętał pisząc z Mayą. Przy okazji też tajemniczej dziewczyny z daleka [Mayi]. Szybko pognał do pizzerii. Była spalona, opuszczona, brudna i cuchnąca, ale nadal otwarta. Co prawda William wiedział, iż biznesu ponownie na tym nie rozkręci, ani, że budynek ponownie będzie pracował [remoncik]. Jedyne co tam zrobił w dniu dzisiejszym, to sprawdził wszystkie pokoje w poszukiwaniu jakiś robotów. Wiedział, że jeśli miał zacząć być dobry, powinien rozpocząć to od pożegnania i przeproszenia zmarłych dzieci. Niestety nie spotkał żadnego z żyjących animatorników. Spodziewał się pustki, jaką zastał. W końcu po tym, jak wszystkich znalazł i zadomowił się w spalonym biurze stróża nocnego, wymyślił pewien pomysł, który chwilę później zrealizował. Zaniósł wszystkie animatorniki [ich części bardziej] w jedne pomieszczenie, którym była scena i Pirate Cove. Podrapał się po brodzie z uznaniem. W końcu westchnął i z nadzieją w głosie przemówił do samych robotów, bez uczuć, bez zmysłów, dla czystej przyjemności i sumienia.

  - Wiecie co? - zaczął niepewnie.- Przepraszam was. Nie chciałem tego! Naprawdę żałuję! Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy pewna dziewczyna, zupełnie świadoma tego co wam zrobiłem, wykrzyczała mi w twarz wszystko, co zrobiłem. Ja naprawdę nie chciałem jej skrzywdzić, ani doprowadzić do płaczu. Na pewno mnie nienawidzi, ale wiecie co? Przygarnęła mnie, gdy byłem w Springtrapie. Pomimo tego, że zabiłem kolejnego mężczyznę na jej oczach, ona pozwoliła mi się prawdziwie wyspowiadać. To prawdziwe złoto. Wiem, że wy też byliście tacy wspaniali, a ja wam to odebrałem robiąc z was potworów. Przepraszam! Ja wiem, że m nie wybaczycie, nawet wiem, że mnie teraz nikt nie słucha, ale proszę! Mogę dla was spłonąć! Właściwie to nawet nie wiem dlaczego pozwolono mi jeszcze żyć. Mówiłem sobie, żeby nadal zabijać, ale teraz miałem was tylko przeprosić, bez wytłumaczenia. Wiem, że nikt mnie już nie wysłucha... Przepraszam Freddy, Chicka, Foxy, Bonnie, Puppet i Elizabeth! Przepraszam Steve! - dodał wrzeszcząc i szlochając w zgięte kolana.

  Chwilę tak płakał i dławił się własnymi glutami z nosa.  Nagle poczuł na swoich ramionach siedem malutkich rączek. Z kosmiczną szybkością odwrócił się, aby zobaczyć siedem szarych duszy. W jednej chwili przypomniała mu się jego śmierć. Czuł nienawiść, a jednocześnie żal do siebie, które z czasem wygrało z morderczą chorobą. Chciał do siebie ich przytulić, błagać o wybaczenie, ale jedyne co mógł zrobić, to ponownie zatopić się w smutku. W tym czasie siedem dusz wydało z siebie ostatnie łzy. Później w ciszy opuszczonego budynku złapały się za ręce. Zaśmiały dziecięco i odleciały. William zaczął się kołysać na boki nadal obwiniając się za morderstwa. Już dawno był przegrywem życia, po co miał go ciągnąć? Ostatecznie wstał, podchodząc do animatorników bezmyślnie. Żadne nie zareagowało. Jedyne co zrobił, to zasłonił kurtyny, jakby mówiąc do siebie ,Chcę zamknąć ten rozdział i rozpocząć wszystko na nowo'. Noc postanowił spędzić w cuchnącym biurze, które już wcale nie przypominało biura, lecz miejsce dla żuli. Przełknął ślinę i wytarł twarz rękawem.

  - Oho, już muszę zmieniać ubrania. Może jakiś inny kolor? - zapytał sam siebie, wyjawniając ciszy swoje myśli.

  - Nie zmieniaj go, jest świetny. Mój ulubiony - Brooke zaśmiała się, stając w drzwiach pizzerii.- Gdzieś ty polazł, Vincent?

-----------------------------------------------

Hello darknes my old friend... Wakacje! I zero weny na to opo -.- Help?

Spójrz tutaj [PurpleGuyxOC PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz