Violet

346 25 4
                                    

  William obudził się na nowo następnego dnia, dzień przed rozpoczęciem nowej szkoły i znajomości Brooke z innymi.  

  W dniu rozpoczęcia swojego drugiego roku w liceum Brooke postanowiła ubrać się naprawdę dziewczęco, czym zaskoczyła samą siebie. Od razu po otworzeniu swoich zaspanych oczu, dziewczyna usłyszała dźwięk powiadomienia ze swojego telefonu. Od razu spojrzała na datę oraz godzinę wyświetlone u góry ekranu. Z nową energią podskoczyła ze swojego łóżka. Przy okazji odpisała na SMS'a Mayi, która niezbyt była zadowolona spędzeniem reszty nauki bez jej najlepszej przyjaciółki. W dzisiejszym dniu Brooke nie chciała przypodobać się sobie samej [nie jest snobką], lecz Jackowi, małej Sophie oraz Vincentowi. To były jedyne osoby, z którymi zdążyła się zaprzyjaźnić w tym małym miasteczku. Chciała pokazać się im z jak najlepszej strony. Dlatego ubrała wygodną sukienkę z cienkim paskiem w talii koloru granatowego i białe pantofle z niskim obcasem. Swoje włosy pozostawiła rozpuszczone [średnie brązowe] i zapięła wylatujący kosmyk spinką. Kiedy skończyła się ubierać, ze strachem w oczach przypomniała sobie o lekkim makijażu. Robiła go bardzo wolno, jakby to był jej pierwszy raz. Nie wyszedł zbyt idealnie, co podkreśliła to śmiechem Maddie [mama Brooke], która szła obok jej [Brooke] pokoju. Szybko pomogła swojej córce uśmiechając się ze wzruszeniem. Zirytowana nastolatka wyszła ze swojego pokoju trzaskając drzwiami. Była zła, że jej trud został naprawiony w kilka sekund, choć męczyła się z makijażem pół godziny. Idąc do kuchni nasłuchała się komentarzy od liku. Naburmuszona próbowała je jakoś zbyć.

  - Nie wierzę w to co widzę! - Joseph teatralnie złapał się za swoje serce.- Czy mój sen się spełnił, a moja maluczka urocza Brookie jest prawdziwą księżniczką? Kochanie, urodziłaś jednak damę!

  - Chyba się przyczyniłeś, ale i tak wygląd ma po mnie - Uśmiechnęła się zwycięsko Maddie, jakby jej argument świadczył o wygranej nieistniejącej bitwy między nią, a jej mężem.- Och, Brookie. Mogłam ci pożyczyć lepszą sukienkę! Kiedy byłam ociupinkę starsza od ciebie, nosiłam naprawdę ładne kiecki w twoim rozmiarze! Spodobają ci się!

  - Nie! - zaprzeczyła natychmiast.- Stop! Pohamujcie się! O co wam chodzi? - Brooke wzięła do buzi ostatni kęs jej śniadania, kanapki z ogórkiem, i wstała ze stołu.- Nieważne! Wychodzę!

  Nastolatka zdążyła jeszcze tylko pogłaskać małego Bena, zanim trzasnęła drzwiami głównymi. Na biodrze miała torebkę, którą zabrała także w pośpiechu. Nie chciała się spóźnić na spotkanie z Sophie i Jackem. Z drugiej strony jej rodzice zaczynali ją już powoli denerwować swoim naśladowaniem komików. Brooke wyszła zła z domu i zaczęła iść szybkim krokiem w stronę lampy, przy której miało już stać rodzeństwo Wilson. Oczywiście nastolatka po drodze się opanowała. Wzrokiem zaczęła szukać wysokiego chłopaka z czarnymi włosami. Na szczęście jej poszukiwania były udane i już po chwili dziewczyna uśmiechała się, jak głupia biegnąc w ich stronę. Od razu mała Sophie przytuliła się do brzucha Brooke i pociągnęła ją w stronę jej starszego brata.

  - Hej, Brooke - przywitał się z nią Wilson.- Miło cię znowu widzieć. Już myśleliśmy, że zrobiłaś sobie dłuższe wakacje!

  - Och, nie martw się. To nie ten czas, na zmienianie się w leniwca - zaśmiała się.- Może już pójdziemy?

 - Chodź, chodź! - wołała Sophie.

  Po chwili trójka znajomych rozpoczęła wędrówkę do budynku dziesięciomiesięcznej nauki [czyt. piekła]. Brooke czuła się niepewnie widząc na ścianach różne zdjęcia sprzed lat popularnych dzieci bądź absolwentów, choć ich twarze zostały zasłonięte innymi plakatami o tematyce zabaw, najprawdopodobniej nie ściągnięto tego jeszcze przed wakacjami. Najwięcej wizerunku przedawkowała jedną lokowaną brunetką ze szmaragdowymi oczami. Na dole plakatu napisane było ,,SLUT" [czyt. dziwka]. Dziewczyna ukazana była od tyłu, a w jej ustach znajdował się tani lód. Najprawdopodobniej jakiś głupi kolega zdołał ją jakoś wyśledzić i zrobić kompromitujące zdjęcie, dla innych zboczone. Brązowowłosa [Brooke] zmarszczyła brwi. Dlaczego ona jeszcze tego nie ściągnęła?, pomyślała. Wtem wpadła w jedną z doniczek z uschniętą paprocią. Zaczęła narwanie kichać, jakby miała alergię [nie miała]. Jej towarzych [Jack] zaśmiał się z jej uroczego zachowania i podał jedną z chusteczek. Chwilę później odwrócił wzrok na plakaty. Tak, jak Brooke, Jack zmarszczył brwi. Sophie w tym momencie zrozumiała jego przekaz i pognała do swojej klasy, aby spotkać się z Andrewem, a później z Benem. Ben uważał, iż powinien przyjść spóźniony, uważał to jako cool. Rodzice zgodzili się na to pod warunkiem, że chłopczyk zje całe śniadanie. Szkołą sama w sobie przyjmowała dzieci od czterech do szesnastu bądź siedemnastu lat. Cała nauka trwała dwanaście lat. Był to ogrom czasu, ale zwykle odchodzące dzieci to dojrzali dorośli z ogromną wiedzą, ponieważ zdobyli ją w szkole, jak i przyjaciół.

Spójrz tutaj [PurpleGuyxOC PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz