Sophie uciekła

144 11 6
                                    

  - Halo?

  - Vincent! - odetchnęła z ulgą. Zaczynała się już powoli modlić do Boga, aby ten ją wysłuchał i pozwolił jej kochankowi odebrać telefon. Chciała odejść myślami od wiedźmy, która przestała się do niej zbliżać, ponieważ zaciągnęła ją w którąś stronę korytarza Klara [Scheen].- Posłuchaj mnie przez chwilę. Tylko proszę, nie odzywaj się, dobrze?

  - Jak chcesz, Brooke - odpowiedział błyskawicznie. Zamienił się w słuch, a w międzyczasie zajął się swoją kolacją przed nocną zmianą.- Czy to dotyczy śledztwa?

  - Tak - pokiwała głową uparcie. Potem odwróciła się plecami od korytarza. Czuła się o wiele spokojniej wiedząc, że po drugiej stronie słucha jej ukochana osoba. Potem znalazła właściwe słowa.- Wiem kto porwał Sophie, Andrewa i Bena.

  Po drugiej stronie słuchawki Vincent zakrztusił się kanapką. Uważał, że znalezienie sprawcy będzie trwać dłużej niż niecały miesiąc. Był mile zaskoczony.

  - Na studiach spotkałam Violet, byłą przyjaciółkę Jacka, prawdziwą sukę - zaczęła pogardliwym tonem.- Wydaje mi się, że ona bierze w tym udział, ale nie po naszej stronie. Powiedziała mi, że interesujesz go. Ona i jej przyszły mąż. Bogacz ponoć. Moim zdaniem ten staruszek to PG - powiedziała to zdanie tak zimnym tonem, że Smitch [Vincent] przeraził się jej. Bał się również tego, że Phone Guy nadal żyje i jest na wolności. Że może zniszczyć jego nowe życie, że zabije Brooke, gdy tylko Vincent go nie posłucha.- Zagroziła mojej rodzinie. Wiesz co to może znaczyć?

  - Ma Bena.

  - Też tak pomyślałam! Dziwka! - Brooke krzyknęła zła. Po chwili odwróciła się do korytarza zapełnionego zdziwionymi i oburzonymi studentami. Skołowana zaczęła cicho przepraszać.- Uh, przepraszam. Vin, jestem w Las Vegas. Powiedz to też policji. A, i nie wspominaj, że udzielałeś się w śledztwie.

  - Szkoda. - odburknął obrażony.

  - Do usłyszenia, Vin.

  - Kocham cię Brookie. - rozłączył się.

  Po drugiej stronie miasta siedziała trójka skulonych dzieci. Byli związani i zakneblowani. Ich ubrania nasiąkły już dawno potem, a słony łzom nie było końca. Podłoga w tym zaniedbanym pokoju, bądź piwnicy, była mokra i brudna. Tynk wypadał ze ścian. Nie było w tym pomieszczeniu okien, więc dzieci zaczęły się powoli dusić. Drzwi można było otworzyć tylko od zewnątrz. Jedzenie podawano im do ust, ale zanim cokolwiek mogli powiedzieć, zalewano ich wodą, którą chłonęli łapczywie. Ten koszmar wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Dopiero dzisiaj do piwnicy postanowił zejść pan domu, PG. Krok za nim szła Violet, jego narzeczona. Wtem drzwi zostały otwarte, aa trójkę dzieci oślepiło światło zza dwóch postaci. Ben i Andrew zaczęli płakać z bezradności. Sophie wydawała się trzymać lepiej, ale widząc ich zadbanych i najedzonych, zawyła z tęsknoty za domem oraz rodziną.

  - Cicho! - krzyknęła zdenerwowana kobieta. Miała zamiar do nich podejść i uderzyć Sophie z liścia. Jednak PG zagrodził jej  drogę ręką. Jego ruchy były wolne, zdradzały jego wiek i kruchość. Gdy był młodszy, ledwo uniknął śmierci. Może i jego historia jest smutna, jednak nie może to przeszkodzić w sądzie ostatecznym. Violet widząc jego ruch, cofnęła się pięć kroków do tyłu, dotykając ściany.- Przepraszam bardzo. Już nie będę się wtrącać. Czy mam odejść?

  Zadziwiająca była jej nagła zmiana. Z sadystycznej psychopatki i wrednej wiedźmy zmieniła się w posłuszną żonę. Sophie zaczęła interesować się jej [Violet] zmiennością. Czyżby była chora, jak wszyscy tutaj razem wzięci?, pomyślała zła. Andrew zaczął kombinować z kneblem w ustach. Tylko reszta dzieci była w stanie usłyszeć jego groźby i podwórkową łacinę. Sophie z przyzwyczajenia miała już go zganić, ale natychmiastowo zdała sobie sprawę ze swojej sytuacji. Zaczęła się niemo modlić do Boga o litość.

  - Tak, Violet. Odejdź. - odpowiedział po dłuższej chwili zachrypniętym głosem gospodarz.

  Niecałe dwie minuty później nikt nie zdołał usłyszeć już jej tupania na parterze. Ben nadal się trząsł, jakby wiedział, że dostanie mu się za nie jedzenie dzisiaj. Andrew natomiast czuł się bardziej przestraszony od kolegi obok. Zamiast nerwowych tików, wpatrywał się we drzwi ze łzami w oczach. Widział mroczki przed oczami. Powoli tracił przytomność z powodu nagłej ilości powietrza. Sophie widząc to cudem wypluła knebel i podskakując zbliżyła się do PG.

  - Proszę! To jeszcze prawie, że niemowlę! Okaż mu litość! W zamian wyżyj się na mnie, nie na nim! - krzyczała resztkami sił.

  Przez bardzo długą chwilę dzieci nie doczekały się odpowiedzi. Sophie, widząc w końcu jego twarz z bliska, spojrzała mu w oczy. Były to oczy zimne, ociężałe i błękitne. Marszczki na całej twarzy wydawały się był u niego normą. PG garbił się i podpierał zdobioną złotem laską. Jedno z zębów miał złote. Wydawał się jednak bardziej szczuplejszy, niż ktokolwiek by się po nim tego spodziewał. W końcu postanowił coś powiedzieć.

  - Dziewczyno - zaczął powoli. Z każdym słowem łapał kolejną dawkę powietrza, którego tak tutaj brak.- Postanowiłem, że stąd wyjdziesz. Uciekniesz do domu. Jednak ta dwójka tutaj zostanie.

  - Nie! - przerwała mu.- Ja chcę zostać! To oni mają uciec!

  - Cicho! Nikomu o mnie, ani o położeniu mojego domu nie powiesz, nawet własnej matce. Przysięgnij na życie swoje i swoich kolegów. Nie obchodzi mnie to, że zginą - dodał wychodząc.

  Niedługo później uwolniono nastolatkę. Ze łzami w oczach pożegnała się z niemal braćmi. Udało jej się osiągnąć to, aby nie byli zakneblowani. Ale czym to przypłaciła? Okropnymi torturami [biczem po plecach przez pół minuty przez Violet], przez które już się nie odezwała. Po wyjściu z ogromnej willi, ociężale osunęła się o chodnik. Odzyskała przytomność w szpitalu. Czekała na nią nieznajoma pani. Kompletnie nie zdawała sobie sprawy w jakiej sytuacji znajduje się Sophie. Nastolatka nikomu nic nie powiedziała. Wspomogła się za to karkami. Wyjawiła swoje dane i poprosiła o połączenie z policją w Green Hills. Dopiero przez słuchawkę przekazała swoje położenie. Ze szpitala odebrano ją jeszcze tego samego dnia. Z matką [Caroline] zobaczyła się o północy. Na wejściu zaczęła wyć ze smutku. Po dwóch godzinach wyszła z pokoju. Zdziwiła się widokiem wszystkich mieszkańców tej ulicy. Spodziewała się prędzej policji lub kolejnej karetki, niż Ricka Waterwalla z laptopem w ręce. Zasmucona nieobecnością brata [Jacka Wilsona] zaczęła opowiadać to, co jej zabroniono. Jedyną osobą, która nie była na tak ważnym spotkaniu był Vincent Smitch, William Afton. W ostatniej chwili wziął chorobowe usprawiedliwiając się śmiercią członka rodziny i wyjechał do Las Vegas. Na początku chciał upewnić się czy z Brookie wszystko w porządku. Potem miał zająć się Benem i Andrewem. Oczywiście ciągle utrzymywał kontakt z Rickiem, Mayą i, choć niechętnie, policjantem, który dobrze znał Mayę.

  Tymczasem Brooke nic nie wiedziała o zaistniałej sytuacji. Spała spokojnie w mieszkaniu, które dzielił z Klarą. Kobieta nie chciała martwić przyjaciółki. Prawdę mówiąc wiedziała wszystko. Nawet czekała o tak później godzinie na nadejście Vincenta. Z jednej strony chciała jakoś pomóc najmłodszemu bratu, z drugiej wolała poznać Vincenta. Mężczyznę, o którym tyle razy opowiadała jej zakochana Braham [Brooke]. Klara ostatni raz zamknęła drzwi do pokoju szatynki. W tej chwili ktoś zapukał w drzwi wejściowe. Kobieta pospiesznie wpuściła do środka ciemnoskórego i wysokiego mężczyznę o długich fioletowych oczach oraz martwych szarych oczach. W ciemności nie mogła bliżej przyjrzeć się przybyłej postaci. Przywitał się z nim grzecznie. Rzeczywiście przystojny i inteligentny, powiedziała do siebie w myślach cicho chichocząc.

  - Niestety nie posiadam świeżych materacy- zaczęła pośpiesznie krocząc za Vincentem.

  - Śpię dzisiaj z Brooke. Przepraszam za kłopot - dodał. Powiedział to głosem tak zmęczonym i tak, w pewnym sensie, tęsknym, że Klara stanęła w miejscu. Oczarowana nowym widokiem, zamknęła za mężczyzną drzwi. Vincent ułożył się na łóżku za plecami Brookie. Objął ją czule rękoma. Był zbyt ucieszony, aby od razu zasnąć, więc jeszcze chwilę pobawił się jej pachnącymi malinami włosami. Po chwili zmorzył go sen.- dobranoc, kochanie.

-------------------------------

Trochę krótsze od poprzedniego. Jednak mam usprawiedliwienie takie, że pisałam i egzaminy w tym półroczu, i jeszcze będę pisać sprawdziany oraz diagnozy, no i jeszcze chwila i koniec roku szkolnego ^^ Liczę na czerwony pacek C:

Wyszło mi 1277 słów.

Spójrz tutaj [PurpleGuyxOC PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz