,,Brooke poszła z Violet do PG. Przepraszam, nie mogłam nic zrobić" - 23:35
William Afton przeczytał wiadomość wysłaną przez Klarę Scheen, która obecnie stała w progu drzwi. Mężczyzna przytrzymał głowę lewą rękę. Jego cały świat został porwany, a on nic nie mógł zrobić. Brooke może się coś stać. Może równie dobrze zginąć - w torturach. Dlaczego? Dlaczego dowiedziałem się o tym dopiero teraz? Co ja mogę zrobić?, myślał zrozpaczony. Klara zamknęła za sobą drzwi. Dla Vincenta Smitha było to jak strzał z armaty. Dźwięk był tak donośny, że ciemnoskóry się przestraszył. Jego smutne oraz spokojne myśli zmieniły prędkość i ton na głośne i szybkie. Zwyzywał w ciszy koleżankę. Klara natomiast czuła sumienie chodzące za nią krok w krok. Wydawało jej się, że cień obrał nową nazwę - wina. Z przybitą twarzą usiadła do stołu naprzeciwko Aftona. Łzy zaczęły lecieć jej po policzkach, odwróciła na to głowę. Wolała nie przerywać ciszy, która zagościła w mieszkaniu od bardzo długiej chwili. Jednak fioletowowłosy słyszał jej ciche pojękiwania. Sam czuł ból w sercu. Chciał płakać, ale jak na złość nie mógł.
- Dlaczego... dlaczego nic nie zrobiłaś? - zapytał. Przerwał tym ciszę. Klarze wydawało się, że przeciął ją ciężkim ostrym mieczem. Kobieta spojrzała na jego niewzruszoną twarz. Jej oczy zaszkliły się ponownie, lecz żadna łza już nie wypłynęła.
- N-Nie mo-mo-mogłam, ja-ja-j-ja nie byłam w-w-w sta-anie - odpowiedziała trzęsąc się. Nie potrafiła się opanować.- Z-Zrobisz coś pra-pra-prawda? - Jedynie oczy ukazywały jej emocje. Było ich tak wiele, a w tym najbardziej widoczna - nadzieja. Może jest szansa i mogę jej pomóc?
- Tak. Coś - odpowiedział chłodno.
Vincent pozostawił koleżankę samą sobie. Był wielce zdenerwowany. Nie mógł siedzieć w jednym pierdolonym miejscu. Chciał coś uderzyć, ale uparcie się od tego powstrzymywał. Wszedł do pustego pokoju obok. Spojrzał na jeszcze nie pościelone łóżko Brooke. Usiadł na nim z opuszczoną głową. Na pewno jest coś co był w stanie zrobić! Wyciągnął z kieszeni telefon. Szukał numeru rodziców Brooke. Jednak zanim je znalazła, natrafił na ciąg liczb z napisem na górze ,,Brookie". Jego oczy się zaszkliły. Zanim jednak cokolwiek zrobi, wpadł na świetny pomysł. Wybrał numer do Ricka Waterfalla. Ten odebrał po dwóch sygnałach.
- Halo~? - zapytał głosem niepodobnym do niego - flirciarskim. Smith wykrzywił twarz w geście odrazy.
- Rick, młody człowieku, co ci strzeliło do głowy, aby witać tak osobę po drugiej stronie? - warknął do słuchawki. Gdyby to był umyślny żart, zaśmiałby się. Jednak nikt naprawdę nie wie co by zrobił w tej sytuacji.- Z tej strony twój sąsiad jakbyś chciał wiedzieć.
- O kurwa- Przepraszam! Myślałem, że to Li-...nieważne! - zacina się co chwilę, jakby zatykając usta. Chłopak pewnie miał całą czerwoną twarz ze wstydu. Popełnić taką gafę!- Coś się stało?Dowiedziałeś się czegoś?
- Tak i nie - odpowiedział ponuro. Wyjaśnił mu pokrótce o porwaniu kolejnej osoby, jego ukochanej. Jego głos załamywał się na chwilę po to, by przerwać monolog i wziąć wielki wdech przed kolejnym słowem. Dało się rozczytać w tym rozczarowanie, smutek i niestabilność [niepewność].- Jednak mam pomysł jak ją stamtąd wyciągnąć! Przez tydzień zdążyłem rozpoznać parę willi w tym internecie [osz ty staruchu- szybki jesteś w ciul]. Pojechałem pod ponad dziesięć z nich. Mam do ciebie pewną sprawę.
- No mów mów! - ponaglał chłopak w międzyczasie otwierając swój laptop i zostawiając szklankę coli na półkę. Ułożył się wygodnie na łóżku i zalogował.
- Ciekawią mnie dwa miejsca - mówił dalej Afton.- Na ulicy E Washington Ave [to losowa nazwa ulicy w Las Vegas Dx] znajdują się dwie wille. Są naprzeciwko siebie i wyglądają identycznie. Mógłbyś się dowiedzieć kto jest ich właścicielem?
CZYTASZ
Spójrz tutaj [PurpleGuyxOC PL]
FanfictionBrooke Jennifer Braham to ciekawska szesnastolatka, która postanowiła wprowadzić się do Green Hills [nieistniejące] wraz z najbliższą rodziną. Poznaje wiele nowych przyjaciół i sąsiadów, ale wciąż utrzymuje kontakt z najlepszą przyjaciółką - Mayą An...