przyjechałem do babci, żeby odpocząć od szalonego daegu.
potrzebowałem spokoju, a jej mieszkanko w busan to właśnie miało mi zapewnić. żyła w nim bezproblemowo od wielu lat, a odkąd zmarł dziadek była bardziej niż samotna.
zwłaszcza, że był jej przeznaczoną bratnią duszą.
przyjechałem sam, rodzice mieli mnie dość, bo zbytnio dawałem się we znaki w daegu. nie pojechali ze mną nawet na dworzec, żeby się pożegnać.
nie zależało mi, gdyż rodzina była dla mnie wtedy niczym. tak samo jak przeznaczenie.
wszedłem do mieszkania po cichu, starając się nie robić wielkiego hałasu. na próżno, gdyż babcia miała nienaturalny słuch i wiedziała, że się zbliżam odkąd wszedłem do klatki schodowej.
— nie skradaj się tak — mruknęła, wychodząc z kuchni i czyszcząc szmatką szklankę w dłoni.
nie zdążyłem dobrze wciągnąć powietrza nim poczułem przygnębienie i tęsknotę babci. zdążyłem zrobić jeden krok w jej stronę, kiedy mnie powstrzymała.
— nie pocieszaj mnie. jest okej — szepnęła, po czym wymusiła uśmiech na usta. — sąsiad jest w twoim wieku, mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie, bo miły z niego chłopiec.
prychnąłem. zawsze się tak mówi o młodych sąsiadach.
— również jest... taki jak my — dodała po chwili i wróciła do kuchni. uznałem to za koniec rozmowy, więc zaciągnąłem swój bagaż do małego pokoju, który był ewidentnie przyszykowany dla mnie.
łóżko było dość spore i kwadratowe, idealne dla kogoś śpiącego tyle co ja. pościel miała nadrukowane wzorki małych kotków, co uznałem za nieśmieszną ironię, ale nic nie powiedziałem.
stało obok drzwi na balkon, którego drzwi były uchylone. zauważyłem ilość kwiatów na poręczy i westchnąłem, zdając sobie sprawę, że będę musiał je podlewać regularnie. od razu odechciało mi się wszystkiego.
zerknąłem w stronę szafy, której drzwiczki były również otwarte. na półkach nie znajdowało się nic, ale na wieszaku wisiał ładny, szmaragdowy sweterek, który był widocznie nowy.
uśmiechnąłem się pod nosem i rzuciłem walizkę obok łóżka. miałem zamiar rozpakować się wieczorem, ponieważ w tamtym momencie byłem zbyt wykończony podróżą. już miałem utonąć w kołdrze, gdy coś mnie powstrzymało.
najpierw poczułem jego zapach, a dopiero później przez okno drzwi balkonowych zauważyłem jego rozwiane, jasne włosy. moje serce momentalnie zabiło szybciej.
— drogi pamiętniku — zaczął cicho, po czym przygryzł zatyczkę od długopisu — nie mogę się doczekać aż poznam wnuka pani min. opowiadała o nim tyle, że moje oczekiwania są naprawdę wysokie. wydaje mi się, że już przyjechał. czuję to w powietrzu. nowy zapach.
wyszedłem na balkon zanim zdołałem się powstrzymać. wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i wsadziłem jednego między zęby.
poczułem na sobie jego przeszywający wzrok. był zdecydowanie oceniający, ale nie obchodziło mnie to zbytnio. kim był dla mnie, żeby mieć o mnie jakiekolwiek zdanie?
— hejka — zawołał, a ja spojrzałem beznamiętnie w jego stronę, odpalając używkę w moich ustach.
— cześć — odpowiedziałem, na co zmarszczył brwi.
— jestem jimin.
jego uśmiech był zaraźliwy i zdecydowanie zapadający w pamięć, ale powstrzymałem się przed polubieniem widoku jego prostych zębów i uniosłem jedną brew.
— gratuluję, jimin — wycedziłem.
nie powiedział nic więcej, a ja nie miałem zamiaru tego zmieniać. dopaliłem papierosa, po czym wróciłem do pokoju.
godzinę później byłem już rozpakowany i przeraźliwie głodny. wszedłem do kuchni, żeby zostać powitanym przez zdegustowany wzrok babci.
— palisz?
wzruszyłem ramionami.
— nie, taki jest zapach moich pierdów — odpowiedziałem sarkastycznie, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegokolwiek jadalnego.
— uważaj sobie — warknęła, po czym westchnęła. — poznałeś go? masz balkon obok jego okna, a on w nim przesiaduje non-stop.
skinąłem głową, wziąłem jabłko w dłoń i wróciłem do pokoju.
nie chciałem rozmawiać.
kolejny yoonmin, wybaczycie mi?
CZYTASZ
say you meow me | m.yg x p.jm
Fanfictiongdzie yoongi utknął w ciele kota, a jedynym, co może go uratować jest wyznanie miłości jimina. ale jimin przecież się nie zakocha w kocie. prawda? comedy, fluff; hybrids!au; sześć razy robiłam tę okładkę.