Zaufaj mi, jestem lekarzem.

73 6 0
                                    

                                Eris

   Przed chwilą Aron wyleciał przez niewielkie okno izolatki. Wyrzuciła go stąd, za pomocą swych rozżarzonych łańcuchów, tajemnicza czarodziejka, która nieoczekiwanie zdecydowała się nam pomóc. Nie mam pojęcia dlaczego, ale na pewno po coś nas uratowała. Mogę się założyć o to, że będzie się upominać pieniędzy lub innych korzyści za ratunek. W domu na komputerze na pewno mam w plikach jakieś czarownice z miasta, ale nie pamiętam czy jakakolwiek posługiwała się taką bronią. Moje rozmyślania przerwał głos nieznanej dziewczyny:

- I po problemie. Myślę, że tak szybko tu nie wróci. - rzekła z lekkim uśmieszkiem na twarzy, który znikł w chwili, gdy zmierzyła nas wzrokiem.

   Nie wyglądałyśmy za dobrze. Sadie siedziała nieruchomo pod ścianą ze wzrokiem utkwionym w podłodze, a przesiąknięta krwią koszulka przyklejała się do głębokiej rany. Nie narzekała na ból, ponieważ będąc demonem, jest na niego bardziej odporna. W jej oczach widziałam chęć walki i odpłacenia się Aronowi za to, co nam zrobił.

   Ja natomiast, oparta o kaloryfer, do którego zostałam uprzednio przywiązana, oddychałam nierównomiernie i z wysiłkiem. Złota krew, której nawiasem mówiąc, było już niewiele, leniwie sączyła się z wielu ran, zadanych przez Arona podczas tortur. Adrenalina powoli opuszczała moje ciało, a miejsca cięć zaczęły piec niemiłosiernie. Czarodziejka podeszła i ukucnęła przede mną.

- Nie za dużo mogę poradzić na wasze rany, ale spróbować zawsze warto. - rzekła po czym złapała mnie za rękę. Nie miałam siły się wyrywać czy uciekać.

'Może rzeczywiście chce nam pomóc.' - pomyślałam.

- De lucis Hecate praefecit! Qui sanat vulnera inflicta. - wypowiedziała zaklęcie, a po chwili z jej ręki wystrzelił jasnozielony strumień mocy, który następnie wchłonął się w moje rany. Momentalnie poczułam ukojenie w bólu i przypływ energii, lecz mimo to, skaleczenia nadal nie wyglądały za dobrze. Przynajmniej krew przestała lecieć, a cięcia się zasklepiły. Wstałam ostrożnie, cicho dziękując białowłosej, która tylko kiwnęła głową i następnie podeszła do Sadie. Powtórzyła swój czar, by po kilku sekundach, demonica znów stała o własnych siłach na nogach.

- Jak masz na imię? - zapytała Sadie.

- Jestem Kim. - odpowiedziała dziewczyna, po czym pośpiesznie wyszła na korytarz. My jedynie spojrzałyśmy po sobie i ruszyłyśmy za nią.

   Szłyśmy w ciszy korytarzami, by w końcu po kilku minutach wyjść na zewnątrz głównymi drzwiami.

- Czego oczekujesz w zamian za pomoc? - spytałam, a Kim zatrzymała się i odwróciła w moją stronę.

- Niczego. - odparła wpatrując się w ziemię.

- Jak to, niczego? Na pewno jest coś czego potrzebujesz. Nikt nigdy nie daje nic za darmo. - rzekła Sadie.

- Macie mało czasu. To zaklęcie nie trwa długo. - odpowiedziała, a jej wzrok przeskakiwał z mojej twarzy na twarz demonicy. - Znajdźcie kogoś, kto całkowicie uleczy wasze rany.

   Już miałam jej coś powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo Kim wypowiedziała krótkie zaklęcie i zniknęła we mgle.

- Hej! Tak się nie robi! - krzyknęła oburzona Sadie, lecz nie było już nikogo oprócz nas. Westchnęłam i ruszyłam przed siebie. - Gdzie idziesz?

- Do miasta. W końcu przecież musimy znaleźć kogoś kto nam pomoże. - odparłam idąc dalej. Po kilku sekundach zauważyłam obok siebie Sadie.

                                   *

- Chyba się zgubiłyśmy. - rzekłam niepewnie. - Tak długo już idziemy, a murów nadal nie widać.

Kage no MachiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz