Spotkanie rodzinne

13 3 0
                                    

Eris

Obudziłam się przez hałas dochodzący z korytarzy. Przetarłam oczy i dalej leżąc spojrzałam przez okienko w drzwiach. Dwoje strażników szarpało się z jednym z uczestników wspaniałego wydarzenia zwanego Rzezią. Ten ostatni definitywnie nie wykazywał chęci, by gdziekolwiek się ruszyć. Wyrywał się im, kopał, krzyczał, bił pięściami. Wyglądał jak antylopa rozpaczliwie próbująca uciec przed lwem, który i tak już trzymał ją swymi zębiskami. Demony niczym nie wzruszone, w końcu złapały go pod pachy i pociągnęły ku wyjściu na arenę. Nie wiem nawet kim był albo co przeskrobał ten nieszczęśnik, ale raczej nie prowadzą go do piekielnego pięciogwiazdkowego hotelu.

I w tym samym momencie, gdy cała trójka zniknęła z mojego pola widzenia, usłyszałam koło ucha syk. Skoczyłam na równe nogi jak poparzona. Stłumiłam pisk, gdy zobaczyłam skąd pochodził dźwięk. Okazało się, że w ścianie za łóżkiem pojawiła się jakaś dziwna klapa, której wcześniej na pewno nie było. Zza jej drzwiczek, jak gdyby nigdy nic, wystawał Aron trzymając pod pachą mojego laptopa. Aż zaniemówiłam z wrażenia.

- No cześć! Jak tam u ciebie? Szukałaś może tego? - uśmiechnął się szelmowsko i podał mi urządzenie. Sprawdziłam czy działa i odłożyłam na łóżko po czym spojrzałam w jego kierunku zadając nieme pytanie jednocześnie rozkładając ręce z bezradności. Zrozumiał o co mi chodzi i wyszczerzył się w uśmiechu. - Oh, skąd się tu wziąłem, kiedy już powinienem nie żyć? To proste. Jak widać nikt nie chciał mnie zabić. Obudziłem się w innej celi niż te dla uczestników i całkowicie po drugiej stronie areny oraz jej katakumb. Okazało się, że teraz robię jako sługa otchłani, czaisz?

- Mhm, służący powiadasz? Brzmi nieźle. - zaśmiałam się, a Aron posłał mi mordercze spojrzenie. Wyjrzałam przez okienko w drzwiach i z ulgą zauważyłam, że korytarz jest pusty. Strażnicy prawdopodobnie nie zdążą wrócić tak szybko. Aron przelazł przez ścianę i stanął obok włazu kontynuując:

- To nie ważne, bo później gdy Hazar prowadził mnie...

- Kto? - zapytałam zdezorientowana.

- No ten śmieszny, czerwony demon z jednym ułamanym rogiem i wkurwiającym głosem. - Totalnie nie miałam pojęcia o kogo chodzi, więc spojrzałam na niego z niemałą konsternacją. - Nie? Okej, chyba tylko Sadie go zna. No dobra, więc gdy Hazar prowadził mnie przez podziemne korytarze, które nawiasem mówiąc są przeogromne, użył talizmanu tworzącego drzwi do miejsc, o których pomyślisz. Nie wiem jak to dokładnie działa, ale no jak widać teraz ja go posiadam. Wykradłem się w nocy, żeby się trochę rozejrzeć po arenie i przypadkowo natknąłem się na komnatę z naszymi rzeczami, niestety dosyć dobrze strzeżoną, dlatego jedyne co wziąłem to twój komputerek.

- Aha. - Byłam w lekkim szoku po tej opowieści, ale podziękowałam, bo w końcu odzyskałam laptopa. Może uda mi się znaleźć jeszcze jakieś informacje o Otchłani. - Byłeś już u reszty? Co z nimi?

- Czemu pytasz? Przecież masz tę całą swoją telepatię.

- No właśnie nie za bardzo. Nie mogę się wcale skupić w tej głupiej klitce! A jakby tego było mało to jeszcze wczoraj strażnicy zabrali moje leki i sami połknęli. Tylko po nich srakę mieli, tyle na nich to podziałało. Rozumiesz to kurwa? Po prostu się zesrali po moich tabletkach. - westchnęłam poirytowana.

- Przynajmniej nie będą brać ich ponownie, jeśli nie chcą biegać do kibla. - zaśmiał mi się prosto w twarz ten niewdzięcznik.

- Haha, śmieszne bardzo, ale przez to nie mogę się z nikim połączyć... No więc jak? Widziałeś się z nimi? Wiem tylko o twojej i Sadie walce, o tym że przegrałeś. Domyśliłam się też, że były już inne walki, bo codziennie dochodziły krzyki z areny, ale były stłumione, że nic nie rozumiałam.

Kage no MachiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz