Wprost do czeluści piekielnych

40 5 0
                                    

                                                                                         Eris

   Zjechałam po ścianie na samo dno wielkiej wyrwy, jaka się zrobiła w ziemi przez nagły wybuch mocy Akise. Młody chłopak leżał po środku dziury. Pobiegłam ku niemu ile sił w nogach.

- Akise! - potrząsnęłam jego ramię, ale nic to nie dało. Nie ruszył się ani o milimetr. Jedynie jego klatka piersiowa, powoli lecz rytmicznie, podnosiła się i opadała. Był cały poobijany i podrapany, a z niedużej rany na czole leniwie sączyła się krew. Po chwili byli już przy nas Aron oraz Sadie. Z nie małym trudem przenieśliśmy nieprzytomnego na kanapę w domu. 

- Co teraz? - spytała Sadie.

- Trzeba go opatrzeć. Zajmę się tym, a wy lepiej zabierzcie stamtąd Moirę i ją uspokójcie.

- To lepiej ja to zrobię. Niech Aron przeniesie młodego do łóżka. - odparła Sadie po czym wymownie spojrzała się na stojącego z boku Arona.

    'Coś chyba musiało pomiędzy nimi zajść, że tak się dziwnie zachowują...'

   Skinęłam jej po czym ruszyłam w kierunku łazienki, w której powinna znajdować się jakaś apteczka. Natomiast chłopak bez zastanowienia podniósł Akise i zaniósł go na górę do łóżka.

   Otworzyłam drzwi i zapaliłam światło. Przeszukiwałam  po kolei wszystkie szafki, by dopiero w ostatniej znaleźć to czego szukałam. Prędko pobiegłam z niewielką drewnianą skrzyneczką na piętro.

   Aron oczywiście, jak to Aron, rzucił nieprzytomnego na łóżko, po czym zostawił go samego sobie z powykręcanymi kończynami niczym chińskie 'S'.  Oparł się o framugę drzwi. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem na co wzruszył jedynie ramionami. Westchnęłam zrezygnowana i poprawiłam chłopaka na łóżku. Postawiłam apteczkę na niewielkim stoliku tuż pod oknem. Koleżka dalej stał przy wyjściu z nieobecnym wzrokiem.

   Poczęłam wyjmować ze skrzynki potrzebne mi rzeczy. Wyjrzałam przez okno i zorientowałam się, że widać stąd całe pole wcześniejszej walki. Zauważyłam Sadie zmierzającą w kierunku histeryzującej Moiry. Przypomniało mi się spojrzenie młodej demonicy jakie rzuciła Aronowi w salonie. Postanowiłam zapytać.

- Co się miedzy wami wydarzyło, że tak się dziwnie oboje zachowujecie? - rzuciłam obojętnie, jednocześnie przygotowując opatrunek na ranę poszkodowanego mieszańca. Gdy nikt mi nie odpowiedział, spojrzałam się na Arona z podniesioną brwią. Chłopak ocknął się z zaskoczeniem na twarzy.

- Eee ... ale kto?

- No, ty i Sadie. Co się stało? - spytałam ponownie.

- A co się miało stać? Nic się nie stało. Chyba zrobiło ci się przeciążenie w tym twoim elektrycznym móżdżku i od tego masz jakieś zwidy. - odparł ze znużeniem w głosie. Spiorunowałam go wzrokiem na co ponownie wzruszył ramionami.

   'W porządku, nie musisz nic mówić. I tak się wszystkiego dowiem!' - pomyślałam, po czym zrezygnowana wzięłam głęboki oddech. Usiadłam na taborecie obok łóżka.

- Przynieś mi ciepłą wodę w misce oraz czysty ręcznik. - odpowiedziałam najmilszym głosem na jaki było mnie stać oraz z szerokim, sztucznym uśmiechem. Wyszedł z pokoju bez słowa.

Kage no MachiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz