- Igor ogarnij się! - Krzyknął, a ja bardzo nie lubiłem, kiedy ktoś na mnie krzyczy.
- O chuj ci chodzi?
- Co się z tobą dzieje?! Odkąd ta mała szmata cię zostawiła...
- Co? - Wstałem - Jak ja nazwałeś? - Zacisnąłem pięść.
- Jak dla mnie jest zwykłą szmatą...Zepsuła cię, kiedyś ...-Nie dokończył.Pchnąłem go na ścianę, złapałem za bluzę i podciągnąłem do góry.
- Odszczekaj to bo nie ręczę za siebie...-Mówiłem przez zaciśnięte zęby.
-Igor! - Wrzasnął Adrian - Co ty robisz?! Puść go!
- Jak tylko odszczeka to co powiedział.
- Dobra, już sorry - Powiedział szybko, ja jednak byłem tak wściekły, że mocniej zacisnąłem uścisk.
- Igor - Nalegał Adrian - Puść go!Zmierzyłem mężczyznę jeszcze wzrokiem i puściłem. Odsunąłem się, a ten nabierał szybko powietrza.
-Psychopata...-Mruknął pod nosem, ale stwierdziłem, że to oleję.
- Idziesz? - Zapytałem Adriana, który stał z otwartą buzią - Mamy koncert do zagrania.
- Idę.- Co takiego powiedział, że się na niego rzuciłeś? - Zapytał, tuż przed wejściem na scenę.
- Coś czego mówić nie powinien.
-Zmieniłeś się Igor...-Pokręcił głową.
- Niezmiennie - Wbiegłem na scenę.**
Wychodząc z klubu podbiły do mnie jakieś dziewczyny.
-Cześć - Uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć - Powiedziałem.
- On nie ma teraz czas - Dodał Adrian.
- A co ty jesteś moim adwokatem przepraszam bardzo?!- Skrzywiłem się.
- Chodź - Szarpnął mnie za ramie.- Dobra, sorry dziewczyny...-Machnąłem im na pożegnanie i Adrian już ciągnął mnie w stronę samochodu - No co ty robisz?
-Co ja robię? Co ty robisz?!
- Przecież...Mogłem dziś...
- Nie kończ - Powiedział - Jakoś nie obchodzą mnie twoje fantazje.
- To co chcesz robić?- No nie wiem...Może jechać do domu?!
- No dobra, dobra tylko nie krzycz...*Mela*
Dużo się zmieniło odkąd go nie ma...Dużo rzeczy poszło do przodu...Olivia się zaokrągliła i już wybiera pierwsze ubranka. Zuza powoli wraca do siebie i teraz prowadzi kursy samoobrony dla kobiet.
Z Camilą nie widziałam się od tamtego wieczora...Ale z tego co mi wiadomo, przeniosła się z niczego nie świadomym Filipem do Anglii. Tak, nie powiedziałam Filipowi, nie szukałam zemsty, nie chciałam, żeby ona cierpiała tak jak ja.
Łukasz też się zmienił, stał się dużo bardziej milczący, nie śmiał się tak często i tak szczerze. Tęsknił za nim...Zresztą nie tylko on...
Najciężej było, kiedy znów widziałam z nim wywiad, kiedy widziałam jego zadowoloną minę, jego uśmiech. Często zastanawiałam się czy jest tak dobrym aktorem, czy naprawdę jest szczęśliwy. Życzyłam mu tego chciałam, żeby był szczęśliwy...Czyli nic się nie zmieniło...
Moje uczucie do niego, ani trochę się nie wypaliło, za to on zdawał się o mnie zapomnieć. Brakowało mi jego zapachu, uścisku i uśmiechu. Jego błyskotliwych tekstów i tego naszego droczenia.
Bez niego nie było mnie...Mnie w całości, czułam się jakby ktoś wyrwał kawałek mnie, ten najważniejszy kawałek...Serce...
Weszłam do pokoju, odblokowałam telefon "Muszę w końcu zmienić tą tapetę". Czekałam na dość istotny telefon. Mianowicie, miał do mnie zadzwonić klient w celu ustalenia godziny i miejsca spotkania. Wróciłam do mojego starego zajęcia, znów byłam na rynku ze swoim towarem. Nie był to powód do dumy, ale coś robić musiałam, żeby o nim zapomnieć.
Zadzwonił telefon, odebrałam. Mężczyzna po drugiej stronie miał przyjemny głos. Umówiłam się z nim w lasku za jednym z większych supermarketów, za około godzinę. Zaczęłam się zbierać, kiedy do pokoju wszedł Łukasz.
-Co robisz? Znowu gdzieś jedziesz?
- Muszę.
-Po co?!
- Łukasz nie krzycz...
- Bez przerwy tylko gdzieś jeździsz, nie możesz zostać w domu?
- Muszę...
-Bo co?
-Bo..."Chcę zapomnieć..." Bo muszę i tyle, już nie dopytuj.
- Ale...
- Młody proszę cię...- Wzięłam torbę - Madzia do ciebie przyjdzie - Przeczesałam mu włosy ręką i skierowałam się do wyjścia.-Mamo stój! - Zatrzymałam się i delikatnie odwróciłam w jego stronę - W sumie to nic...Kiedy wrócisz?
- Za dwie godziny - Uśmiechnęłam się do niego - Bądź grzeczny - Wyszłam. Schodząc po schodach zadzwoniłam do sąsiadki, która od pewnego czasu stała się moją pełno etatową opiekunką. Dobrze jej płaciłam więc miałam ją na zawołanie.Wsiadłam do mustanga i wyjechałam z piskiem opon. Po piętnastu minutach drogi byłam pod supermarketem, zaparkowałam, wysiadłam i zabrałam torbę. Skierowałam się prosto w wyznaczone miejsce. Szłam powoli, ludzie zaczęli zwracać na mnie uwagę, dlatego też założyłam kaptur i okulary, wolałabym, żeby nikt mnie nie rozpoznał. Weszłam na małą kamienistą dróżkę, która zaraz przestała być kamienista, a stała się wydeptaną trawą.
Zanim weszłam do lasku miałam dziwne wrażenie, jakby ktoś mnie obserwował. Wiedziałam, że tu roiło się od ćpunów, bezdomnych i alkoholików, jednak to w ogóle nie napawało mnie strachem. Świadomość tego, że przy moim pasku pod bluzą, jest pistolet dodawała mi pewności siebie. Potęgowało ją jeszcze to, że pod rękawem delikatnie za dużej bluzy miałam niewielki sztylet. Powiedzmy sobie szczerze, w rękach zabójcy nawet pierścionek może stać się śmiercionośną bronią.
Omijałam zgrabnie korzenie, wystające z ziemi. "Hmm...Gdzie teraz? W prawo las, w lewo las...No dobra idziemy w las..." Szłam dalej, stanęłam jednak, kiedy usłyszałam szelest łamanych za mną gałęzi. Spojrzałam w górę na drzewie przysiadł ptak. Był duży i czarny, wbijał we mnie swoje spojrzenie. Miał mocny dziób i ostre szpony...Przyglądał mi się bardzo intensywnie, był tak piękny, że nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Kruk...- Wyszeptałam, do oczu napłynęły mi łzy, jedna nawet spłynęła po policzku. Ptak przekręcił głowę, zaskrzeczał i odleciał.
- Piękne zwierze co? - Odwróciłam się w stronę mężczyzny, który stał za mną od dłuższej chwili.
- Piękne - Pokiwałam głową - Z panem byłam umówiona? - Zapytałam.- A no ze mną...-Zrobił kilka kroków na przód - Jest pani nie zwykle szybka.
- No cóż...Czas to pieniądz - Powiedziałam i wręczyłam mu to po co przyszedł. Otrzymałam za to niezłe pieniądze - Interesy z panem to czysta przyjemność - Uśmiechnęłam się.
- Mhmm z panię również.
- Zatem do zobaczenie - Powiedziałam i ruszyłam w drogę powrotną.- Wie pani co symbolizuje kruk?! - Krzyknął mężczyzna - Śmierć...Może powinna pani to przemyśleć?!
- Nie boję się śmierci! - Zaśmiałam się i odwróciłam w jego stronę - Nie boję się niczego! - Szłam chwilę tyłem, a kiedy się odwróciłam mój wzrok spotkał się ze wzrokiem innego mężczyzny.- A może powinnaś...- Powiedział z cynicznym uśmiechem.
Cześć!
I jak wam się spodobał pierwszy rozdział? Mam nadzieje, że jest ok :)
Oczywiście nie mogło zabraknąć mojego i waszego ulubionego Polsatu!Następny już niebawem!
Dzięki za miły odbiór! ^^
Pozdrawiam
Mela :301.09.2018 12;23
CZYTASZ
Zrodzony z nienawiści | ReTo |
FanficRozstali się? A może nie? Co gdy jej jest tak strasznie ciężko pogodzić się z jego brakiem? A co jeśli on nie możesz przestać o niej myśleć? Ona wybacza tylko raz, on wykorzystał już tą szansę. On zmienił się nie do poznania, stał się kimś kim nigd...