-29-

453 66 108
                                    

Jinyoung zaraz po obudzeniu, oczywiście przez agresywną matkę, dostał polecenie by zejść na dół. Podobno ktoś do niego przyszedł, co było bardzo dziwne. Kto normalny budzi się w niedzielę przed dziesiątą? I komu by się chciało go o tej porze odwiedzać? Był jednak zbyt śpiący, by o tym myśleć, dlatego leniwie ubrał bluzę, po czym skierował się do przedpokoju. Gdy otworzył drzwi wyjściowe, owiał go zimny wiatr, dlatego objął się ramionami, zapominając o obecności rzekomego gościa. Dopiero odchrząknięcie tej osoby sprowadziło go na ziemię.

- Hej - Jackson z szerokim uśmiechem wyciągnął przed siebie bukiet róż. Podobno by zdobyć serce dziewczyny trzeba ją obdarowywać kwiatami. Był jednak jeden problem - Park nie był przedstawicielem płci pięknej.

- Odwaliło ci? - syknął, spoglądając za siebie. Na szczęście zamknął drzwi prowadzące na korytarz. - Co to ma niby być? I dlaczego budzisz mnie o tak wczesnej porze? Tylko po to, żeby dać mi te badyle?

- Ale ja... - blondynowi zrobiło się przykro. A więc na marne odwiedził aż trzy kwiaciarnie w poszukiwaniu najładniejszych róż. Opuścił rękę, ze smutkiem spoglądając na Jinyounga. - Przepraszam. 

- Jeśli chciałeś sobie ze mnie jaja robić, to mogłeś przyjść później - burknął szatyn a następnie zatrzasnął drzwi tuż przed nosem biednego Wanga.

- A więc kwiaty odpadają - powiedział sam do siebie gdy wracał do domu. Spojrzał jeszcze raz na bukiet i pokręcił głową. - Trudno, dam je mamie. 

★★★

Następny dzień również nie oszczędził Jinyounga, który zaczął się coraz bardziej irytować. Na każdej przerwie Wang łaził za nim jak pies, ciągle się uśmiechając, czasami podbiegając by coś powiedzieć.

- A wiesz, że- - zaczął blondyn, jednak Park wszedł mu w słowo. 

- Zamilcz - powiedział spokojnie, nie racząc nawet spojrzeć na swojego wielbiciela. - Zamilcz, bo zaraz nie wytrzymam, a nie chcę robić cyrku na środku korytarza.

Takie sytuacje powtarzały się wielokrotnie i jedynym, co powstrzymywało bruneta od wybuchu były myśli o tym, jak powoli acz skutecznie dusi wokalistę. To przynosiło mu ukojenie i satysfakcję. Ale i tak wiedział, że długo nie pociągnie.

Ale Jackson nie ustępował i śledził nastolatka parę dni. I wtedy ten nie wytrzymał. Zatrzymał się nagle, po czym złapał delikwenta za rękaw bluzy i zaprowadził do schowka na miotły i inne tego typu rzeczy.

- Czego ty ode mnie tak właściwie chcesz? - zapytał niemal płaczliwym głosem. To już go przerastało. Ciągle czuł spojrzenie Jacksona na sobie, przez co bał się ruszyć. - To już jest chore.

- Nie wolno mi spacerować po szkole? - blondyn ponownie był zawiedziony. Przecież dziewczyny uwielbiają mieć takich wielbicieli. Podobno to słodkie. Jednak znowu to nie podziałało na osiemnastolatka. Twardy orzech do zgryzienia. Już nawet nie wiedział, do jakich sposobów ma się teraz uciekać. Może będzie jak Jaebum? Tak, bycie uwodzicielskim jest świetnym pomysłem. 

- Dziwne, że akurat twój spacerek jest tam, gdzie i mój - prychnął Park, po czym otworzył drzwi by wyjść na korytarz. - I ani mi się waż znowu mnie śledzić, bo zgłoszę to na policję.

★★★

Jackson nie ustawał w swoich poczynianiach. W piątek założył swoją ukochaną skórzaną kurtkę i czarne rurki z dziurami na kolanach. Ten strój był tak bardzo nieodpowiedni do pogody która panowała na zewnątrz, jednak chłopak się tym nie przejmował. Do tego uczesał się jak mógł najlepiej, nałożył delikatny makijaż i uznał, że wygląda perfekcyjnie. Jak zawsze. Bo skromność to nie była jego ulubiona cecha. 

(ɴɪᴇ)ᴢɴᴀᴊᴏᴍʏ ─ jinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz