♛♛♛♛♛
Harry
Korzystając z pięknej pogody oraz tego, że świeciło słońce, postanowiłem zabrać Louisa na spacer do ogrodu. Wiedziałem, że szatyn będzie zachwycony, gdyż kochał kwiaty. Mógłby się nimi zachwycać przez kilka godzin. Dzięki temu rodzice nie będą narzekać, że nie interesuję się swoim przyszłym mężem. Musiałem poświęcać mu kilka godzin dziennie, aby arystokracja nie zaczęła rozpowiadać plotek o tym, jak traktuję francuskiego księcia.
Teraz było popołudnie, a to oznaczało, że Louis znajdował się na herbatce wraz z moją matką. To stało się chyba ich rytuałem, ponieważ powtarzali to każdego dnia. Sam osobiście nie widziałem nic emocjonującego w piciu zwykłej, angielskiej herbaty w małej filiżance. Zanudziłbym się na śmierć. Całe szczęście, że nie musiałem w nich uczestniczyć. Zamiast tego mogłem spędzać ten czas z Liamem.
Oczywiście mój przyjaciel był na mnie bardzo zły za to, że zamknąłem w lochach stajennego, którego wybrał zamiast mnie do towarzystwa. Nie żałowałem tamtej decyzji. Payne unikał mnie, ale w końcu i tak się pogodziliśmy. Jedynym plusem było to, że służący wziął się za swoją pracę i ani na chwilę nie śmiał odezwać się słowem do Liama w mojej obecności. Tak powinno być.
Gdy z Louisem dotarliśmy do ogrodu, zaczęliśmy luźną rozmowę na temat plotek, które od dwóch dni chodziły po zamku. Podobno jeden z baronów miał kochankę, która z kolei pochodziła z niższych sfer. To był naprawdę skandal. Louis nie był oburzony tym faktem. Jedynie współczuł żonie barona, lecz wiadomość o tym, że baron zakochał się w zwykłej szwaczce nim nie wstrząsnęła. Nie rozumiałem jego. Czasami ciężko było mi rozgryźć francuskiego księcia. Chciałem zmienić temat rozmowy, gdy coś przykuło mój wzrok. I może nie coś, a ktoś.
Nad niewielkim stawem pochylał się mały chłopiec. Od razu go poznałem. Nie był tu zresztą pierwszy raz. Miał przetłuszczone blond włosy, które wyglądały, jakby nie były czesane i myte od wieków. Oprócz tego jego ciało zakrywała postrzępiona koszula oraz zbyt małe spodnie. Na stopach nosił dziurawe buty , lecz nie były one do pary.
Skrzywiłem się i wyplątałem z uścisku Louisa. Zacząłem krzyczeć na tego brudasa, gdyż nie miał prawa wejść do ogrodu mojej matki. Byłem taki wściekły, że naprawdę ledwo powstrzymywałem się przed uderzeniem tego aroganckiego dzieciaka. Przecież wiele razy mówiłem mu, że nie ma wstępu do tego miejsca. Nigdy mnie nie słuchał, a moja cierpliwość się skończyła. To Louis był tym, który próbował mnie uspokoić.
Teraz rozeźlone spojrzenie przeniosłem na francuskiego księcia. Był taki słaby i nie miał prawa mi rozkazywać. Jak głębiej się zastanowiłem, to syn kucharki był więcej wart od niego. Podszedłem do chłopca, ciężko oddychając. Zamachnąłem się i wyrwałem z jego malutkich dłoni zabawkę. Był to statek zrobiony z kory i patyków, zupełnie bezwartościowy. Przełamałem korę na pół, aż rozległ się trzask. Po chwili chłopiec zaczął uciekać z głośnym płaczem. Przyglądałem się temu z satysfakcją. Wyrzuciłem to coś, co śmiało nazywać się statkiem.
Od razu odezwał się Louis. Był zdenerwowany i chyba pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Jeszcze chwila i by się rozpłakał, niczym tamten bękart. Obserwowałem go z rosnącą fascynacją. Przeważnie się mnie bał i nigdy nie odważyłby się podnieść głosu. Teraz wyglądało to inaczej. Wypuściłem ze świstem powietrze.
Po naszej kłótni straciłem już ochotę na jakikolwiek spacer lub oglądanie francuskiego księcia. Nie chciałem go widzieć. Najchętniej zaszyłbym się w swojej komnacie i nie wychodził. Zaraz oczywiście moja matka zaczęłaby zadawać pytania na temat tego, jak spędziliśmy późne popołudnie. Nie chciałem kłamać, ale nigdy nie przyznałbym się, że tak bardzo nienawidziłem księcia, że nie chciałem na niego patrzeć.
Teraz zaproponowałem mu powrót do komnaty. Oczywiście wiedziałem, że był ślepy i nie poradziłby sobie z drogą powrotną. Ogród mojej matki był ogromny i wszędzie rosło tyle dziwnych roślin i krzewów. Dla kogoś niewidomego mógłby stanowić prawdziwy labirynt. Jednak Louis odmówił mojej pomocy i zapewnił, że sobie poradzi. Szczerze w to wątpiłem, lecz nie nalegałem.
Odwróciłem się na pięcie i sam skierowałem się w stronę miasta. Nie chciałem wracać do zamku przed obawą spotkania rodziców. Postanowiłem rozejrzeć się po rynku, by zająć czymś czas. Niestety znów moje myśli zostały skierowane w stronę księcia i dzisiejszego wydarzenia. Dlaczego tak bardzo bronił tego bękarta, zamiast zgodzić się ze mną? Przecież wiedział ile znaczy ogród dla mojej matki. Nikt niepowołany nie powinien do niego wchodzić. A tym bardziej brudne, niechciane dziecko.
Kiedy wróciłem, postanowiłem jeszcze raz zajrzeć do ogrodu. Musiałem się upewnić, że Louis wydostał się z ogrodu i nie utopił się w stawie. W sumie nie był głupi, więc powinien sobie poradzić.
Louisa nigdzie nie spotkałem, co oznaczało, że był już w zamku. Gdy znalazłem się przy jeziorze, dostrzegłem zabawkę tamtego chłopca. Statek był naprawiony, prowizorycznie, ale myślę, że utrzymałby się na wodzie. Ktoś napracował się, aby uratować to, co pozostało ze statku. Oprócz gałązek i liści, były powplatane kolorowe kwiaty. Teraz wiedziałem, że to sprawka Louisa. Powinienem być zły za to, że bez pytania zerwał rośliny mojej matki. Ale nie byłem.
Usiadłem na kamieniu nad brzegiem i podniosłem statek z uśmiechem na ustach, puszczając go na wodę. Tak jak myślałem, nie zatonął, a utrzymywał się na powierzchni.
- Zawsze chciałem taki mieć - szepnąłem, popychając zabawkę, by płynęła.
♣♣♣♣♣
Witajcie!
Postaracie się zostawić po sobie kilka komentarzy? O.O
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
CZYTASZ
A Blind Prince ~Larry ✔
FanfictionJaki on był? Czy widząc francuskiego księcia choć raz się uśmiechnął? A może zachował obojętny wyraz twarzy? Czy wyglądał na złego z chwilą, gdy królewski statek dobił do portu? Louis nie wiedział. Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań. Był tyl...