44. Powinieneś odpocząć

3.6K 445 211
                                    

♛♛♛♛♛

Harry

Minęło sporo czasu zanim zrozumiałem wszystko, co wcześniej próbował przekazać mi Louis. Ludzie, których z początku miałem za wrogów pomogli mi zrozumieć całą sytuację. Wcześniej nie miałem pojęcia, jak widzą mnie zwykli ludzie, często wieśniacy. Uważali mnie za tyrana, który poszedł w ślady ojca. Dopiero co zostałem królem, a już wzbudziłem wśród poddanych niechęć i pogardę. Chciałem to jak najszybciej naprawić. Myślę, że bez udziału Louisa nic by się nie udało. To on uspokoił mnie i przekonał, że ludziom odpowiedzialnym za moje porwanie można zaufać. Byli nadal po naszej stronie.

Gdy wyszliśmy z izby po podpisaniu dokumentu, który miał wejść w życie już od jutra,  odetchnąłem z ulgą. Było po wszystkim. Nikt już nie planował mnie znów zamykać, byłem wolny. Gdy wypuściłem powoli powietrze poczułem, jak wielki ciężar spada mi z serca. Ta sytuacja pokazała mi jak mało wiedziałem o własnych ludziach. Pragnąłem stać się lepszym królem dla nich, a oprócz tego lepszym mężem dla Louisa. Nadal pamiętałem sytuację ze statku, kiedy przez ogromną rozpacz zatraciłem się w smutku i próbowałem dobrać się do pokładowego chłopca. Louis nie zasługiwał na to, abym go zdradzał. Był moim mężem i wspaniałym człowiekiem. Jego zaangażowanie w sprawy kraju były niesamowite. Wykazał się niebywałą odwagą, kiedy jedynie w towarzystwie stajennego wyruszył z królestwa.

Moje rozmyślania przerwał Louis. Szliśmy obok siebie, kiedy ten się zachwiał i prawie upadł na ziemię, lecz w ostatniej chwili go przytrzymałem. Potrząsnął głową i stanął na własne nogi, lecz nadal go nie puszczałem. Bałem się, że  gdy tylko go puszczę, upadnie bezwiednie w błoto.

- Hej, co się dzieje? - zapytałem zatroskany. - Dobrze się czujesz?

- Tak - odparł po chwili, przecierając swoją twarz dłonią. - W porządku, ja tylko...

- Chodź, usiądziemy na tej ławce - powiedziałem, kierując szatyna w stronę budynków.

Przed jednym z nich znajdowała się drewniana ławka. Była to dokładniej długa deska leżąca na dwóch kawałkach porąbanego drzewa. Dotarliśmy do niej i po chwili pomogłem usiąść Louisowi. Dłonią dotknąłem jego czoła. Było gorące.

-  Chyba jesteś chory - powiedziałem. - Powinieneś odpocząć.

- Nic mi nie jest - zaprzeczył. - Po prostu jestem tylko trochę zmęczony, mało spałem i dlatego...

Nie słuchałem dalej jego zapewnień. Wiedziałem, że nie mówił mi całej prawdy. Nie chciał mnie martwić, lecz wiedziałem swoje. Podniosłem się z ławki i podszedłem do mężczyzny stojącego nieopodal. Poprosiłem go o możliwość noclegu i jeden pokój. Poddany skłonił się i zapewnił, że za chwilę się tym zajmie.

Kiedy ten człowiek wrócił, pomogłem Louisowi dotrzeć do naszego tymczasowego pokoju, gdzie szatyn mógłby się przespać. Nie było to duże pomieszczenie. Nie mogło nawet równać się z eleganckimi komnatami w zamku, ale nie narzekałem. Łóżko było nawet wygodne, tylko to się liczyło. Pomimo protestów niebieskookiego, pomogłem zdjąć mu płaszcz i buty do jazdy. Nakazałem, aby się położył, a sam poszedłem do gospodyni by poprosić o posiłek dla króla.

Nie miałem pojęcia co dokładnie działo się w życiu Louisa przez te długie dni naszej rozłąki. Ostatnie wydarzenia znacząco na niego wpłynęły. Wielogodzinna podróż na koniu  nieźle go wymęczyła. Szatyn wyglądał bardzo blado i miał gorączkę. Dni były coraz zimniejsze z powodu zbliżającej się zimy. Cienki płaszcz z pewnością nie nadawał się na długie podróże. Było to bezmyślne ze strony króla, aby tak ryzykować. Z drugiej jednak strony udało mu się do mnie dotrzeć i jakby nie patrzeć, uratować mnie. Zakładam, że mój ojciec nigdy nie negocjowałby z buntownikami. Znając jego upór, tkwiłbym w tym miejscu jeszcze przez długie lata. Dla Desmonda liczyła się władza. Dziwiłem się, że zdecydował zrzec się korony, bym to ja objął władzę.

- Nie jestem głodny - powiedział Louis, krzywiąc się, kiedy podtykałem mu pod usta drewnianą łyżkę z ciepłą zupą.

- Musisz coś zjeść - odparłem. - Jesteś wycieńczony i potrzebujesz nabrać sił, potem możesz się przespać.

- Ale naprawdę dobrze się czuję, Harry - uparł się. - Tylko troszkę się prześpię i możemy wracać do zamku. Liam z oddziałem pewnie jest niedaleko. Wrócimy razem i...

Wepchnąłem mu łyżkę zupy do ust i w końcu zamilkł. Zmarszczył swój nos, lecz po chwili przełknął. Uśmiechnąłem się lekko i obserwowałem, jak teraz jego twarz wykrzywiona jest w gniewie.

- Jak jesteś głodny, to sam ją zjedz - odparł. - Dobrej nocy.

Przekręcił się na lewy bok, tyłem do mnie. Uznał to za koniec rozmowy, lecz nie należałem do osób, które tak łatwo się poddają. Próbowałem go przekonać, nawet groziłem porzuceniem w lesie. W końcu młodego króla przekonał argument, że podczas powrotu zsunie się z siodła i stratują go inne konie, dlatego też zjadł całą miskę ciepłej potrawy. Dopiero wtedy dałem mu spokój. Przyniosłem nawilżoną szmatkę i przyłożyłem do gorącego czoła francuskiego księcia, który zdążył już usnąć. To musiało wystarczyć. Miałem nadzieję, że choć trochę przyniesie mu ulgę. Gdy tylko wrócimy do zamku, każę medykom przebadać mojego męża.

Ostrożnie usiadłem na brzegu łóżka i obserwowałem jego lekko zaróżowione policzki. Miał uchylone usta, a karmelowe kosmyki włosów rozrzucone były na białej poduszce wypchanej sianem. Wyglądał naprawdę krucho i drobno. Był jeszcze taki młody, a tak wiele w życiu przeszedł. Nie powinienem nigdy dokładać mu więcej zmartwień. Obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie będę powodem jego nerwów i łez.

Był lepszym królem niż ja.

♣♣♣♣♣

Witajcie!

Ten rozdział wyszedł taki sobie, ale jest jak jest.

Cieszę się, że udało mi się napisać do końca ten ff. Miał mieć zupełnie inne zakończenie, ale to nie jest taki złe.

Jeśli chcecie jeszcze dziś kolejny rozdział, poproszę 100 komentarzy

Miłego dnia!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

A Blind Prince ~Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz