46. Obowiązkiem króla jest słuchać głosu ludu

3.6K 468 169
                                    


♛♛♛♛♛

Harry

Louis przeleżał w łóżku dwa dni. Był pod dobrą opieką najlepszego lekarza w królestwie. Sam również przy nim czuwałem i co chwila zaglądałem do komnaty w nadziei, że się obudzi. Zrobił to po kilkunastu godzinach, które ciągnęły się w nieskończoność. Martwiłem się o niebieskookiego. Medyk zapewniał mnie, że królowi potrzebny był po prostu odpoczynek. Ostatnio zbyt dużo działo się w jego życiu, a duża dawka stresu i zmęczenie dały o sobie znać.

Kiedy nie siedziałem w naszej komnacie przy mężu, załatwiałem sprawy królestwa. Wiele razy obradowaliśmy. Szlachcice nie byli zadowoleni z tego, że zniosłem ostatnie rozporządzenie odnośnie podatków. Nie mieli wyboru, musieli się podporządkować. Wielu z nich ośmieliło się zrzucić winę na ślepego księcia. Sądzili, że to wszystko jego wina, lecz byli w błędzie. Kazałem ich usunąć z sali. Od tamtego czasu pozostali pilnowali tego, co chcą powiedzieć. Kiedy pierwszy szok minął, urzędnicy zaczęli współpracować i nie burzyli się aż tak bardzo. Wszystkich uwięzionych cywili, którzy zostali niesłusznie wtrąceni do lochów, uwolniłem. Wrócili na swoje wsie, gdzie czekały na nich rodziny.

Mój ojciec codziennie mnie nachodził i próbował zniechęcić do Louisa. Zaproponował nawet, że biskup unieważni nasz ślub. To było strasznie żałosne z jego strony. Desmond w swoim życiu zrobił chyba tylko dwie dobre rzeczy. Jedną z nich  było zapoznanie mnie z księciem francuskim i zmuszenie do ślubu, a drugim zrzeczenie się korony.

- Nie znudziło ci się tak tu siedzieć? - usłyszałem lekko zachrypnięty głos swojego męża, który brzmiał tak zaraz po przebudzeniu.

Uśmiechnąłem się tylko i spojrzałem na leniwy uśmiech, który zagościł mu na twarzy. Znajdowaliśmy się teraz w  sypialni. Szatyn smacznie sobie spał, a ja czemu zwyczaj przy nim siedziałem i obserwowałem to, jak spokojną miał twarz. To stało się już moim nawykiem. Zanim rano opuszczałem sypialnię, chciałem nacieszyć się widokiem swojego śpiącego męża.

- Nigdy mi się to nie znudzi - odparłem swobodnie, sięgając do jego policzka by przejechać po nim wierzchem dłoni. - Śniadanie jest już gotowe. Jeśli chciałbyś jeszcze poleżeć, to...

- Ostatnio miałem nadmiar snu - odparł, wyciągając przed siebie rękę, którą po chwili złapałem i pomogłem mu podnieść się do pozycji siedzącej. - Wystarczy mi już na wiele tygodni.

- Teraz musisz o siebie dbać - powiedziałem, ignorując głupoty, jakie on wygaduje. - Będziesz się wysypiać, dobrze się odżywiać. Potrzebuję cię przy swoim boku, pamiętasz? Musisz być w pełni sił, by pomóc mi rządzić krajem.

- Sam dałbyś sobie radę bez problemu - stwierdził.

- Nieprawda - uparłem się. - A teraz koniec z marudzeniem. Pomogę ci się ubrać i razem zejdziemy na późne śniadanie.

Po przebraniu się z koszuli nocnej i poprawieniu włosów przez szatyna, wyszliśmy z komnaty. Szliśmy powoli korytarzami, rozmawiając o ostatnich wydarzeniach o których plotkowała cała służba w zamku. Zeszliśmy po kamiennych schodach, kierując się prosto do jadalni. Otworzyłem drzwi Louisowi i przepuściłem go przodem. Wszedłem zaraz za nim. Zdziwiłem się widokiem swoich rodziców. Zajmowali oni miejsca przy stole bez nakryć. Od razu napotkałem zimne spojrzenie ojca.

- W czym moglibyśmy wam pomóc? - zapytałem niechętnie. - Planowaliśmy zjeść śniadanie bez kolejnych kłótni.

- Harry... - odezwała się moja matka, lecz jak zwykle Desmond jej przerwał.

- Zamierzam cię opamiętać, synu - odparł mężczyzna, podnosząc się z krzesła.

Podszedł dwa kroki w moim kierunku, po czym się zatrzymał. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Chwycił dłońmi oparcie krzesła na którym siedziała moja matka. Zacisnął mocno palce, aż zbielały mu kostki. Dumnie uniósł podbródek, przeszywając mnie spojrzeniem.

- Poddani nie mogą kierować tobą jak kukiełką, to ty stanowisz władzę - dodał po chwili.

- Obowiązkiem króla jest słuchać głosu ludu - odparłem, podejmując jego wyzwanie. - Dobry król ma mieć szacunek wśród poddanych, a nie wzbudzać strach.

- Od lat rządziłem tym krajem twardą ręką i nikt nie miał żadnych zastrzeżeń - ciągnął dalej.

- Bo się bali. Każdy, kto sprzeciwił się uciskowi wtrącany był do lochów. Wiedziałbyś co myślą o tobie poddani, gdybyś choć raz wyszedł do ludzi.

- Nie masz pojęcia o życiu i władzy, mój synu - westchnął.

Puścił oparcie krzesła i skierował się w naszą stronę. Louisa nie obdarzył nawet spojrzeniem. Zachowywał się tak, jakby go nie dostrzegał. Nie podobało mi się to. Całe to jego zachowanie było denerwujące. Zacisnąłem dłonie w pięści. Zatrzymał się chwilę przy mnie, by zmierzyć ostrym spojrzeniem. Nie odwróciłem wzroku. Patrzyłem twardo na niego.

- Chciałbym, abyś opuścił zamek. Zamieszkacie w zamku przy wzgórzu na wschodzie  - powiedziałem spokojnie. - Nie chcę, byśmy przy każdej okazji się kłócili. Pozwól mi być dobrym królem.

Moja matka nawet nic nie powiedziała. Skinęła głową, niemo zgadzając się z moją decyzją. Zawsze stała przy boku Desmonda i nigdy nie wtrącała się w to całe władnie krajem. Usłyszałem głośne westchnięcie ojca. Na chwilę zamknął oczy, by po chwili znów je otworzyć. Wyciągnął  do przodu rękę. Myślałem, że mnie uderzy, lecz on tylko oparł ją na moim ramieniu.

- I będziesz nim - powiedział cicho. - Już nim jesteś. Pozostało mi tylko ustąpić.

♣♣♣♣♣

Witajcie!

Jutro już ostatni rozdział ,,A Blind Prince"

Cieszycie się? ^.^

Miłej nocy!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

A Blind Prince ~Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz