32. Nie jesteś Louisem

3.6K 469 310
                                    

♛♛♛♛♛

Harry

Woda uderzała w kadłub statku, powodując nieprzyjemne kołysanie. Pogoda była okropna. Deszcz padał nieprzerwanie od kilku godzin, mocząc ubrania nas wszystkich znajdujących się pod gołym niebem. Błyskawica przecięła niebo, dając przez chwile jasne światło. Podczas naszej podróży powrotnej zerwał się sztorm, a wszyscy wolni od ważniejszych obowiązków  marynarze zaczęli biegać po statku, aby ocalić żagle. Nie mogliśmy sobie pozwolić na połamanie masztów.

- Niech Wasza Wysokość schroni się pod pokładem! - usłyszałem po raz kolejny głos przekrzykującego wiatr marynarza. - Tu jest niebezpiecznie!

Jednakże nic sobie nie robiłem z tych słów. Przed kilkoma minutami widziałem jak fala wody zmyła z pokładu majtka. Nie zdążył chwycić się barierki na burcie i wpadł do wzburzonej wody. Kolejne fale nie pozwoliły mu na wynurzenie się i już na zawsze został pogrzebany w tym bezkresnym, wodnym cmentarzysku. To wydarzenie nasunęło mi myśli o rodzicach Louisa. Czy zginęli przez wodę, czy wcześniej ich życia zostały pozbawione przez bezlitosnych piratów? Niestety nikt tego nie wiedział. Umarli zabrali tę informację do spienionego cmentarzyska, a morscy bandyci będą chwalić się swoim wyczynem w każdym porcie, do którego dobiją.

- Idzie większa fala! - zawołał jakiś mężczyzna.

Złapałem się drewnianej konstrukcji, wpatrując w istny chaos rozgrywany na moich oczach. Jeden z oficerów puścił linę, która z dużą prędkością przesunęła się po deskach pokładu, podcinając nogi dwóm innym marynarzom. W tej samej chwili fala uderzyła w statek. Młody chłopiec pokładowy zaczął być zabierany przez falę w stronę burty. Chwyciłem jedną ręką za jego koszulę i mocno przycisnąłem do siebie. Poczułem kościste palce, które uczepiły się mojego pasa.

- Idzie kolejna! - tym razem krzyknął ktoś z drugiego końca pokładu.

- Wasza Wysokość, nalegam, aby jednak udać się w bezpieczniejsze miejsce - powiedział brodaty oficer, przecierając twarz od słonej wody.

Zacisnąłem mocno szczękę i skinąłem głową z chwilą, gdy kolejna fala rozbiła się o deski naszego statku. Kiedy tylko odzyskałem równowagę, ruszyłem w stronę wejścia pod pokład. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że trzymam za przemoczoną koszulę chłopca pokładowego.

- Wasz Wysokość, powinienem zostać na pokładzie - powiedział, kiedy w końcu na niego spojrzałem.

Znajdowaliśmy się już przy wejściu. Wpatrywałem się w niego uważnie. Był drobny, jego brązowe włosy były mokre od słonej wody. Chłopak drżał z zimna od lodowatej wody, która co chwila moczyła marynarzy.

- Chodź ze mną - odparłem tylko i przepuściłem go pierwszego, schodząc zaraz za nim.

Pod pokładem było o wiele spokojniej. Co prawda wciąż bujało statkiem, lecz byliśmy tu bezpieczni, schronieni przed wodą i wiatrem. Mała lampa paliła się na biurku, oświetlając pomieszczenie. Poszedłem do wygodnej sofy, siadając na niej. Oczywiście wszystkie meble były przymocowane, gdyby nie to, co chwila zmieniałyby położenie.

- Jak się zwiesz? - zapytałem.

- Lucas - odparł, spuszczając od razu swój wzrok, gdy tylko przyłapał się na tym, że na mnie patrzy.

Jednak mi to nie przeszkadzało.  Zdążyłem zauważyć, że chłopiec miał bardzo wyraziste, niebieskie oczy. Stał ze spuszczoną głową, tak bardzo przypominając mi o osobie, która mnie zraniła.

- Bardzo dziękuję za ratunek, gdyby nie Wasza Wysokość, ja... utonąłbym- powiedział cicho, za pewne nie wiedząc, czy może  odezwać się niepytanym. - Czy jest coś, co mógłbym dla króla zrobić?

- Towarzysz mi - odparłem, wskazując na miejsce obok. - Nie chcę tu tkwić sam.

- Ale...

- Taka jest moja wola -  dodałem nieco ostrzej.

Chłopak skinął głową i pośpiesznie usiadł na sofie, jak najbliżej krawędzi. Rozbawiło mnie to. Czy byłem aż tak przerażający, że nawet poddani ode mnie stronią? Teraz mogłem zrozumieć Louisa. Zastanawiałem się tylko, dlaczego zwlekał do ostatniej chwili z powiedzeniem mi, że zostaje.

- Niezdarny, niewystarczająco  dobry, niesamodzielny i bezużyteczny... - wymieniałem, patrząc gniewnie na pokładowego chłopca. - Książę... - westchnąłem, wypuszczając z trudem powietrze.

- Może ja... - zaczął, powoli podnosząc się z miejsca.

- Zostań! - zawołałem, mocno łapiąc go za rękę. - Nawet nie waż się mnie opuszczać Louis!

- Wasza Wysokość... to boli - cicho szepnął, ale brak mojej reakcji sprawił, że zamilkł.

- Jesteś królem, a wciąż gubisz koronę - pokręciłem z politowaniem głową, wybuchając śmiechem.

Sięgnąłem ręką po ozdobę na mojej głowie, po chwili zakładając ją na  chłopaka. Uśmiechnąłem się lekko  i uniosłem jego podbródek, gdyż znowu spuścił głowę. Powinien być dumny z noszenia jej, jest w końcu głową państwa. Dwóch państw.

- Nie zostawisz mnie już, prawda? - zapytałem, lekko się nad nim pochylając. - Jesteś taki piękny...

Dłonią pogładziłem jego policzek. Chłopak wzdrygnął się, a kiedy próbowałem go pocałować, zerwał się z sofy i odkładając szybko koronę, wybiegł z pomieszczenia. Zawiodłem się na nim.

- Nie jesteś Louisem - zaśmiałem się szaleńczo, wpatrując się w pustkę przed sobą. - Louis by mi się nie sprzeciwił.

♣♣♣♣♣

Witajcie!

Łapcie świeżutki rozdział! ♥

Uda wam się skomentować, napisać wasze odczucia po przeczytaniu?

Co sądzicie o zachowaniu Harry'ego?

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

A Blind Prince ~Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz