3 months later
—Dzień dobry, mała!
—Hej Jeff...— podeszłam do chłopaka, po czym złożyłam krótki pocałunek na jego policzku.—Co dzisiaj robisz Ski?
—Idę na grób Jocelyn.— posmutniał. Po śmierci Jahseh'a zostali parą. Byli razem dwa miesiące, po czym Jocelyn popełniła samobójstwo.
Żal mi tej dziewczyny. Po śmierci Jah'a wspierała mnie. Bardzo. Kochałam ją jak siostrę.
Liczę, że dobrze im tam obu, gdzie są teraz. Tam, u góry.
Może właśnie teraz spędzają tam razem czas?
Liczę, że są bardzo szczęśliwi. Też chciałam popełnić samobójstwo, nie być tu, miałam dość wszystkiego, ale jestem. Tu i teraz, żyje, chociaż nie mam siły.
—Chyba wybiorę się z tobą, pójdę na grób Jahseh'a. W końcu dzisiaj osiemnasty.
3 miesiące bez ciebie.
—Jasne, to ja cię podwiozę.
—Boże, przecież o tym ciągle mówię.—sarknęłam, a chłopak podniósł ręce do góry w geście obronnym.—Czego nie zrozumiałeś w zdaniu— pokazałam cudzysłów palcami w powietrzu.— Chyba wybiorę się z tobą?
—Ja... Pieprz się, wredna suko.— mruknął, a ja zaśmiałam się głośno na jego słowa.
—Zadzwonię do Xan'a, może będzie chciał jechać z nami.
—Okej, dzwoń bo spadamy za trzydzieści minut.
—Okej.
Odblokowałam telefon odciskiem palca. Na mojej tapecie widniał Jahseh, cały ubrudzony nutellą. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj.
Kiedy otrząsnęłam się ze wspomnień,
wybrałam numer telefonu do Diega. Odebrał po trzech sygnałach.—Diego Leanos mówi.
—Cześć, mam sprawę.
—Ah, to ty skarbie!—powiedział z lekką chrypą przeciągając ostatnią literę.
—Diego, brzmisz jakbyś był schlany w trzy dupy.— stwierdziłam przewracając oczami.
Cały Diego.
—Wczoraj piłem... Trochę... Mało.... Średnio...
—Mów prawdę.
—Kurwa, masz mnie w cholere się spiłem. A jaka sprawa?
—Idziesz ze mną na grób x?
—Uh, Jasne. Dawno mnie tam nie było. Z dobry miesiąc.
—Okej, to podjedziemy po Ciebie ze Ski Maskiem, cześć!
—Paa buziaki!
Rozłączyłam się. Zaczęłam się ubierać.
Już czwarty raz w tym tygodniu odwiedzam jego grób. Niby za często... Ale mi go strasznie brakuje...
________Podjechaliśmy po Diega. Przywitał się ze mną przytulając mnie, po czym rzucił krótkie "Cześć" do Jeff'a. Kiedy byliśmy już na miejscu, Diego położył znicz przy grobie X'a, pomodlił się po czym poszedł do Jeff'a. Ja usiadłam przed grobem ukochanego, po czym uśmiechnęłam się widząc jego zdjęcie. Jego fani robią robotę. Mnóstwo zdjęć, jakiś podziękowań, wierszy, listów, i innych rzeczy. Nawet znicze ułożone w literę "X". Uroczo.
—Cześć Jahseh.—chwila zupełnej ciszy, jakbym czekała na odpowiedź.—Co tam u Ciebie?— cisza.— U mnie bez Ciebie tak sobie...
Cisza.
Ta wieczna cisza.
—Ogółem Ski Mask też źle się czuje. W końcu Jocelyn popełniła samobójstwo. Była świetna. W ogóle, pozdrów ją tam. I mojego brata, Martina. Może już, tam w niebie zdążyłeś go poznać.—cisza.—Liczę, że tak. Był naprawdę świetnym bratem!
Mimowolnie z moich oczu spływały łzy, których nie potrafiłam zatrzymać w żaden sposób.
—I Ayala ma proces. Za kłamstwa w sądzie. Na twój temat. Już wszystko wiadomo, Jah. Już po niej. Niech za te kłamstwa zgnije w tym więzieniu.
Cisza.
—Błagam Cię, Jahseh. Jeżeli jest okej, daj mi znać. Obojętnie. Nawet mały liść porwany przez wiatr od Ciebie. Po prostu chcę wiedzieć.
Nic się nie stało.
—Kochanie, utrudniasz mi to...— mozolnie wstałam z ziemi po czym otarłam łzy lecące po moich czerwonych policzkach. Kierowałam się do chłopaków. Zanim jednak to uczyniłam, obrociłam się na pięcie, posłałam buziaka do grobu po czym szepnęłam cicho:
—Mały znak.
