—A kim pani dla niego jest?
—Żoną. Czy naprawdę nie mogę jechać z wami?!
—Może pani jechać za nami, do karetki nie zmieści się tyle osób.
—John, mamy go, musimy jechać.
—Dobrze, a więc pani niech jedzie za nami, jeżeli jednak nie, prosimy o szybkie zarejestrowanie pacjenta.
—Dobrze. Proszę się nim dobrze zająć.— wyjęczała dziewczyna przez łzy.
Widziałem, jak do karetki wchodzi ratownik, więc postanowiłem zawieźć Isabelle do szpitala.
Chociaż tyle mogę dla niej zrobić.
—Isa, może zawiozę Cię tam?
—Tak, chodź szybko!— dziewczyna pobiegła z łzami w oczach do mojego samochodu, po czym usiadła na miejsce pasażera z przodu.
Odpaliłem auto i zacząłem jechać za karetką.
Strasznie szkoda mi jej było. Poprostu ją bardzo lubię... Ba! Kocham! Nienawidzę kiedy cierpi.
Z resztą, już ja się postaram, żeby rozwiodła się z tym Jahseh'em, czy jak mu tam.
Nie zasługuje na jej uwagę i miłość.
Ona może być tylko moja, albo niczyja.
7 day's later
Isabelle POV.
—I jak z jego stanem?— zapytałam z nadzieją.
—Narazie dalej krytyczny. Przykro mi, ale pan Jahseh Onfroy, jak pani sama wie, dalej jest w śpiączce. Nic narazie nie wskazuje na to, żeby mógł się wybudzić.
—Dobrze, dziękuję.— opuściłam smętnie głowę w dół, po czym weszłam znowu do pokoju Jahseh'a.
Wyglądał okropnie, leżąc tak.
Powoli pokierowałam się w stronę jego łóżka. Podsunęłam sobie krzesło z kąta pokoju i na nim usiadłam.
Złapałam za bezwładną rękę Jahseh'a i uśmiechnęłam się smutno patrząc na jego twarz.
—Hej, jestem tu.— powiedziałam.— Jahseh, kochanie. Wiem, że żyjesz i codziennie modlę się o to, abyś się wybudził. Pamiętaj, że czekam, tu, na Ciebie. Tęsknię cholernie i nie mogę pogodzić się z tym, co się stało. Chciałam Ci powiedzieć, że...— wzięłam głęboki wdech i zamknęłam na chwilę oczy.— Jahseh!— zaczęłam płakać i oparłam się głową o tors chłopaka.— Ja Cię już jeden raz straciłam! Nie chcę Cię stracić drugi, ale tym razem na zawsze. Proszę Cię, obudź się.— chlipiałam.— Słuchaj... ja tylko... Chcę Ci powiedzieć... Kocham Cię nad życie. Rozumiesz? Kocham Cię. Obudź się dla mnie. Proszę.— wtuliłam się w tors chłopaka, po czym zamknęłam oczy dalej płacząc.
Hey, there you!.. Looking For A brighter season.
...
Hey, there you!.. Drowing in a hellples feeling...
Nuciłam piosenkę, kiedy zasypiałam na ciele Jahseh'a.
———
Patrzyłam na jego "Bad Vibes" na oczach. Kochałam jego tatuaże, jego twarz, jego charakter, jego wzrost, całego go kochałam. To już ósmy dzień, kiedy Jahseh jest w śpiączce. Lekarze mówili, że jest szansa na to, że się wybudzi, ale z każdym dniem coraz bardziej zanika.
Kiedy tak gładziłam jego delikatną skórę zadzwonił mój telefon.
Blaze💝💞💖💗
FACETIME
📳 📵
Postanowiłam odebrać.
—Cześć Isa! Jak się masz kochana?
—Źle... A jak z Sally'm?
—Dobrze się bawi. Mów mi, jak zdrowie Jahseh'a?
—Podobno jest szansa, że niedługo się wybudzi...— zobaczyłam uśmiech na twarzy chłopaka na tę wiadomość.—...ale z każdym kolejnym dniem znika.
—Mówie Ci Isa! Jak zobaczę tego Lee'go to go zapierdole!— uśmiechnął się jak zwykle uroczo.
Zaśmiałam się na jego słowa. Blaze od małego mi pomagał. Zawsze był dla mnie jak brat, którego straciłam w wieku 13 lat. Mój brat wyszedł na imprezę i już nigdy z niej nie wrócił. Martin był najlepszym bratem na świecie. Bardzo za nim tęsknię.
—Hej, Isa.
—Hm?— mruknęłam patrząc w kamerę, przy okazji otrząsając się z wspomnień.
—Kocham Cię bardzo. Wiesz o tym ta?
—Wiem Blaze, wiem...
—A ile jeszcze tam będziecie, w Poznaniu?
—Dobrze wiesz, że to zależy od zdrowia Jahseh'a. Chcesz go zobaczyć?
—Tak...— posmutniał. Przełączyłam na tylnią kamerę telefonu, ukazując na niej leżącego na łóżku szpitalnym Jahseh'a.
Po chwili patrzenia w ciszy na Jahseh'a usłyszałam słowa Blaze'a.
—To jest pojebane... Stary... Jah, mordo, słuchaj mnie. Tam gdzie teraz jesteś...— zauważyłam łzę spływającą po policzku chłopaka.—... trzymaj się. Nie pozwól, abyś odszedł i nas zostawił. Stary, my Cię potrzebujemy, czaisz to? Nie wiem, poprostu kurwa nie wiem czy mnie słyszysz, i czy to do Ciebie dojdzie. Ale pamiętaj Jah, kocham Cię jak brata. Nie poddawaj się tam. Walcz, cholera, walcz! Masz mi tu wrócić cały i zdrowy!— Blaze coraz mocniej płakał.— I pamiętaj! Nie pozwól się zabić. Wracaj Jahseh. Wracaj. Kocham Cię, trzymaj się Vro.— Blaze pokazał znak pokoju do kamery po czym otarł łzy.
—Dzięki Blaze...
—Pamiętaj kruszyno, trzymaj się tam. Dzwoń jak Jah się wybudzi, jasne?
—Tak, kocham Cię Blaze.
—Ja Ciebie bardziej.
—Ucałuj ode mnie syna, Mię i Maddie ok?
—Mad pewnie do Ciebie jeszcze zadzwoni. Trzymaj się ciepło. Pa kochana.
—Pa!— rzuciłam, po czym się rozłączyłam.
—Nie przeszkadzam?— usłyszałam głos za plecami.— Mam dla pani wieści, dotyczące Pana Onfroy'a.
—Proszę! Szybko!— uśmiechnęłam się przez płacz do lekarza, pokazując mu krzesło obok siebie.
—A więc Pan Onfroy...
———
Co z Jah'em 😵?
I nareszcie wiecie trochę więcej o Martinie.
I w ogóle...
Mam w planach jeszcze 2, max 3 rozdziały. Plus Epilog & podziękowania.
Zamierzam kontynuować książkę ale... To mega trudne do wytłumaczenia ale chodzą mi dwa zakończenia po głowie i od nich zależy, czy książka będzie kontynuowana.
Jeżeli wybiorę pesymistyczne, to koniec. Jeżeli optymistyczne, będzie jeszcze jedna część (co daje nam trylogię, w tedy będę zmieniała okładki).
No to koniec z informacji a teraz:
Za rozdział przepraszam, ale nie każda książka jest jak bajka.
Kocham was.
5 gwiazdek i next.
Do zobaczenia.
