Rozdział 2

582 26 1
                                    

Każdy dzień był taki sam, ten sam schemat działania. Scarlett wstawała rano i brała prysznic, po którym pakowała książki i szła do George. Czekała aż ten się ogarnie, a potem szli razem na śniadanie mimo że żadne z nich nie miało na nie ochoty. Obydwoje każdego dnia z przymusu połykali po kilka kęsów, a resztę czasu grzebali w jedzeniu czekając na koniec posiłku. Następnie  szli na zajęcia i zajmowali ławkę, a potem wyłączali się.
-Panna Tonks! Panno Tonks, proszę zaprezentować zaklęcie. – szarpnięta przez nauczyciela dziewczyna wyrwała się z myśli i spojrzała na niego nie rozumiejąc. – Panno Tonks, ja rozumiem że była wojna, ale każdy kogoś stracił. Nie może się pani tak zachowywać, a teraz... Expecto patronum, proszę zaprezentować to zaklęcie. Zapraszam na środek.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i wyszła na środek klasy trzymając kurczowo różdżkę. George widział jak jej dłonie drżą i chciał się odezwać, ale nauczyciel uciszył go jednym spojrzeniem.
-Proszę się nie wstydzić. Proszę podejść do skrzyni. – dziewczyna przesuwała się po milimetrze żeby jak najbardziej opóźnić moment zaklęcia. – I szybciej na litość boską, nie mamy całego dnia.
Scarlett nie mogła się dłużej ociągać więc moment później stała przed skrzynią, która na znak nauczyciela OPCM otworzyła się, a z jej wnętrza wyskoczyła paskudna istota okryta czarnym płaszczem. Brunetka stała wpatrzona w jej puste oczodoły i drżała na całym ciele.
-Zaklęcie Tonks!
Dziewczyna westchnęła głęboko i wypowiedziała głośno Expecto Patronum, ale oczy miała zamknięte. Z jej różdżki nie wydostała się nawet jedna iskra, zaklęcie nie zadziałało, natomiast istota przybliżyła się do niej i zaczęła ją atakować, a ta po prostu stała. W myślach przechodziła jej każda chwila spędzona z Fredem i Georgem, próbowała złapać się chociaż jednego wspomnienia mocniej, ale każde jedno uciekało gdy tylko chciała przypomnieć je sobie mocniej. Nie czuła że krzyczy, nie widziała jak do Sali wpada dyrektorka, a George wrzeszczy na nauczyciela. Nie wiedziała że osuwa się na ziemię, a ktoś niszczy dementora. Po prostu zemdlała.

-Pan jest niepoważny, panie Diggory! - warknęła McGonagall stojąc w drzwiach skrzydła szpitalnego.
-Nie zrobiłem nic złego, wypada być przygotowanym na zajęcia.
-Czy pan nie rozumie? Ona jest nastolatką, jest jeszcze młoda, a już tyle przeszła. Ma prawo cierpieć. Czy pan nie stracił nigdy nikogo bliskiego?
-Tak się składa pani profesor że mój syn został zabity przez Sama Pani Wie Kogo, a moja żona? Straciła życie przez ciotkę tej dziewuchy. Narcyza Malfoy, mówi to coś Pani?
-Nie powinien chować pan urazy, tylko dlatego że są spokrewnione.
-Pani dyrektor...
-Dosyć! – warknęła siwowłosa.
Wszystkiemu przysłuchiwała się dziewczyna, która wciąż miała zamknięte oczy. Postanowiła się jednak odezwać.
-Panie Diggory. – jej głos był trochę chrapliwy, ale z każdym słowem szło jej lepiej. – Ja też straciłam na wojnie wszystko. Moja siostra zginęła wraz z mężem, mój najlepszy przyjaciel został zabity. Zginęło tyle ludzi których znam... Cedrik też był taką osobą, nie wie pan, ale się przyjaźniliśmy. To była jedna z najlepszych osób jakie poznałam w życiu. Przepraszam za swoją rodzinę, ale jej się nie wybiera.
-Twoje przepraszam nie zwróci mi żony. – warknął mężczyzna i zawrócił się na pięcie po czym opuścił skrzydło trzaskając drzwiami.
-To nie twoja wina Tonks. – powiedziała dyrektorka siadając na krzesełku obok łóżka. – Czy możesz mi powiedzieć co się stało, z twojej perspektywy?
Dziewczyna kiwnęła głową i podniosła się do pozycji półleżącej. Bawiła się nerwowo rękoma.
-Zostałam poproszona o użycie zaklęcia patronusa, przeraziła mnie ta perspektywa więc szłam do tej głupiej skrzyni bardzo powoli, ale musiałam wykonać polecenie. Gdy przed nią stałam, profesor wypuścił dementora, a ja nie wiedziałam co robić. – zaczęła się jąkać. – To znaczy pani profesor ja wiem co trzeba zrobić, ale no, jak ja mogłam. Ja... Nie umiałam utrzymać żadnego pozytywnego wspomnienia pani profesor. Pierwsze spotkanie z Fredem zmieniło się w moment jego śmierci, każdy jego uścisk przekształcał się w moment gdy widziałam jego puste oczy. Pani profesor, co jest ze mną nie tak?
Widząc roztrzęsioną dziewczynę Minerwa przysiadła na łóżku i objęła ją dłonią.
-Tak się czasem dzieje, niektórzy po stracie nie mogą już przywołać tych najszczęśliwszych wspomnień, niekiedy pod wpływem silnych emocji patronus zmienia swoją postać, ale są czarodzieje, którzy już nie potrafią już wytworzyć swojego patrona. Niestety nie mogę w ciągu roku zmienić nauczyciela więc mam nadzieje że poradzisz sobie z panem Diggory, a jeśli coś będzie nie tak, to proszę, zgłoś się do mnie.
-Dziękuje.
-A teraz wpuszczę do ciebie tego rudowłosego młodzieńca, od pół godziny piekli się pod drzwiami. Odpocznij.
Gdy tylko George minął się w przejściu z McGonagall, dopadł do łóżka przyjaciółki i przytulił ją mocno.
-Myślałem że go tam zabije. Jak można być takim idiotą?!
-Daj spokój Georgie, jest okej. Musimy sobie z nim poradzić. To nasz ostatni rok. – Dziewczyna roztrzepała długie włosy chłopaka i uśmiechnęła się lekko.

Napraw mnie, proszę // Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz