-Błagam Freddie, błagam. Nie rób mi tego. - dziewczyna pochylała się nad leżącą na noszach postacią. Dwudziestoletni chłopak miał puste, szeroko otwarte oczy i uśmiechniętą twarz. Próbowała nim potrząsać, ale nic to nie dawało, biła po twarzy i ramionach - nadal nic. Zaczęła głaskać jego poranioną twarz przejeżdżając powoli, dokładnie po policzkach, szukając zarysu ust i nosa.
- Obiecałeś mi. - jęknęła zanosząc się łzami. Nie obchodziło jej że byli obserwowani przez całą rodzinę nieżyjącego chłopaka. Jego brat bliźniak szlochał w ramionach mamy, ledwo trzymał się na nogach, Ron - młodszy z rodzeństwa klękał przy noszach i trzymał bezwładną dłoń rudowłosego. Często się kłócili, to Ron był najczęściej ofiarą wrednych żartów bliźniaków, ale teraz to wszystko było nieważne. Żałował tylko że rozstali się w kłótni, ostatni moment w którym się widzieli był tym, gdzie bracia bliźniacy podłożyli mu pająka do kieszeni i śmiertelnie się obraził. Nie odzywał się do nich od ostatnich trzech dni, a teraz nie miał już chwili by naprawić ten błąd. Ginny i starsze rodzeństwo - Percy, Bill i Charlie nie znali najnowszych wieści, dziewczyna walczyła gdzieś ze Śmierciożercami natomiast najstarsi bracia znajdowali się w Ministerstwie Magii, tam walczyli o wolność.
-Tak długo tym zwlekałam, nie zdążyłam Ci powiedzieć, nie powiedziałam Ci że cię kocham Fred. Musisz to usłyszeć. Błagam. Proszę. Kocham cię tak bardzo.
Zalewając się łzami cmoknęła czoło starszego bliźniaka i zamknęła jego oczy. George odciągnął nastolatkę od brata wtulając w siebie mocno. Zaciągnął się zapachem jej włosów, pachniała krwią, ziemią i trawą.-Nie zostawiaj mnie Scarlett.
-Georgie... Nie mogę ci tego obiecać.
-Nie mogę w jeden dzień stracić jego i ciebie. To za dużo, straciłem połowę duszy, połowę serca. Mam stracić i ciebie? Proszę.
-George...
Dziewczyna szukała w głowie jakieś wymówki, ale szybko zapomniała co miała powiedzieć gdy zobaczyła jak ciało chłopaka znika.-Nie. - wyszeptała. -Co się dzieje?!
Zdezorientowani i zrozpaczeni czarodzieje patrzyli jak ciało rudowłosego znika na nich oczach, brunetka i bliźniak dopadli do niego, ale zdążyli już tylko złapać powietrze, a posłanie przed chwilą zajęte przez martwe ciało było teraz puste. Scar zaczęła krzyczeć, wrzeszczeć przeraźliwie miotając się po ziemi i szukając wzrokiem rudej czupryny.-Fred, Freddie. To tylko głupi żart. Daj spokój, wyjdź z ukrycia. To nie jest śmieszne ty idioto. - mówiła do siebie pod nosem kołysząc się. Wtedy nagle z zewnątrz usłyszeli krzyki, znaczyło to że Śmierciożercy ruszają do natarcia. George złapał dziewczynę za ramie i wybiegli z prowizorycznego szpitala. Na czele szedł Voldemort, obok niego Hagrid, który niósł coś w ramionach. Przy ich boku skakała przeszczęśliwa Beatrice krzycząc coś. Scarlett niewiele myśląc odepchnęła od siebie bliźniaka, zdążył zauważyć tylko furię w jej oczach i wyciąganą w pośpiechu różdżkę, a potem już jej nie było.Stała w gruzach szkoły, która dała jej wszystko. Szkoły, która pozwoliła odkryć radość z życia w chwili gdy myślała już że ten świat to nie miejsce dla niej. Wszędzie walały się kamienie, skrawki gruzu i ciała. Nieżywi uczniowie, jak i poplecznicy Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wypowiadać leżeli w kałużach krwi patrząc pusto przed siebie, niektórzy byli przygnieceni przez rozwalone mury, inni zabici zaklęciami niewybaczalnymi. Brunetka parła przed siebie nawet nie zwracając uwagi na nawoływania ze strony przyjaciół, chwilę później stała już przy ruinach mostu, który prowadził do Hogwartu, a którym teraz szli przeciwnicy. Szeroki uśmiech na twarzy wężowego sprawiał że było jej niedobrze, a ona sama tylko zaciskała mocniej dłonie.
-VOLDEMORT! - warknęła najgłośniej jak mogła, jej krzyk sprawił falę, która zatrzymała Czarnego Pana. - Zabrałeś mi wszystko, wszystko.
CZYTASZ
Napraw mnie, proszę // Fred Weasley
Fiksi Penggemar."-Obiecałeś Fred! Przecież mi obiecałeś. Nie rób tego, nie odchodź. Nie zostawiaj mnie tu, Freddie. " Śmierć nigdy nie przychodzi wtedy gdy powinna. Jak uporać się że stratą osoby, która była całym twoim światem? Życie toczy się dalej nieustannym b...